Logo Przewdonik Katolicki

O obrazie uczuć, bluźnierstwie i kłamstwie

ks. prof. Henryk Seweryniak, dr Monika Białkowska
FOT. ROBERT WOŹNIAK, AGNIESZKA KURASIŃSKA/PK

Monika Białkowska: Na maturę z polskiego szłam nieprzygotowana. Wśród tematów do wyboru zawsze była interpretacja wiersza. Byłam pewna, że jakikolwiek wiersz się trafi, to sobie poradzę: nie muszę znać historii ani literatury, ale z wrażliwością religijną z prawdziwej sztuki zawsze coś wyczytam. Przynajmniej na „dostateczny”. Opowiadam o tym, bo pomyślałam, żeby porozmawiać o obrazie uczuć religijnych: niekoniecznie o wszystkich jej aspektach, ale o tym chyba najtrudniejszym, bo w sztuce.

To wciąż wraca w publicznych dyskusjach. Tu papież przywalony głazem, tu spektakl, tam reklama. A ja mam wrażenie, że po to określenie sięgamy za często. Że traktujemy je jak słowo wytrych przeciwko tym, z którymi się nie zgadzamy. I nie wiem, czy wypada się tu przyznać, ale skoro zaczęłam od matury, to skończę wątek doszukiwania się: nawet tam, gdzie dziś wielu widzi „obrazę uczuć religijnych”, próbuję wyczytać jednak coś więcej… Obrażał Księdza Jan Paweł II przywalony kamieniem? Przecież to nie musiała być metafora słabości czy przegranej, ale choćby ciężaru odpowiedzialności, jaką na sobie dźwigał! Nie wiem, czy takie były intencje autora, ale mnie to powiedziało ważną rzecz.
 
Ks. Henryk Seweryniak: Mnie się zdaje, że Jana Pawła II ta instalacja obrażała mniej niż niejeden jego „plastikowy pomnik” przed naszymi kościołami. Ale nie zmienia to faktu, że bluźnierstwo istnieje. W swoich wykładach o kulturze współczesnej mówię między innymi o obrazie Maxa  Ernsta Madonna karcąca Dzieciątko w obecności trzech świadków. Czcigodna Matka Boża daje Panu Jezusowi klapsa po gołej pupie, aż mu aureola spada na ziemię. Kiedy pokazano ten obraz po raz pierwszy na wystawie w Kolonii w 1926 r., wybuchł skandal. Niektórzy opowiadają nawet, że wystawa została zamknięta, a artysta ekskomunikowany. Ale żeby rozumieć ten obraz, trzeba znać jego historię. Trzeba wiedzieć, że ojciec Ernsta, również malarz, karcił swojego syna tak surowo, że ten w chwilach ojcowskiego gniewu uciekał z domu do pobliskiego lasu. Kiedyś przyłączył się do pielgrzymki czy procesji. Pięciolatek, blondynek z niebieskimi oczyma, w czerwonej koszuli nocnej zachwycił pielgrzymów tak, że jeden za drugim zaczęli powtarzać: „Patrzcie, Dzieciątko!”. Gdy malec wrócił do domu, zainspirowany sceną ojciec namalował portret chłopca jako Dzieciątka Jezus.
 
MB: Blondynka z bujną czupryną, jak na obrazie Ernsta.
 
HS: No właśnie. W 1926 r. Ernst, już jako dojrzały i uznany malarz surrealista, odpowiedział ojcu obrazem Madonna karcąca Dzieciątko. Na aureoli znajduje się nawet jego sygnatura. Prowokacja to, czy protest przeciwko przemocy, lukrowanej pobożnością Dzieciątka Jezus? A może próba rozprawienia się ze słodkością renesansowych motywów w twórczości jego rodzica?
 
MB: I w ten sposób dzieciątko na obrazie przestaje już być w tak oczywisty sposób bluźnierczo bitym Dzieciątkiem Jezus…
 
HS: To tylko pokazuje, że wcześniej artyści też łamali pewne granice, choć nie było to jeszcze tak masowe i tak obliczone na prowokację jak dziś. A my powinniśmy umieć odróżnić, gdzie chodzi o bluźnierczą prowokację, a gdzie na przykład o żart: i z tego żartu się uśmiechnąć. Powinniśmy też odróżniać, gdzie krytykowany czy wyśmiewany  jest nasz faryzeizm czy zakłamanie, a gdzie sfera świętości, sacrum. Warto wtedy zrobić rachunek sumienia i pokornie przyjąć krytykę. Uważam, że sztuka ma prawo ten nasz faryzeizm czy klerykalizm obśmiać. Ma też prawo obśmiać nasz religijny kicz, który nie ma nic wspólnego z głęboką pobożnością ludową, te plastikowe, świecące jarmarki przed sanktuariami. To też musimy umieć przyjąć. A nie zawsze przyjmujemy, bywamy przewrażliwieni.
 
