Logo Przewdonik Katolicki

Turkusowa utopia

Agnieszka Pioch-Sławomirska
FOT. ZUZANNA SZCZERBIŃSKA/PK. Agnieszka Pioch-Sławomirska redaktor prowadząca.

Firma bez szefa. Marzenie? Dla niektórych tak, dla innych – samo życie. Całkiem realnie dobre. Tak funkcjonują członkowie turkusowych organizacji: firm, instytucji, nieformalnych grup.

Pracują w zespołach, w których każdy z własnej woli wykonuje taką część wspólnego zadania, która jest najlepiej dostosowana do jego możliwości; kluczowe jest zaufanie (zakres obowiązków ustalają sami pracownicy), poczucie misji i współodpowiedzialności za firmę, stawianie na talenty. Nie ma stanowisk, są funkcje, a kadra kierownicza jest niepotrzebna, bo stawia się na samozarządzanie, czy raczej samoorganizację. Kontrolowanie zamieniono na wspieranie.
Ten nowatorski model zarządzania opisał Frederic Laloux w książce Pracować inaczej, choć jego narodziny sięgają połowy XX w. Fascynuje mnie ten ideał i niepokoi jednocześnie. Chyba jestem jeszcze za bardzo zielona. Bo Laloux oznaczył modele organizacji całą paletą barw. Model czerwony to na przykład władza w rękach wodza, często dyktatora, przywódcy mafii albo gangu; bursztynowy to nadal silne hierarchiczne zarządzanie, kontrola i rygorystyczne procesy (jak w wojsku). Pomarańczowy, bardzo merytoryczny i innowacyjny zarazem, zakłada pokonanie konkurencji (korporacje), a zielony to wspólne wartości, zaangażowanie, dawanie możliwości, egalitarne zarządzanie (ruchy społeczne). Wreszcie ideał: turkus właśnie – samoorganizacja i wspólne cele wyższe. Na marginesie: kto zgadnie, w którym miejscu Laloux umieścił Kościoły?
Turkusowa praca, sąsiedzka wspólnota, szkoła – tak, istnieją takie. Rozlewa się to morze turkusu przed moimi oczami i płynie dalej: w błękit, chabrowy, granat… Stop. Przecież nie wymyślono większej doskonałości.
Dlaczego myślę, że turkus to jednak utopia? Bo żeby w taki sposób funkcjonować, potrzebna jest głęboka dojrzałość wszystkich członków zespołu. Żeby współpracując, patrzeć dalej niż na własne korzyści. Rzetelnie określać swój zakres obowiązków: bez uników, spychologii (to on ma się tym zająć, nie ja), fałszywej pokory i skromności (na tym to się nie znam – choć i ja, i inni wiemy, że się znam). Z odwagą podejmować wyzwania i w pełni ponosić odpowiedzialność, także za porażki. Żeby nikt się na nikogo nie obrażał, na przykład o pieniądze. Systemy wynagradzania w turkusowych firmach są różne, ale dla przykładu w jednej z amerykańskich firm zajmującej się przetwórstwem pomidorów, jeśli pracownik po roku uważa, że powinien zarabiać więcej, pisze list o swoich osiągnięciach, który akceptują lub nie jego koledzy. Dobra to szkoła nie-zazdrości. Niejeden z nas nie zdałby tu egzaminu.
Dlatego turkusowi dobierają się bardzo starannie. To też utopia, bo na ile można sobie na ten luksus pozwolić – żeby żmudny proces rekrutacji nie „położył” bieżących zadań firmy? A jednak po ów ideał sięga coraz więcej firm na świecie, a i w Polsce prof. Andrzej Blikle przestaje być na tym polu samotnikiem. Przyszłość jednak jest turkusowa?
 


Agnieszka Pioch-Sławomirska filolog w wykształcenia i z zamiłowania, od 20 lat kroi i szyje teksty. Żona, mama trójki dzieci. Sportowiec amator, dla którego najważniejszym dystansem jest… ten do samego siebie.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki