Logo Przewdonik Katolicki

Próg dorosłości na ulicy

Weronika Frąckiewicz
fot. Lidia Piasecka

Rozmowa z Agnieszką Sikorą o bezdomności, która jest traumą niezależnie od wieku, o konsekwencjach kryzysu rodziny i o miejscach życia bezdomnej młodzieży.

Osoby w kryzysie bezdomności stereotypowo kojarzą nam się z około 40-letnim mężczyzną, rzadziej kobietą, ze zniszczoną twarzą, w brudnych ubraniach. Jaka jest różnica pomiędzy młodą a dorosłą osobą mieszkającą na ulicy?
– Bezdomność zawsze jest traumą, zawsze jest czymś szalenie trudnym bez względu na to czy dotyka osoby młodej, czy dorosłej. Bardzo często słyszę od kolegów i koleżanek, którzy pracują z osobami dorosłymi doświadczającym bezdomności, że ja zajmuję się profilaktyką bezdomności, a oni pomaganiem bezdomnym. Tak naprawdę nie potrafię powiedzieć, czy jest to jeszcze profilaktyka, czy już interwencja. Do naszej fundacji przychodzą młode osoby mające 18, maksymalnie 25 lat, które nie mają gdzie mieszkać, czasami spędzają tygodnie lub miesiące, jeżdżąc autobusem, śpiąc na klatkach schodowych, przebywając w pustostanach czy na ogródkach działkowych. Czy to jest bezdomność, czy tylko jej początek, trudno mi powiedzieć. Bez wątpienia pozostaje fakt, że jeśli ci młodzi ludzie nie dostaną w odpowiednim momencie wsparcia, to ten kryzys będzie się wydłużał w czasie, będą pojawiać się negatywne nawyki; aby przetrwać, będą oni podejmować działania często niezgodne z prawem, będą sięgać po używki, nastąpi degradacja, a w końcu wieloletnia długotrwała bezdomność, z której bardzo trudno jest wyjść.
 
Jak wielu spośród młodych Polaków żyje na ulicy?
– Tak naprawdę nie mamy pełnej statystyki tego problemu. Nasza fundacja sporządziła w grudniu raport, który dotyczy tylko Warszawy. Był on przygotowany w dość krótkim czasie, dlatego bardziej należy traktować go jako badanie pilotażowe. W ramach tego raportu staraliśmy się sprawdzić, jak wielu młodych ludzi, do 25. roku życia, przebywa w Warszawie i doświadcza bezdomności. Nasze dane pokazują, że informacje, które zostały zebrane w ramach ogólnopolskiego badania bezdomności młodzieży realizowanego przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, są bardzo zaniżone, niepełne i nieprecyzyjne. Ministerstwo podaje, że bezdomnych młodych ludzi w całej Polsce jest 784. My robiąc badania w Warszawie tylko w ciągu dwóch nocy w ekipie sześcioosobowej, w tych miejscach, w których spodziewaliśmy się, że możemy tych młodych ludzi spotkać, doliczyliśmy się 105 osób. Jak już powiedziałam, badania odbyły się w tylko w stolicy i angażowały wąskie grono badaczy, a ministerstwo liczy bezdomnych, wykorzystując współpracę licznych służb. Jestem przekonana, że młodych osób w kryzysie bezdomności w naszym kraju jest zdecydowanie więcej. Żeby faktycznie to ocenić, należałoby prowadzić działania streetworkingowe, wejść w świat młodzieży, zaprzyjaźnić się i pomału do nich docierać, to pozwoliłoby z większym prawdopodobieństwem oszacować, ilu młodych żyje na ulicy.
 