MB: Myślę, że trochę przesadziłam, sugerując, że rzadko czuję, że coś „obraża uczucia religijne”  i że nie widzę bluźnierstwa… Mam problem wtedy, kiedy sferę sacrum sprowadza się do poziomu fizjologii, do obsceniczności, do rozmyślnego szokowania wyuzdaniem, do szargania Pisma Świętego, wstyd czasem nawet opowiadać. To boli. To już jest ten poziom, którego nie jestem w stanie zaakceptować. Ale obawiam się, że wrażliwość ludzi jest bardzo różna i różne są granice, przy których czujemy niesmak. Dlatego sformułowanie „obraza uczuć religijnych” jest hm… dość pojemne. Nie wiem, czy w ogóle da się je zdefiniować?
 
HS: Określenie jest słabe, zgadzam się. „Uczucie” jest czymś bardzo subiektywnym. Poza tym to najczęściej wcale nie obraza uczuć, tylko rozumu.
 
MB: Może zamiast „obrazy uczuć religijnych” powinniśmy mówić o jakimś wielkim kłamstwie wobec sacrum? O „zniesławieniu sacrum”? I Księdza, i mnie też nie dotyka jakoś żart albo krytyka, ale już dotyka ewidentne kłamstwo: kiedy ktoś mówi o Jezusie czy Maryi rzeczy kłamliwe, niemające nic wspólnego ani z prawdą, ani z żadną nawet legendą. Kiedy się wykorzystuje świętość wbrew jakiejkolwiek prawdzie i wyłącznie dla wywołania szoku.
 
HS: Dlatego mamy prawo mówić: „Nie bluźnij krzyżowi, bo on w całej naszej kulturze oznaczał i oznacza miłość, miłosierdzie, miłość nieprzyjaciela!”. Czyli: „Nie kłam!”. I dlatego trzeba też mówić o „rabunku świętości”, czyli o używaniu pewnych symboli i znaków religijnych, niezgodnie z ich pierwotnym znaczeniem. Tak jak nie wolno dowolnie używać w reklamie godła państwowego, tak też nie wolno używać obrazów, które są emblematyczne dla chrześcijaństwa, choćby Ostatniej wieczerzy Leonarda czy wizerunku Czarnej Madonny.
 
MB: Za chwilę wytoczą przeciwko nam argumenty wolności wypowiedzi…
 
HS: Ale zobacz: ta współczesna wolność wypowiedzi pozwala atakować właściwie tylko chrześcijaństwo. Nie ma już zgody na taką samą „wolność” w przypadku kwestionowania czy wykorzystywania symboliki Auschwitz, gwiazdy Dawida czy postaci Mahometa.
 
MB: Co nam pozostaje? Bronić się do krwi? Pikietować? Dyskutować, jeśli po drugiej stronie nie ma żadnej głębszej myśli, a jedynie prowokacja dla prowokacji?  Zająć się tworzeniem prawdziwej, pięknej sztuki inspirowanej chrześcijańskimi wartościami – i na poziomie, który nie będzie przypominał jarmarków?
 
HS: Chesterton pisał o swoim rodzinnym kraju: „Ci, którzy wciąż wyznają dawne poglądy na dobro i zło, powinni twardo się ich trzymać, stać na uboczu reszty i mieć świadomość, że stoją samotnie. A oprócz tego, powinni przejść do natarcia. Przyszłość budzi znacznie więcej nadziei, kiedy postrzegamy Anglię jako pogański kraj czekający na nawrócenie niż jako chrześcijański kraj nawołujący do kompromisów”.
 
MB: Pozostaje więc zamienić tamtą chestertonową  Anglię na wciąż może nie pogańską, ale nawracającą się Polskę.
 



Ks. prof. Henryk Seweryniak prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce.
 
Dr Monika Białkowska doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka Przewodnika Katolickiego.
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki