To jakieś 47 półlitrówek wódki rocznie, czyli prawie jedna na tydzień. O tym, jak piją Polacy opowiedział mi Krzysztof Wojcieszek (s. 20), jeden z organizatorów odbywającego się w Warszawie w tych dniach (21–23 września) Narodowego Kongresu Trzeźwości i twórca swego rodzaju planu naprawczego, nad którym dyskutować będą uczestnicy tego spotkania. Problem wbrew pozorom nie ogranicza się do alkoholików (zresztą na ich temat niemal w ogóle nie rozmawialiśmy). O wiele więcej kłopotów przysparza grupa tych, którzy piją na umór, przekonani, że tak można, czy wręcz trzeba. Takich delikwentów jest trzy razy więcej niż osób uzależnionych od alkoholu.
Zupełnie niezależnie od Narodowego Kongresu Trzeźwości ograniczyć skutki spożywania alkoholu chce rzecznik praw dziecka. Propozycja Marka Michalaka zakłada, by kobiety będące w ciąży i pijące alkohol kierować – czasem nawet wbrew ich woli – do zakładów opieki zdrowotnej. Co roku w Polsce, według szacunków Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, rodzi się około 9 tys. dzieci z zaburzeniami rozwojowymi powstałymi w wyniku kontaktu z alkoholem jeszcze przed urodzeniem (więcej na ten temat w rozmowie z Antonim Szymańskim, wiceprezesem Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia na s. 66). Przedstawiając swoją propozycję, rzecznik praw dziecka pisze, że „państwo ma obowiązek chronić dzieci, w tym dzieci jeszcze nieurodzone”. „Dzieci”, nie: „płody” czy „zygoty”. To ważny głos w momencie, kiedy Komitet Ratujmy Kobiety zbiera podpisy pod obywatelskim projektem ustawy, zakładającej możliwość zabicia każdego dziecka do 12. tygodnia ciąży, a w skrajnych sytuacjach nawet do momentu urodzenia.
Zarówno w przypadku wszystkich nadużywających alkoholu, jak i kobiet w ciąży sięgających do kieliszka, konkretne przepisy prawne to tylko jedna strona medalu. Druga, śmiem twierdzić, że ważniejsza, to praca, jaką każdy z nas musi wykonać w swojej głowie, tak by nie sprawiać wrażenia, że przyzwalamy czy wręcz zachęcamy do tego, żeby sobie wypić bez względu na okoliczności.