105 osób w samej tylko Warszawie w ciągu dwóch nocy to duża różnica w porównaniu do niespełna 800 osób w całym kraju w ciągu roku. Skąd takie rozbieżności w wynikach?
– Główną przyczyną jest specyfika tego problemu. Ośrodki pomocy społecznej wskazały nam na przykład miejsca niemieszkalne, w których należy spodziewać się osób bezdomnych. Okazało się, że faktycznie były tam, ale wśród nich nie było młodzieży. Młody człowiek dorosłym przeszkadza, ma inny styl życia, inne potrzeby, nie będzie się komunikował z 50- czy 60-latkiem. To jest inny świat. Młodzi przebywają w zupełnie innych miejscach. To są na przykład centra handlowe, które w ogólnopolskich badaniach nie były w ogóle sprawdzane. My podczas dwóch godzin w samych tylko Złotych Tarasach naliczyliśmy 15 osób. Młodzież bardzo często przebywa na squatach, w opuszczonych budynkach, do których dostać się nie jest tak łatwo, bo trzeba wiedzieć, gdzie się znajdują, a dodatkowo nie każdy może tam wejść. Bardzo rzadko korzystają także z pomocy schronisk i noclegowni. To są miejsca, które młodzież będzie omijać tak długo jak tylko się da. Nie czują się tam dobrze, poza tym są na tyle zdrowi i silni, że lepiej radzą sobie, funkcjonując na ulicy. Często łączą się też w grupy i próbują różnych sposobów na znalezienie noclegu. Ostatnio jeden z podopiecznych opowiadał mi, że jest jakieś mieszkanie w śródmieściu Warszawy, które należy do jakiegoś pana i ten człowiek pozwala młodzieży tam nocować. W ciągu jednej nocy potrafi być nawet 30 osób, czasem są tam też osoby poniżej 18. roku życia. Słyszałam też o takich rozwiązaniach, że młodzież zbiera pieniądze na tak zwaną wędkę, a następnie zrzuca się i w kilkanaście osób wynajmuje apartament przeznaczony dla dwóch osób. Tak naprawdę żebyśmy mogli dobrze rozpoznać to zjawisko, potrzebowalibyśmy zrobić bardzo poważne, długofalowe badania, które pozwoliłyby nam lepiej poznać młodzież w kryzysie bezdomności. Jest to grupa specyficzna, różniąca się od osób dorosłych, a więc wymagająca innego sposobu liczenia, ale również innych sposobów oddziaływania i odmiennych form pomocy.
 
Jakie grupy młodzieży szczególnie zagrożone są kryzysem bezdomności?
– Z naszej obserwacji wynika, że nawet 80 do 90 proc. młodych osób żyjących na ulicy ma doświadczenie pobytu w jakiejś instytucji: czy to w pieczy zastępczej – czyli rodzinie zastępczej lub domu dziecka, czy w placówce resocjalizacyjnej – ośrodku wychowawczym, zakładzie poprawczym, a nawet w areszcie śledczym lub zakładzie karnym. Ale tak naprawdę 100 procent z nich doświadczyło problemu w rodzinie. Jeżeli nawet pomagamy komuś, kto wychowywał się w rodzinie biologicznej, zwykle była to rodzina, w której występowały problemy niezauważone przez system. Często zastanawiam się, jak to jest możliwe, że dziecko do 18. roku życia mieszkało w domu głęboko dysfunkcyjnym i nikt tego nie zauważył, nikt go z tego domu nie zabrał. Faktem jest, że przeżywamy w naszym kraju kryzys rodziny. Rodzice są zajęci, nie mają czasu, ale wydaje im się, że robią fantastyczne rzeczy dla dzieci, bo je wspierają finansowo. A w gruncie rzeczy coś bardzo niedobrego dzieje się z relacjami, z poczuciem bezpieczeństwa. Coraz więcej dzieciaków trafia do nas z zaburzeniami psychicznymi.
 
Kto jeszcze do Was trafia?
– Niebywała jest dynamika problemów, które dotyczą młodych ludzi. Kiedy w 2011 r. zaczynaliśmy naszą pracę, pracowaliśmy głównie ze zdemoralizowaną młodzieżą, która miała na swoim koncie jakieś czyny karalne. Potem był taki okres, gdy było bardzo dużo ludzi uzależnionych – i nadal mamy ich sporo, ale to, co zauważamy w tej chwili, to tak jak wspominałam, bardzo duża liczba osób z przeróżnymi zaburzeniami: nerwicami, depresją, chorobą afektywną dwubiegunową, początkami schizofrenii. Mamy też dość dużą grupę osób z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym, w stopniu lekkim. Oczywiście najtrudniej jest, kiedy są to osoby, które łączą te wszystkie cechy. Mamy wtedy trzy w jednym.
 
Nasze miasta są pełne młodych ludzi. Wielu zachowuje się i wygląda dość niekonwencjonalnie. Jak rozpoznać tych, którzy zmagają się z kryzysem bezdomności?
– Mają zniszczone buty, może są trochę brudni. Czasem jednak wyglądają super, mają fajne ciuchy, nierzadko bardziej markowe od przeciętnego człowieka. Tak naprawdę trudno te osoby rozpoznać. Ja chyba mam siódmy zmysł, poznaję ich od razu. Po tylu latach pracy potrafię dostrzec coś niezauważalnego na pierwszy rzut oka. Jednak generalnie, jeśli się nie zna pewnych zachowań, które są charakterystyczne dla tej grupy, to można się nie zorientować. Czasem podchodzą na ulicy i proszą o pieniądze na bilet czy bułkę. Można również przyjrzeć się młodym, którzy siedzą przez kilka godzin w McDonaldzie przy jednej paczce frytek. To mogą być tacy, którzy poszli tam się ogrzać. Czasem zdarza się, że trzech śpi, a jeden pilnuje, żeby ich nie wyrzucili, a potem się wymieniają.
 
