Ostatnie dni narobiły trochę hałasu. Nastąpiło kilka wstrząsów, obok których nie sposób przejść obojętnie. Gdybym o filmie Zabawa w chowanego, od którego minęło już tak wiele czasu medialnego, napisała „kolejny film Sekielskich”, to Państwo zastanawialiby się, czy nie powstał przypadkiem jakiś trzeci. Ten temat szybko został zastąpiony innym.
Ważniejsza okazała się Trójka i sprawa cenzury nadgorliwie nałożonej przez jej dyrektora na całkiem celną i kulturalną w wymowie piosenkę Kazika Twój ból jest lepszy niż mój. I dopiero teraz rozpoczął się właściwy spektakl. Przepraszam, że użyłam takiego określenia, bo przecież wiem, że odejście z pracy po kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu latach (Piotr Kaczkowski!), oddania jej swoich zdolności, talentów, czasu, emocji – boli.
Ale żeby było mało, to dyrektor Trójki postanowił zachęcić młodych dziennikarzy do zajęcia miejsca starych. Niezbyt wyszło mu to zachęcanie, kiedy mówił w krótkim filmiku, że teraz to wystarczy tylko chcieć. Młody absolwencie dziennikarstwa, oto twoja szansa, wystarczy tylko chcieć i aplikuj, bo pstryk i możesz zostać dziennikarzem legendarnej Trójki! Tylko kto by chciał w takiej atmosferze, kto by chciał… („Zdziwisz się” – odpowiedział na to mój mąż).
No ale i tego jeszcze za mało. Oto zaczyna się publiczne pranie wewnętrznych brudów personalnych i towarzyskich Trójki. Jeden odchodzący coś powiedział, co nie spodobało się innemu, którego zwolniono już dawniej, więc co? Nie, nie pisze się prywatnego mejla: słuchaj, wydaje mi się, że to nie tak wyglądało, jak mówisz, ja pamiętam to inaczej. Skąd! Lepiej to ogłosić całemu światu. I zaczyna się na oczach wszystkich przedziwna wymiana zdań, z której nic nie wynika i która nie daje zupełnie nic poza uczuciem niesmaku. Publiczne listy wytykające kłamstwa, błędy i niemoralne życie to już taka polska tradycja. Polscy dziennikarze się w tym lubują. Bez naszej zgody nurzają nas w swoim piekiełku osądów i posądów. Zawsze w poczuciu wyższości.
Uciekam więc do lasu, a właściwie na pola i łąki, bo kto wie, co jeszcze się wydarzy, wolę się jednak uspokoić alienacją. W ptaki się ostatnio alienuję. Niektóre tak, jakbym widziała po raz pierwszy. Raduje mnie nawet zwykły wróbel, w którego mogłabym się zamienić, gdybym tylko mogła. No ale w życiu nie chodzi o to, żeby od niego uciekać.