Oto jedna z wielkich tajemnic jej malarstwa – przenikanie z ubioru – wielkiej manifestacji każdej osoby, z fizjonomii z jej charakterystycznym i niepowtarzalnym układem do samego wnętrza, plątaniny wewnętrznych sprzeczności. Potrafiła zejść do pokładów, których obecności nawet sam portretowany nie spodziewał się odnaleźć w sobie. A wnikała w człowieka przez oko. Na początek oko. Tak jak miało to miejsce z Janem Chrzcicielem. On zobaczył Jezusa. Wpierw spostrzegł, ale na tym się nie skończyło. Zobaczył i szybko rozpoznał po sposobie stawiania kroków, po układzie ramion i głowy, że Jezus idzie w jego kierunku. To go poruszyło. Spojrzenie wystarczyło, by zrozumieć, jak przez to kroczenie rozwija się i narasta więź między nimi. Słowa, które usta wyrzekły – fala dźwiękowa zrozumiana dla postronnych – zrodziły się w oku. Ono dostrzegło, odszyfrowało, i dobrze zarejestrowany obraz przekazało do serca. Oto świetnie wyszkolone oko Jana Chrzciciela – genialne narzędzie jak oko orła wyćwiczone w wypatrywaniu zdobyczy, jak oko sowy, które widzi w ciemnościach, tam gdzie nikt inny niczego dostrzec nie może. Gdy tłum stał, niczego nie rozpoznając, nie przeczuwając, Jan łypał ciekawie, rozglądał się, niestrudzenie śledził, wyczulony na najmniejszy ruch miłości. Dopadał swym przenikliwym spojrzeniem i zaraz obwieszczał zwycięsko: „Między wami stoi ten, którego nie znacie”. On Go dojrzał, on zauważył, jego oko było do tego wyszkolone.
Być może to jedno z ważniejszych zadań naszego chrześcijańskiego życia – tak wyszkolić swoje oczy, aby nawet w różnych ciemnościach cywilizacyjnych dostrzec Jego obecność między nami. Nawet gdy wszyscy widzą gęstniejącą ciemność, dym i opary siarki, przebić się przez kłębiące się chmury pesymistycznych wizji i wydobyć Jego, często bardzo dyskretną obecność i rozpoznać, że zmierza w naszym kierunku.
Chwila refleksji
Jak dbam o swoje spojrzenie, by szkolić się w wykrywaniu dobra, piękna i Jego obecności w swoim bezpośrednim otoczeniu?