Pojedynek filmów o pedofilii w telewizji linearnej. Nic się nie stało TVP1 3,5 miliona; Debata po filmie 2,6 miliona; Zabawa w chowanego TVN 1,9 miliona” – napisał na Twitterze doradca zarządu Jacek Kurski. Zaraz potem wrócił do władz rządowej telewizji, niedługo pewnie znów zostanie prezesem.
O Zabawie w chowanego braci Sekielskich pisałem przed tygodniem. TVP niejako odpowiedziała filmem Sylwestra Latkowskiego. Opowiada on o nieletnich dziewczynach zmuszanych do prostytucji, a czasem gwałconych w Trójmieście. Sprawcy związani z sopockim klubem Zatoka Sztuki do dziś nie zostali osądzeni, choć sprawa stała się głośna w roku 2015 w związku z samobójstwem czternastoletniej Anaid. Latkowski twierdzi, że wyciszają ją warszawscy celebryci jeżdżący wtedy do klubu.
Kurski wzbudził swoim wpisem burzę. Nawet ludzie bliscy tej władzy z niesmakiem witali ową deklarację, że jak napisał ktoś „nasi pedofile okazali się lepsi od waszych pedofili”. Kurski był zmuszony zmienić ów wpis. Słowo „pojedynek” zniknęło. Ale jeśli mówi się, że obłuda to hołd składany cnocie, to polityk (bo Kurski jest nadal politykiem) ujawnił, co mu w duszy grało. Bartłomiej Radziejewski z Nowej Konfederacji przywołał w tym kontekście pojęcie doliny nicości. Tytuł książki Bronisława Wildsteina pasuje do tej manifestacji cynizmu jak ulał.
Już przed rokiem TVP starała się zbić poprzedni film Tomasza i Marka Sekielskich przypomnieniem innego filmu Latkowskiego Pedofile. Tamten opowiadał o gangu organizującym prostytucję nieletnich na Dworcu Centralnym. Tę metodę zbijania opisuję prosto: „Wy nam księży, to my wam celebrytów”. Niezależnie od wagi tematu poruszanego przez Latkowskiego doraźność takiej „debaty” bije po oczach. Choć pamiętam także nadzieję liberalnej lewicy, że pierwszy film Sekielskich wywróci prawicową władzę w wyborach.
Jeszcze gorzej, że filmy Latkowskiego składają się z prawd, półprawd i insynuacji. Sekielscy znaleźli autentyczne ofiary, zderzyli je ze sprawcami, zadali pytania kościelnym instytucjom. Jednym słowem wykonali robotę dziennikarską. Owszem zaprawianą niechęcią do świata, który opisują, ale warsztatowo poprawną. U Latkowskiego w Nic się nie stało główna historia nie jest nowa. Ujawniły ją wcześniej inne media. Może i warto ją było przypomnieć ze względu na czekający nas proces. Nigdy dosyć naciskania wymiaru sprawiedliwości, kiedy na prawdziwą sprawiedliwość musimy czekać.
Teza, że „warszawka” pomaga kryć sprawców, bo sama korzystała z tych dziewcząt, jest za to sugestywna, ale niedowiedziona. Chętnie wierzę, że w Zatoce Sztuki artyści mijali się gangsterami i ludźmi z półświatka. Niestety, celebrytów ciągnie do takich kręgów, że przypomnę jak w latach 90. adorowano w tymże Trójmieście gangstera Nikosia. Dostał nawet rolę w filmie.
Ale od tego jeszcze daleko do krycia pedofilii. Wymieniono w aurze skandalu kilka nazwisk, ale przecież nie pojawiają się oni w zeznaniach dziewcząt. Najcięższe działa wytoczył zresztą Latkowski nie w samym filmie, a w dyskusji po nim. Tak jakby telewizja tocząca z celebrytami polityczną wojnę wymogła to na nim. Aktor Borys Szyc ujawnił esemesy, z których wynika, że reżyser chciał z niego wycisnąć jakieś informacje. Ale nigdy nie powołał się w nich na żadne fakty. Czy kampania oczyszczająca jakiś kawałek publicznej przestrzeni powinna się zaczynać od oszczerstw?
Wciąż czekamy choćby na powołanie rządowo-prezydencko-parlamentarnej komisji badającej zjawisko pedofilii. Żmudne wydobywanie prawdy to jedyna droga. Efektowne „pytania” do nielubianego środowiska jej nie posłużą.