Na co dzień towarzyszy Pani wielu młodym ludziom, którzy borykają się z najróżniejszymi problemami. Wasza fundacja prowadzi także mieszkania treningowe dla osób, które chcą wyjść z kryzysu bezdomności. Skąd wziął się pomysł na założenie Fundacji po DRUGIE?
– Przez wiele lat pracowałam jako dziennikarka w dość znaczących ogólnopolskich mediach. Całkiem dobrze mi się wiodło. Zaczynając pracę dziennikarki w radiu, jeszcze jako 20-latka, pierwszą audycję zrobiłam z Markiem Kotańskim, a potem razem z nim prowadziłam regularną audycję na antenie. Zawsze bardzo mnie ciągnęło do spraw społecznych. Wtedy jednak byłam bardzo młoda i nie czułam się gotowa, aby się tym zająć na poważnie. Będąc już wiele lat w zawodzie, zrobiłam cykl filmów dokumentalnych dla Polsat Cafe Dziewczęta z Falenicy o dziewczynach z zakładu poprawczego w Warszawie Falenicy. Gdy skończyłam przygotowywać materiał, nie mogłam stamtąd wyjechać i pomyślałam, że założę fundację i będę pomagać młodzieży. Po jakimś czasie okazało się, że łączenie dziennikarstwa, fundacji i macierzyństwa (bo jestem też mamą wspaniałego nastolatka) to nie jest dobry pomysł. Jeśli chce się coś robić dobrze, to trzeba się temu oddać całkowicie. Po jakimś czasie odeszłam z zawodu i zajęłam się profesjonalnie fundacją, mimo że tak naprawdę nie miałam pojęcia jak to się robi. Dziś, razem z zespołem – mam szczęście pracować z fantastycznymi i zaangażowanymi ludźmi – prowadzimy wiele działań, których głównym celem jest wsparcie młodzieży, która z różnych powodów ma trudny start w dorosłość.
 
Agnieszka Sikora
Założycielka i prezeska Fundacji po DRUGIE, która pracuje z młodzieżą zagrożoną wykluczeniem społecznym, w szczególności wychowankami placówek resocjalizacyjnych dla nieletnich
 
 
WYPOWIEDZI DO RAMEK
 
Dla mnie bezdomność to czas, który może minąć, ale to jednocześnie czas smutku i braku rozwiązań. Bałem się, że nie dam sobie z tym wszystkim rady i że przestanę już być tym zabawnym chłopcem, roześmianym klaunem. Gdy wyszedłem z domu dziecka, zamieszkałem u przyszywanego wujka, ale wyrzucił mnie. Nie miałem dokąd pójść i znalazłem się na ulicy. Najstraszniej było, gdy spałem sam w spalarni na Bielanach. Tam są szczury, myszy, robale. Jest zimno w nocy. Nie miałem co jeść, nie miałem ciepłego łóżka ani żadnej bliskiej osoby. A ja przecież nie jestem jeszcze taki dorosły, bo niedawno skończyłem osiemnaście lat.
M., 18 lat
 
Gdy pierwszy raz weszłam do schroniska dla bezdomnych, miałam dwadzieścia jeden lat. Od razu się rozpłakałam. Okazało się, że znam to miejsce. Przez wiele lat była w nim moja mama. Poczułam wtedy, że naprawdę jestem bezdomna, niechciana. Poczułam, że jestem sama na świecie. Wcześniej, jeszcze jako nastolatka byłam bezdomna. Zdarzało się, że spałam na klatce schodowej, nie miałam co jeść. Nie miałam gdzie się umyć. Ale wtedy chyba nie docierało do mnie, że jestem bezdomna. Poczułam to dopiero, gdy trafiłam do schroniska. Przestraszyłam się, że będę taka jak moja mama.
P., 22 lata
 
Razem z rodzeństwem wychowywałem się w domu samotnej matki. Co pewien czas wydawało się, że wychodzimy na prostą. Mama poznawała nowego partnera i wyprowadzaliśmy się, ale po jakimś czasie musieliśmy wracać. Ciągle coś było nie tak. Potem sam trafiłem do placówki. W młodzieżowym ośrodku wychowawczym spędziłem prawie pięć lat i jak wyszedłem, to byłem już pełnoletni. Nie miałem dokąd pójść. Moja mama nadal mieszka w domu samotnej matki. Moja siostra, która urodziła córkę, też jest w takim domu, a ja poznałem już chyba wszystkie placówki dla bezdomnych w Warszawie.
T., 22 lata
 
Źródło: Fundacja po DRUGIE

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki