Logo Przewdonik Katolicki

Dziękujmy za pustynię

Tomasz Królak
fot. Magdalena Bartkiewicz

Część wypowiedzi zdradzała lęk, by czas bez kościoła nie trwał za długo, bo ludzie się „odzwyczają”. A więc przyznajemy, że chodzili tylko z przyzwyczajenia

I oto nastał czas powrotu do kościołów: znów można się w nich gromadzić bez ograniczeń, tyle że w maseczkach. A czym był ten czas „zawieszenia” dla Kościoła? 
Odnoszę wrażenie, że w przeważającej części polscy księża nie docenili jednak pozytywnego potencjału duchowego, jaki okres społecznej izolacji i ograniczenia praktyk w kościołach mógł przynieść wiernym. Ważnych dowodów dostarcza ankieta, jaką właśnie przeprowadziliśmy w KAI. Jedna z osób stwierdziła tam arcytrafnie, że czas epidemii był „swoistym doświadczeniem tego, że można żyć wiarą, jeśli jest częścią mej egzystencji, w prostocie, bez rozbudowanych struktur i zbyt dużej ilości ‚podpórek’ oraz że były to swoiste warsztaty dla Kościoła na czasy trudne”.
Problem w tym, że nie słyszałem takich tonów w wypowiedziach proboszczów czy listach i oświadczeniach biskupów. Mam wrażenie, że dominowały jednak kwestie „administracyjne”, związane z dostosowaniem się do bieżących wymogów epidemicznych. Było więc wiele o limitach, odstępach, metrach kwadratowych na jednego wiernego, a wszystko to w jakiejś dziwnej aurze niecierpliwości i nieskrywanej tęsknoty za jak najszybszym powrotem do „normy”. A przecież była to idealna okazja, by przyjrzeć się tej normie i zachęcić ogół wiernych w Polsce do podjęcia – wspólnej z proboszczami i biskupami! – refleksji nad tym, jaka ona jest i czy aby nie należy jej tu i ówdzie skorygować. Po to, żeby wrócić w te same mury, ale już nie takim samym. Tym bardziej że jak wspomniałem, przybywa głosów o tym, jak pięknie ten czas w wielu ludziach zaowocował. Na pewno warto ich świadectw wysłuchać, skomentować i upowszechniać tak, by to doświadczenie przeniknęło cały nasz Kościół.
Tymczasem część wypowiedzi zdradzała lęk przed tym, by ten czas nie trwał za długo, bo ludzie się „odzwyczają”. A więc przyznajemy, że chodzili tylko z przyzwyczajenia i teraz mogą nie powrócić, z tym że boimy się o tym głośno mówić? Czy potrzebne są nam statystyki mające windować Polskę w rankingu praktyk religijnych na europejskie podium? Ciągle aż tak ważne są te statystyki? 
Można powiedzieć, że miniony czas trzymiesięcznego zawieszenia był  z racji ograniczeń, izolacji, samotności czasem wyjścia na pustynię. Biblijna pustynia zaś, jak wiadomo, oprócz pejoratywnych konotacji niosła też pozytywne, jako miejsce odnowy duchowej. 
Ciesząc się z możliwości powrotu do świątyń, powinniśmy docenić wartość pustyni i wręcz za nią zatęsknić, także dziś, gdy kościelne życie wraca do normalności. Pustynia bowiem „ćwiczy” naszą samotność, uczy żyć w ciszy. Polski katolicyzm nieodłącznie kształtowany był i chyba wciąż jest przez różne wydarzenia o charakterze masowym, kocha eventy i zgromadzenia, co ma swoje uzasadnienie w różnych doświadczeniach historycznych. Tymczasem trzeba na nowo uświadomić sobie, że najważniejsza jest osobista relacja z Bogiem, osobista odpowiedź na Jego głos. Czy można wejść w taką dojrzałą relację w tłumie? Czy można usłyszeć głos Pana w zgiełku? Dziękujmy więc Panu za dar pustyni.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki