Logo Przewdonik Katolicki

Pandemiczna szansa

Piotr Wójcik
Firma produkująca okna z Zambrowa deklaruje, że w najbliższych miesiącach chce zwiększyć eksport. Dlatego nie tylko nie zwolni pracowników, ale zatrudni nowych fot. Marek Maliszewski/REPORTER/EastNews

Choć w wyniku kryzysu pandemicznego zbiednieją niemal wszystkie państwa na świecie, to niektóre z nich w globalnej hierarchii awansują. Jednym z takich krajów może być Polska.

Pandemia koronawirusa bez wątpienia przyniesie globalne przetasowania. Poszczególne kraje zostały nią dotknięte w bardzo różnym stopniu, co wpłynie na ich pozycję międzynarodową w kolejnych latach. Skutki obecnej epidemii będziemy odczuwać jeszcze wtedy, gdy o samym koronawirusie już zapomnimy lub stanie się on niezauważalnym tłem naszego codziennego życia społecznego, jak wiele innych chorób zakaźnych.
Już teraz możemy powiedzieć, że południe Europy będzie wielkim przegranym zarówno gospodarczym, jak i społecznym. Stracić mogą także Chiny, nawet jeśli gospodarczo i epidemicznie radzą sobie względnie dobrze. Ich „soft power” bez wątpienia ucierpi, gdyż wiele krajów Zachodu już teraz spogląda na nie zdecydowanie bardziej podejrzliwie niż w czasach przed pandemią.
Pojawia się coraz więcej opinii, że jednym z państw, które najbardziej zyskają na obecnych zawirowaniach, będzie Polska. Choć nie przejdziemy tego kryzysu suchą stopą jak w 2008 r., to także w tym przypadku poradzimy sobie zdecydowanie lepiej niż inni. Dzięki temu awansujemy w globalnym podziale pracy na miejsce, w którym obecnie są niektóre kraje Europy Zachodniej.

Zielona wyspa
Ostatni duży kryzys gospodarczy zaczął się w USA w 2007 r. na tamtejszym rynku kredytów hipotecznych. Liczba niespłacanych kredytów mieszkaniowych rosła tam stopniowo od lat, aż wreszcie sytuacja instytucji kredytowych oraz podmiotów, które je ubezpieczały, stała się dramatycznie zła. Zaczęły upadać kolejne instytucje finansowe, a fatalne nastroje na rynkach finansowych szybko rozlały się na realną gospodarkę. Już dwa lata później w kryzysie pogrążona była także strefa euro, a szczególnie południe Starego Kontynentu. W latach 2009–2013 Grecja co roku notowała kilkuprocentowy spadek PKB. Fatalne wyniki gospodarcze notowały także Hiszpania, Portugalia oraz Włochy. Dramatyczne tąpnięcie nastąpiło również w krajach bałtyckich, w których PKB spadło o kilkanaście procent w samym 2009 r., jednak tam stosunkowo szybko powrócił szybki wzrost.
Polska w tym czasie nie zanotowała ani jednej recesji. Tylko w latach 2012–2013 wzrost PKB spadł poniżej 2 proc., ale przez cały czas utrzymywał się na wyraźnym plusie. Mówiło się nawet, że Polska jest zieloną wyspą na czerwonym morzu spadków.
Oczywiście kryzys dotknął także Polskę. Gdyby nie załamanie gospodarcze w krajach Zachodu, które są głównymi odbiorcami naszych produktów, polski eksport rósłby szybciej, a co za tym idzie, polskie PKB oraz płace. Nie można więc powiedzieć, że dzięki ostatniemu kryzysowi staliśmy się bogatsi. Jednak w porównaniu do innych krajów Europy Polska awansowała pod względem poziomu rozwoju. W 2007 r. nasz poziom rozwoju, mierzony jako PKB na głowę mieszkańca, osiągnął 54 proc. średniej unijnej, za to w 2015 r. było to już 69 proc. Ten skok o 15 punktów procentowych zawdzięczamy nie naszemu szybkiemu wzrostowi – a przynajmniej nie głównie jemu – tylko dramatycznym spadkom PKB w wielu innych krajach. Przykładowo Grecja, która była pierwszym krajem Zachodu, który dogoniliśmy, spadła w tym czasie z 94 do 68 proc. średniej UE. Portugalia z 83 do 77 proc., a Hiszpania ze 104 do 91 proc.

Fabryka Polska
Ten relatywny skok rozwojowy ma znaczenie nie tylko prestiżowe. W czasie ostatniego kryzysu Polska nie tylko utrzymała swoje możliwości produkcyjne oraz usługowe, ale je nawet zwiększyła. W tym czasie w wielu krajach Europy upadały zakłady oraz mniejsze punkty usługowe. Ich potencjał gospodarczy spadł, więc nie były one w stanie szybko powrócić na rozwojową ścieżkę. Dzięki temu w ostatnich latach Polska nadal była jednym z europejskich liderów wzrostu. Od 2015 r. nasz wzrost PKB ani razu nie był niższy niż 3 proc. W latach 2017–2018 sięgał 5 proc., a średnia unijna była dwukrotnie niższa. Dzięki temu w 2018 r. osiągnęliśmy już 71 proc. średniego rozwoju w UE, a w zeszłym roku dołożyliśmy zapewne kolejny jeden lub dwa punkty procentowe. Tymczasem kraje takie jak Grecja, Hiszpania, Portugalia czy Włochy wciąż tracą w porównaniu do innych państw UE.
Oczywiście polskie położenie w globalnym podziale pracy nadal możemy uznać za w najlepszym razie półperyferyjne. To oznacza, że nie jesteśmy już peryferiami bogatego Zachodu, ale też nie należymy jeszcze do jego zamożnego centrum. Ono wciąż leży gdzieś między Niemcami a Holandią, ale zbliżyliśmy się do niego na tyle, że życie nad Wisłą stało się już względnie znośne.
Dowodem na to, że wciąż jesteśmy poza gospodarczym centrum, są między innymi polskie koszty pracy. W roku 2019 średnia godzinowa płaca w Polsce wyniosła 11 euro, a więc była dwuipółkrotnie niższa niż średnia unijna (28  euro). Tylko w pięciu krajach UE była ona niższa – mowa o Węgrzech, Litwie, Łotwie, Rumunii i Bułgarii. To i tak jest awans, bo jeszcze kilka lat temu średni godzinowy koszt pracy nad Wisłą był trzykrotnie niższy niż w całej UE, jednak nie zmienia to faktu, że pod względem światowego podziału pracy nadal jesteśmy na znacznie niższej pozycji niż Francuzi czy nawet Hiszpanie. To zresztą ci drudzy wykupili niedawno jedną z pereł w koronie naszego przemysłu, czyli producenta pojazdów komunikacji zbiorowej Solaris.
Gospodarka nad Wisłą oparta jest więc na zakładach produkcyjnych lokowanych tu przez zachodnie spółki. Większość naszych rodzimych firm produkcyjnych to dostawcy podzespołów dla tych właśnie koncernów. Wytwarzamy więc podzespoły dla zachodnich korporacji, a także składamy ich produkty, co następnie wysyłamy do spółek-matek lub do finalnych odbiorców. Dzięki temu nasz eksport jest niezwykle solidny, jednak jest to eksport realizowany w dużej mierze przez firmy mające kapitał zagraniczny, które zgarniają większość zysków. Sami niczego przełomowego nie wymyślamy, a jeśli przodujemy w jakichś obszarach, to nie są to wiodące branże technologiczne. Mowa raczej o artykułach spożywczych, logistyce czy branży meblarskiej. Jeśli chcemy dokonać kolejnego skoku względem bogatych krajów Zachodu, musimy znów przejść kilka szczebelków w światowym podziale pracy, by polskie firmy były obecne w bardziej rozwiniętych branżach, takich jak sektor IT, elektronika lub motoryzacja.

Szansa na awans
Jest całkiem prawdopodobne, że obecny pandemiczny kryzys gospodarczy znów skończy się awansem Polski w globalnej hierarchii gospodarczej. Według amerykańskiego Bloomberga Polska, która jest jednym z najmniej dotkniętych pandemią krajów UE, wyjdzie z kryzysu obronną ręką i w krótkim czasie wróci na szybką ścieżkę wzrostu.
Ekonomista prof. Marcin Piątkowski w wywiadzie dla Gazety.pl stwierdził wręcz: „Polska w czasie tego kryzysu niektóre kraje dogoni w kosmicznym tempie. 30 lat temu na początku naszej transformacji dochód przeciętnego Hiszpana był dwa i pół razy wyższy niż dochód przeciętnego Polaka, a Włocha - trzy razy wyższy. Dzisiaj Hiszpanie mają od nas dochód 15 proc. wyższy, a Włosi - 20 proc. wyższy. Więc widzimy już plecy tych kolarzy sprzed czoła peletonu. Niestety, dla Hiszpanów i Włochów oni będą mieć trudniejszą sytuację, PKB spadnie tam o 10 proc., a może więcej, odbicie w przyszłym roku może też być o wiele słabsze”. Tak więc o ile po poprzednim kryzysie dogoniliśmy Greków i Portugalczyków, czy też raczej oni poczekali na nas, w wyniku obecnej pandemii możemy się zrównać z Hiszpanami i Włochami.
W ostatnim czasie pojawiła się cała seria prognoz, według których Polska wyjdzie ze starcia z koronawirusem z gospodarczą tarczą. Najszerzej dyskutowaną, bo też zdecydowanie najbardziej szczegółową, prognozą była analiza Komisji Europejskiej. Według KE PKB w 2020 r. spadnie w Polsce o 4,3 proc., czyli czeka nas najniższa recesja ze wszystkich krajów UE. I to zdecydowanie najniższa – w drugim najmniej dotkniętym kryzysem państwie członkowskim recesja wyniesie 5,5 proc. W całej UE produkt krajowy brutto spadnie o 7,4 proc., a więc recesja będzie prawie dwukrotnie głębsza. W przyszłym roku wzrost powróci nad Wisłę i sięgnie 4,1 proc., dzięki czemu pod koniec 2021 r. PKB na głowę mieszkańca wyniesie w Polsce 99,6 proc. tego, co zanotowano w 2019 r. Tak więc za półtora roku wyjdziemy z obecnego kryzysu prawie „na zero”. Tylko Malcie i Luksemburgowi uda się odrobić kryzysowe straty już w grudniu 2021 r. Hiszpania i Włochy pod względem PKB per capita będą pod koniec przyszłego roku wciąż ponad 3 punkty procentowe niżej niż w grudniu 2019 r.
Także w innych obszarach Polska będzie wyglądać lepiej niż nasi unijni partnerzy. Bezrobocie w tym roku sięgnie 7,5 proc., tymczasem w całej UE będzie to 9 proc., we Włoszech 12 proc., a w Hiszpanii aż 19 proc. Pod koniec przyszłego roku bez pracy będzie 5,3 proc. aktywnych zawodowo Polaków, czyli wyraźnie więcej niż przed pandemią, jednak zdecydowanie mniej niż przeciętnie w UE, gdzie bez pracy pozostawać będzie prawie 8 proc. obywateli w wieku produkcyjnym. Choć Polska zanotuje w tym roku jeden z najwyższych deficytów budżetowych w Europie, to w przyszłym roku spadnie on poniżej średniej unijnej.

Gospodarcza odporność
Tak więc w wyniku pandemii realnie nieco zubożejemy. Pomimo czekającego polską gospodarkę odbicia, pod koniec przyszłego roku wciąż będziemy nieco biedniejsi niż w grudniu 2019 r. Bezrobocie także pozostanie na nieco wyższym poziomie niż w lutym tego roku, a o planowanym na ten rok „budżecie z zerowym deficytem” będziemy mogli zapomnieć przez kilka kolejnych lat. Jednak na tle innych krajów UE poradzimy sobie całkiem nieźle – o ile prognozy Komisji Europejskiej się sprawdzą – dzięki czemu poprawimy swoją pozycję gospodarczą w Europie. Inaczej mówiąc, przez koronawirusa nominalnie zbiedniejemy, ale relatywnie staniemy się trochę bogatsi.
Dlaczego polska gospodarka wydaje się najbardziej odporna na kryzys w Europie? Z kilku względów. Przede wszystkim skala epidemii w Polsce jak na razie wciąż jest niewielka w porównaniu do Zachodu kontynentu, gdzie liczba zakażonych sięga setek tysięcy. Dzięki temu lockdown miał ograniczony zakres. W zasadzie nie zamrożono działalności produkcyjnej, a spadek produkcji przemysłowej wynika głównie z braku zamówień, a nie z powodu restrykcji. Tymczasem we Włoszech i Hiszpanii zakłady produkcyjne zostały administracyjnie zamknięte. Oprócz tego polska gospodarka w niewielkim stopniu opiera się na branżach, które zostaną szczególnie dotknięte epidemią. Turystyka nigdy nie odgrywała dużej roli w polskim wzroście PKB, podobnie zresztą jak branża rozrywkowo-rekreacyjna. Nasz rozwój oparty jest na produkcji przemysłowej na eksport oraz konsumpcji wewnętrznej, które ucierpią stosunkowo najmniej.
Nie bez znaczenia jest również fakt, że Polska przed kryzysem miała stosunkowo niski dług publiczny. Zadłużenie publiczne wyniosło na koniec roku 46 proc. PKB i było jednym z niższych w UE. Bardzo wyraźnie spadł też koszt obsługi długu. Oprocentowanie polskich obligacji skarbowych jest obecnie najniższe w historii – spadło wręcz poniżej jednego procenta. Dzięki temu nasz kraj może sobie pozwolić na znaczne zwiększenie długu publicznego, z którego zostaną sfinansowane obie przygotowane przez rząd tarcze: antykryzysowa oraz finansowa.
Pandemia koronawirusa bez wątpienia jest tragicznym wydarzeniem w dziejach świata. Zmarły setki tysięcy osób, które mogły jeszcze żyć wiele lat, a dziesiątki milionów straciło środki do życia. Może się jednak okazać, że podobnie jak w przypadku kryzysu z 2007 r., Polska wyjdzie z tej zawieruchy względem innych krajów na pozycji lepszej, niż była wcześniej. Dzięki ochronie polskiego potencjału gospodarczego będziemy rozwijać się szybciej w kolejnych latach, przyciągać inwestycje wyższej jakości, które będą dawać lepiej płatną pracę, a polskie firmy będą mogły dokonywać ekspansji w obszarach, w których wcześniej nie miały szans z zachodnią konkurencją. Polska stanie się atrakcyjnym miejscem do lokowania inwestycji technologicznych, dzięki czemu tutejsze firmy będą mogły wchłaniać wiedzę wcześniej dla nich niedostępną. Być może za kilka lat to Polacy będą kupować fabryki w Hiszpanii, a nie odwrotnie. Pandemia koronawirusa może stać się windą, która wyniesie Polskę nieco wyżej w globalnej hierarchii. O ile oczywiście te optymistyczne prognozy się spełnią. A to wcale nie jest pewne.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki