Nadal nie wiem, kiedy wstawać, a kiedy siadać, bo każda z obecnych dwudziestu osób robi to w innym momencie. Ale czegoś się nauczyłam, bo bywam tu jednak od trzech lat. Każdy z nas ma pewnie to doświadczenie za sobą, bo nawet obrządki katolickie różnią się trochę między sobą w różnych częściach świata. Z uwagą rozglądamy się dookoła, a najczęściej kątem oka obserwujemy najbliższych sąsiadów, czy wstać, czy uklęknąć, czy przekazać znak pokoju. Na przykład w Paryżu w ogromnym kościele pw. św. Sulpicjusza gromadka wiernych gromadzi się za ołtarzem, podczas gdy świątynię zwiedzają turyści. Tutaj i w Berlinie koszyk na kolektę wierni podają sobie z rąk do rąk. A w Chorwacji w upalne niedzielne popołudnie wczesnośredniowieczny niewielki kościół w małym nadmorskim miasteczku przypomina mi wielkiego motyla. Nie z powodu barw, które są wyblakłe, ale z powodu dziesiątków wachlujących się matron. Ubrane na czarno kobiety wachlowały się tak intensywnie, że miałam wrażenie, że zaraz, natychmiast, odlecimy uniesieni przez istryjski wiatr od morza.
W Grecji natomiast jest zupełnie inaczej, bo nie łacińsko, a bizantyjsko. Kobiety na lewo, mężczyźni na prawo. Dwóch mężczyzn i kobieta śpiewają przez całe dwie godziny, dialogując tym śpiewem czasami z popem. Pop ubrany w błyszczące szaty liturgiczne wykonuje mnóstwo znaczących gestów, częściowo ukryty za ikonostasem. Wierni, w większości kobiety, wchodzą i wychodzą, kiedy chcą, za każdym razem całując wszystkie ikony. Każdy żegna się kilkanaście razy i w innym momencie. Komunię podawaną łyżeczką przyjmują tylko małe dzieci i tylko czasami bardzo wiekowe wdowy. W każdym miasteczku przy cerkwi znajduje się plac zabaw dla dzieci, bo rodzice z dziećmi podczas Eucharystii znajdują się na zewnątrz, wchodząc tylko na moment przyjęcia komunii św. Panuje wspaniały duch wolności i życzliwości, a melodie wyśpiewywane przez kantorów hipnotyzują mnie i wprowadzają w stan uwielbienia Bożego dzieła. A jeszcze muszę wspomnieć o odpuście, którego byliśmy świadkami, a właściwie agapie, wielkiej fieście, podczas której o północy mieszkańcy całego miasteczka i okolicznych wsi siedzieli dookoła rozświetlonego kościoła przy plastikowych stołach, pili zimne piwo, które chłodziło się w wielkich plastikowych wannach wypełnionych lodem, jedli szaszłyki i słuchali występów greckiej piosenkarki. Już za moment co poniektórzy zaczęli wstawać i tańczyć, a nam się wydawało, że cofnęliśmy się w czasie o lat sto, a może to czas tutaj po prostu stanął w miejscu.