Logo Przewdonik Katolicki

Przyszłość Kościoła jest w Azji

fot. PAP

Z misjonarzem o. Wojciechem Klujem o azjatyckim sposobie przeżywania wiary ROZMAWIA KS. JAROSŁAW CZYŻEWSKI

Kolejny papież będzie z Azji?
– [śmiech] Po cichu liczę, że tak. Kiedyś zaprosiłem na konferencję na UKSW kard. Tagle z Filipin i przedstawiając go, zażartowałem, że to mój kandydat na następnego papieża. Mieliśmy dotąd trzech papieży z Afryki, teraz mamy papieża z Ameryki, więc może kiedyś będzie i z Azji. Wydaje się to czymś naturalnym. Ale oczywiście tylko Duch Święty o tym wie.
 
Dlaczego akurat stamtąd?
– Wiara jest tam coraz silniejsza. Już Jan Paweł II mówił, że przyszłość Kościoła widzi właśnie w Azji. To kontynent wielkich nadziei. Co ciekawe tam jest aktualnie najszybszy przyrost liczby chrześcijan na świecie. Prym wiodą Chiny. Są różne statystyki, nie jesteśmy w stanie tego dokładnie określić z uwagi na specyfikę tamtejszego Kościoła, ale paradoksalnie, jeśli ten przyrost będzie trwał jeszcze przez paręnaście lat, może dojść do sytuacji, w której krajem z największą liczbą chrześcijan na świecie będą właśnie Chiny. A nie będzie to wcale kraj chrześcijański.
 
Gdziekolwiek w Azji chrześcijanie są większością?
– Tylko na Filipinach i Timorze Wschodnim. Poza tym są mniejszością. Za to bardzo aktywną. Dla przykładu Indonezja, największy muzułmański kraj świata, wysyła proporcjonalnie do swojej ilości kilkunastokrotnie więcej katolickich misjonarzy niż my z Polski. Liczebnie są mniejsi, ale za to mają silną determinację, by świadczyć o Bogu.
 
To odwrotnie niż w Europie, gdzie chrześcijan, przynajmniej statystycznie, jest większość, ale wiara słabnie.
– Chrześcijaństwo w Europie dostało zadyszki, ale zawsze tak było, że w pewnych miejscach wiara się rozwijała, a w innych słabła. Biorąc pod uwagę cały świat, można powiedzieć, że liczba chrześcijan stale rośnie. Według niektórych statystyk rośnie nawet szybciej niż muzułmanów – patrząc całościowo na chrześcijan, nie tylko katolików. Zatem wiara nie wymiera jako taka, ale być może nasza kulturowa forma w Europie przeżywa poważny kryzys.
 
Grozi nam też patrzenie na Kościół tylko z naszej, europejskiej perspektywy.
– Tak, a chrześcijaństwo przecież nie musi być przeżywane tylko w formie europejskiej. Od stu lat trwa proces, który zapoczątkował papież Benedykt XV, by odeuropeizować Kurię Rzymską, kardynałów i w ogóle Kościół instytucjonalny (słynny list Maximum illud z 1919 r., w którego stulecie papież Franciszek ogłosił w przyszłym roku Nadzwyczajny Miesiąc Misyjny). Nie szerzymy bowiem chrześcijańskiej cywilizacji na model europejski, ale głosimy Jezusa, który może się wcielić w każdą kulturę. Wiara przeżywana jest zawsze w pewnej kulturze, w odniesieniu do danej wizji człowieka i świata. Mogą być zatem różne formy przeżywania wiary. Przez kontakt z chrześcijanami innych kultur może zrodzić się nowe zrozumienie prawd wiary przez nas w Europie. Wciąż zapominamy, że Kościół jest powszechny, a nie europejski. Niektórzy postrzegają to na przykład w nieco innym, latynoskim, stylu papieża Franciszka. Widać to także w wymiarze misyjnym. Coraz więcej misjonarzy pochodzi z Afryki i Azji. Kościół nie umiera, ale zmienia się jego oblicze.
 
A jakie jest oblicze Kościoła w Azji?
– To kontynent kilka razy większy niż Europa. Jeśli mówimy o różnicach u nas, to co dopiero u nich… Mieszka tam dwie trzecie ludności świata. To wielka mozaika kultur, tradycji, wierzeń. Trudno mówić o czymś, co jest charakterystyczne dla wszystkich krajów. Możemy jednak powiedzieć, że, poza pewnymi wyjątkami, tamtejszy Kościół jest prężny, jest mniejszością, czasami działa półlegalnie i doświadcza prześladowań.
 
Na Indeksie prześladowanych chrześcijan organizacji „Open Doors” są prawie wszystkie azjatyckie kraje.
– Tak, sytuacja represji niestety trwa od wieków. Jan Paweł II wyniósł na ołtarze wielu męczenników koreańskich, wietnamskich, japońskich, chińskich. Siłą wiary w Azji jest to, że tam bardzo wielu cierpi z powodu Jezusa, ale od niego Nie odstępują. Przykładem jest dziś choćby Asia Bibi.
 
Listę prześladowanych od lat otwiera Korea Północna, której przywódca zaprosił papieża Franciszka.
– Niewiele wiemy o sytuacji tamtejszych chrześcijan. Na pewno nie ma możliwości legalnego wyznawania wiary, a chrześcijanie są wrogami narodu. Dzieci są indoktrynowane i wykorzystywane, aby donosić na członków własnej rodziny. Tak więc nawet chrześcijańscy rodzice boją się mówić dzieciom o swojej wierze.
 
Mówił Ojciec, że wiara przeżywana jest w odniesieniu do danej wizji człowieka. Jak to wygląda w przypadku Azji?
– W szeroko rozpowszechnionej na Dalekim Wschodzie mentalności konfucjańskiej człowiek postrzegany jest jako element całości. Proszę zwrócić uwagę, ile jest tańców synchronicznych w Azji! Człowiek jest tylko częścią ogółu, najpierw liczy się grupa, potem jednostka. To oznacza silne podporządkowanie społeczeństwu, ważna jest rola autorytetów, którym trzeba być posłusznym. W kontekście wiary plusem jest to, że skoro nie dyskutuje się z władzą ziemską, to tym bardziej nie dyskutuje się z Bogiem, Jego wolą. Jeśli ją poznałem, to będę konsekwentnie ją realizować. Jest też większy szacunek wobec autorytetu Kościoła. Podczas gdy nam, w Europie, grozi obecnie nieustanne polemizowanie z papieżem, u nich tego nie ma. Poza tym z większą pokorą przyjmują role, które mają w Kościele. Wydaje się, że my za często mamy pretensje: „Czemu jest tak, a nie może być inaczej…”.
Oczywiście ta mentalność ma i minusy. Brakuje tam rozwiniętego rozumienia godności każdej osoby i jej wolności. Jest też większa bierność, skoro mam mniejsze możliwości wpływu na rzeczywistość. Może też dlatego przekonanie, które daje nasza wiara, że nie jest się jedynie trybikiem w społeczeństwie, ale każdy z osobna jest chciany i kochany przez Boga, powoduje takie zainteresowanie chrześcijaństwem.
 
Pamiętam ze spotkań z misjonarzami o trudnościach związanych z przełożeniem Ewangelii na inne kultury.
– Czasem jest to kwestia filozofii. Na przykład w początkach ewangelizacji Chin pojawiło się pytanie, jak mówić o Bogu, skoro w ich koncepcji świata nie ma osobowego Boga.
Innym problemem jest język. Dajmy na to w Tajlandii, gdzie autorytet króla jest tak duży, używa się innego słowa na określenie króla i jego rodziny. Inne słowa określają ojca, matkę czy syna jako takich, a inne ojca króla, matkę króla, syna króla. W tych drugich przypadkach słowa są bardziej tajemnicze, podkreślające szacunek i dystans wobec tych osób. Pojawiło się zatem pytanie, czy mówiąc o Bogu, powinno się używać określeń z życia codziennego, języka powszedniego czy tych właściwych dla władcy? Ostatecznie chrześcijanie tajscy przyjęli „królewski” styl odnoszenia się do Boga. Trudno więc byłoby powiedzieć do Boga „Tatusiu”. Przekłada się to też na liturgię, bo jeśli Bóg jest najwyższym królem, to nie wolno przed nim, tak jak przed królem stać, ale trzeba siedzieć, i to nie na krześle, lecz na ziemi. Stąd też w niektórych mniejszych wspólnotach Eucharystie celebruje się na ziemi (na małych poduszkach).
Trudności wynikają też z kwestii praktycznych. Generalnie w Azji codziennym pokarmem nie jest chleb, ale ryż, więc jak tu wypowiadać w czasie modlitwy „Ojcze nasz” słowa: „chleba naszego powszedniego”? Najczęściej tłumaczone są one jako „posiłek powszedni” (nie używa się „ryżu powszedniego”), ale pewien problem pozostaje.
 
Czego możemy się uczyć od azjatyckich chrześcijan?
– Przede wszystkim odwagi publicznego wyrażania wiary w środowisku, które nie jest chrześcijańskie. Przecież jeżeli chodzi o praktykowanie wiary, chrześcijanie są już mniejszością w Europie Zachodniej, a i w Polsce ten proces postępuje. Możemy się więc od nich uczyć nie bać działać w niesprzyjającym środowisku. Nie musimy mieć większości i poparcia władzy, by jako mniejszość gorliwie wierzyć i być zaczynem dobra w społeczeństwie.
 
 ----

O. WOJCIECH KLUJ
Oblat, profesor misjologii na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Zajmuje się religiami Azji oraz historią misji w Azji i Oceanii

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki