Virginia Wolf napisała esej O chorowaniu w 1925 r., zastanawiając się, dlaczego pisarzy tak mało interesuje ciało. Czyżby choroba nie dotykała duszy? Czyżby nie pozostawiała na niej śladu? Nie dręczyła jej? Była mniej romantyczna? Dobrze wiedziała, jak jest naprawdę, ponieważ doświadczała choroby. Zresztą: kto jej nie doświadczał? Więc dlaczego zapalenie płuc czy grypa nie mogła być cichą, albo co tam: główną, bohaterką powieści? Wolf jeszcze nie słyszała o Czarodziejskiej górze i jej bohaterze chorym na gruźlicę, bo Tomasz Mann wydał ją po niemiecku w 1924 r. Susan Sontag chorując, rozprawiała się z chorobami w książce Choroba jako metafora w 1978 r. Zastanawiała się, jak choroba była postrzegana i interpretowana przez społeczeństwo.
Tymczasem w XXI wieku rozwinęła się literatura biograficzna o doświadczeniu choroby. Sama przeczytałam niedawno dwie książki wydane w zeszłym roku, które w tym nurcie można umieścić. Ciekawe jest ich zestawienie. Obie dotyczyły chorób z objawami neurologicznymi. Podobne środowiska, inne kraje, więc także odmienne systemy opieki zdrowotnej. Barbara K. Lipska, sama zajmująca się naukowo ludzkim mózgiem w ważnym instytucie naukowym w Stanach Zjednoczonych, zachorowała na czerniaka mózgu. W książce Neurolożka. Piękny umysł, który się zgubił opisuje pierwsze symptomy, szukanie diagnozy, reakcję rodziny i przebieg leczenia. Jej opowieść jest pełna optymizmu i wiary we własne siły, a także w nieocenioną pomoc rodziny, wykształconych dzieci i ich kontaktów w środowisku medycznym. Dzięki temu choroba została zdiagnozowana i leczona sprawnie, choć oczywiście nie bez komplikacji.
Na drugim biegunie jest opowieść pisarki Izabeli Morskiej (przedtem Filipiak) Znikanie. Czyta się niczym kryminał mrożący krew w żyłach, bo chorowanie w naszym kraju do łatwych nie należy. Autorka obnaża system opieki zdrowotnej w Polsce, który przecież doskonale znamy. Diagnoza pojawia się dopiero w połowie książki i to tylko dzięki systemowi wsparcia znajomych i detektywistycznych poszukiwań w internetowej bazie danych. Lekarze tego nie lubią. Lekarze wielu rzeczy nie lubią, czasem się wydaje, że najbardziej pacjentów, więc książka Morskiej pełna jest gorzkiej ironii, rozżalenia, pretensji i oczywiście bólu. Jest odsyłana, przesuwana, ignorowana, obrażana. Spotyka się z niedowiarstwem, obojętnością i irytacją. Ciągle czeka.
Każdy zmaga się ze swoją chorobą trochę inaczej, każdy mógłby stworzyć o niej własną opowieść. Wiemy też, jak to jest być pacjentem, a więc kimś, kto cierpi i w związku z tym nie jest szanowany, nie ma nic do powiedzenia, staje się zależny. Dlaczego tak się dzieje?