Logo Przewdonik Katolicki

Myszy od dwóch samic

Michał Szułdrzyński
Fot. Magdalena Książek

Kilka dni temu świat obiegła wiadomość o naukowym dokonaniu Chińczyków.

Udało im się wyhodować kilkanaście młodych myszy, które pochodziły od… dwóch samic. Na pierwszy rzut oka, ot naukowo-technologiczna ciekawostka, których dziś wiele. Ale dla kogoś, kto jest obeznany z tematem, powinna to być kolejna czerwona lampka, która zapali się w głowie. Dlaczego?
Po pierwsze, kluczowa jest metoda, jakiej użyto do tego eksperymentu. A chodzi o coś, co kryje się pod nazwą CIRPSPR, popularnie nazywanego przez specjalistów od mikrobiologii genetycznymi nożycami. W największym uproszczeniu polega to na tym, że wykorzystuje się niegroźną dla organizmu bakterię, np. dobrze znaną człowiekowi Escherichia coli, w której podmienia się kod genetyczny. Bakteria po dostaniu się do organizmu – jak to bakterie mają w zwyczaju – atakuje komórkę swej ofiary, podmieniając jej kod genetyczny. W efekcie rodzą się nowe komórki z nowym kodem genetycznym. Na pierwszy rzut oka cudowna metoda, pozwalająca leczyć skomplikowane choroby genetyczne. W kilku klinikach na świecie udało się ciężko chorym dzieciom za pomocą specjalnie genetycznie zmodyfikowanych bakterii tak zmanipulować DNA chorych tkanek, że nagle zaczęły być zdrowe. W opisywanym przypadku wprowadzono do komórek rozrodczych jednej z samic myszy kod genetyczny innej samicy. W efekcie narodziło się kilkadziesiąt całkiem zdrowych myszy – i to zupełnie bez udziału samców. Ale problemem nie jest to, że powstaje nagle świat, który znamy z filmów science-fiction. Problem leży gdzie indziej.
Warto bowiem pamiętać – i to po drugie – gdzie doszło do tych odkryć. To Chiny, które eksperymentują nie tylko na myszach, ale i na ludzkich zarodkach. To rodzi niewyobrażalne dylematy moralne, przy których aborcja, eutanazja czy in vitro jawią się jako dość nieskomplikowane moralnie zjawiska. Jeśli głębiej przypatrzymy się sytuacji, oto chińscy naukowcy i biotechnolodzy stawiają się w miejscu Boga. Mówią: jeśli chcesz i odpowiednio zapłacisz, możemy w laboratorium sprawić, że twoje dziecko nie tylko będzie miało takie cechy, jakie sobie wybierzesz – będzie nadprzeciętnie zdolne, piękne, z psychiką odpornego na stres przywódcy, ale w dodatku genetycznie wyeliminujemy jego podatność na poważne choroby – nie będzie cierpiało na choroby układu krążenia, nie będzie się go imał nowotwór, ani inne cywilizacyjne problemy. Zdając sobie sprawę z potężnych dylematów etycznych, które są związane z taką inżynierią, większość państw zachodnich stwierdziła, że owszem, trzeba rozwijać badania genetyczne, ale nie wolno eksperymentować na zarodkach ludzkich, czyli mówiąc wprost: na ludziach. Chińczycy jednak nie mają takich oporów.
Ktoś powie: ale przecież to dla dobra ludzkości. Warto tu więc wyjaśnić dwie rzeczy. Po pierwsze, nie ma nic złego, jeśli chorą osobę traktuje się godziwą moralnie terapią. Jeśli można ulżyć cierpieniom człowieka, nie narażając innych ludzi na niebezpieczeństwo, trzeba zrobić wszystko, by mu pomóc. Ale czy mamy prawo eksperymentować na ludziach, bo przecież ludźmi są ludzkie zarodki? Czy mamy prawo bawić się w Stwórcę, nie wiedząc, jakie mogą być skutki takich „zabaw”? Dziś nie potrafimy ich nawet przewidzieć…

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki