Logo Przewdonik Katolicki

Papieskie tango

Szymon Bojdo
fot. Materiały Prasowe

Postać papieża fascynuje twórców filmowych nie od dziś. A co dopiero, jeśli w tym samym czasie żyje dwóch papieży? To materiał na filmowy majstersztyk!

Znamy doskonale produkcje filmowe o papieżach, a już szczególnie o Janie Pawle II. Jest to zawsze kino, owszem, chwytające za serce, bo zazwyczaj przybliża historię polskiego papieża, części z nas przypomina młodość i wzbudza tęsknoty za głosem rozsądku, który jakoś spajał nasze społeczeństwo. Artystycznie bywa różnie, ale finiszując tę dygresję, chcę podkreślić, że najnowszy obraz stworzony przez Netflix, czyli Dwóch papieży, to film jak rekolekcje – nie żaden paradokument, ale skłaniający do refleksji, nie tylko o swojej wierze, dowcipny, piękny.
 
Dwa światy
Przypomnijmy, obraz wyreżyserował znany z takich filmów jak Miasto Boga czy Wierny Ogrodnik Fernando Meirelles. Kino tego Brazylijczyka cechuje się dużym rozmachem, choć rozmach ów wynika z użycia często bardzo skromnych, wręcz intymnych środków: rozmowy, przeciągłego spojrzenia, retrospekcji.
W najnowszym filmie również śledzimy historię dziejącą się faktycznie na przestrzeni kilkudziesięciu lat, choć ubrana jest ona w formę kilku spotkań dwóch żyjących papieży: granego przez Anthony’ego Hopkinsa Benedykta XVI i odtwarzającego kardynała Jorge Bergoglia i Franciszka Jonathana Pryce’a. Przez dwie godziny jednak z zapartym tchem śledzi się tę wymianę zdań. Można się zatrzymać na podstawowej warstwie: jeden przekonuje drugiego, by nie szedł na emeryturę, z kolei drugi pierwszego, by nie ustępował z urzędu. I to też bardzo ciekawe: dla fanów „kościelnej polityki” spróbowano odtworzyć kulisy ustąpienia poprzedniego i wyboru obecnego następcy św. Piotra.
Drugi poziom to zestawienie dwóch różnych wizji Kościoła: konserwatywnej i nieprzepadającej za zmianami z tą, dla której zmiana jest szansą i możliwością działania Boga. Tu racje ułożone są bardzo równomiernie, bo aż podskoczyłem na kinowym krześle, gdy Bergoglio mówi Ratzingerowi, że „miłosierdzie to siła, która rozsadza mury”. Ale też przyklasnąłem kinowemu Benedyktowi XVI na słowa, że „ gdy Kościół bierze ślub z duchem czasu, szybko pozostaje wdową”. W postawie obu hierarchów wyczuwa się ogromną troskę o Kościół, choć motywacje tej troski wypływają z różnych źródeł. Hopkins wypowiada często słowo „prawda”, podczas gdy Pryce nieraz powie „miłość”.
Wreszcie, na co warto zwrócić szczególną uwagę, odczytamy ten film jako spotkanie dwojga ludzi. Są to osoby z dwóch różnych kręgów kulturowych, dwóch generacji, o zupełnie innym doświadczeniu historii świata, połączonych służbą w jednej instytucji Kościoła. W filmie słuchamy właściwie dwóch spowiedzi i rozrachunków ze swoim życiem. Przetkane bardzo familiarnymi momentami, jak wspólne oglądanie telewizji, jedzenie pizzy, granie przez Benedykta na pianinie czy rozmowy Bergoglio z ogrodnikiem. Na chwilę zapominamy wtedy, że są to wyznania dwóch osób, które w ostatnich latach miały wpływ na ponad miliard katolików na całym świecie. Mamy poznać w jakiś sposób motywacje tych decyzji. Dostajemy więc złożone portrety dwóch odmiennych osób, które w kluczowym momencie historii – nie tylko swojej, ale bez przesady mówiąc: historii świata – łączą się nicią braterstwa.
 
Prawda czy fikcja?
Tutaj od razu pojawiają się kontrowersje i winniśmy odpowiedzieć na pytanie: skąd scenarzysta o tym wszystkim wiedział? Co z tego, co widzieliśmy w filmie, było prawdą? Ano, nie ma to najmniejszego znaczenia. Nikt nam nie zapowiadał bowiem filmu dokumentalnego. Oczywiście, sami twórcy się podkładają, gdy zapowiadają, że film jest oparty na prawdziwych wydarzeniach, ale musimy skupić się na tym słowie: oparty.
Rwałem sobie włosy z głowy, gdy krytycy tuż po pierwszych projekcjach próbowali procentowo określić, że Benedykta jest w filmie jakby mniej i w ogóle nie jest on przedstawiony tak korzystnie jak ekstrawertyczny Bergoglio. Ale właśnie o tym jest ten film – że możemy się różnić, mieć inne sposoby wyrażania siebie, ale w sprawach kluczowych powinniśmy wznosić się ponad to. Nie ma we mnie zgody na opinie, że Anthony Hopkins gra (a gra doskonale) gburowatego polityka, który zmęczył się rządzeniem Kościołem. Wręcz przeciwnie – w poetycki sposób poznajemy czułego wręcz intelektualistę, głęboko przejętego światem i losem jego zbawienia, choć wyrażającego to na zupełnie innym poziomie niż konkretny, „duszpasterski” Bergoglio.
Film utkany jest ze znaków i symboli charakterystycznych dla kina Meirellesa: dym unoszący się w górę lub opadający w dół, fragmenty fresków w kaplicy Sykstyńskiej lub niby szczegół, a jakże otwierający interpretację: ważne rozmowy bohaterowie odbywają przy stole, który układa się w krzyż. Porzućmy więc encyklopedyczne szukanie wypowiedzianych słów czy zobaczonych scen w biografiach obu papieży.
Liczę, że Dwóch papieży będzie dla Państwa lekturą obowiązkową i zobaczycie w nim tango dwóch ważnych postaci w historii początku XXI wieku. Tak, tango, ten argentyński taniec, tak bliski sercu papieża Bergoglia (mówi on zresztą o tym w filmie). Obraz pokazuje nam, że do tanga trzeba dwojga – jak brzmią słowa popularnej piosenki. Tango to taniec, w którym zawsze jedna osoba prowadzi, a druga podąża za nią – inaczej kroki po prostu nie wychodzą, a nawet można się boleśnie potknąć. Gdy tańczy się tango, nie można zatrzymywać się, bo wpadną na nas inne pary – należy być w ciągłym ruchu.
Może takie ciekawe przedstawienie różnych kościelnych wrażliwości skłoni także nas, tu w Polsce, do refleksji, czy nie warto zrezygnować z plemiennych przepychanek na rzecz twórczego dialogu?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki