Czuję, że niektórymi sprawami nie chcę jej obciążać, bo wiem, że będzie się niepotrzebnie martwić, poza tym potrzebuję autonomii. A mama ma żal, że jej nie ufam, i mam tajemnice. Czy moje myślenie jest dobre? A może to mama ma rację i nie powinnam jej odsuwać?
Rozalia
Wydaje się, że to coś oczywistego, a jednak nie w każdym wypadku. Czas dojrzewania dziecka wymaga także pewnego „przestawienia” w myśleniu u rodziców. W twojej sytuacji – tak czuję po przeczytaniu postawionego pytania – wcale nie musi dojść do jakiegoś ostrego konfliktu. Prawdopodobnie uda ci się po prostu z mamą spokojnie to przedyskutować.
Nie chcę tu wysuwać argumentów czysto pedagogicznych. Odwołam się do mądrości płynącej z Pisma Świętego. Jak wszyscy wiemy, jest w Księdze Rodzaju taki fragment, który mówi, że kiedy osoba zawiera małżeństwo, to nie tylko staje się ze współmałżonkiem jednym ciałem, ale również opuszcza ojca i matkę. Owo „opuszczenie” nie może dotyczyć wyłącznie kwestii osobnego zamieszkania. Bardziej chodzi tu o wolność psychiczną, autonomię w podejmowaniu własnych, mądrych życiowo decyzji oraz danie sobie szansy na stworzenie silnych więzów we własnej nowej rodzinie.
Do takiego odchodzenia z gniazda rodzinnego młodzi ludzie powinni się przygotowywać, mieszkając jeszcze z rodzicami. Dobrze by było, gdyby czujni rodzice sami swoją dorastającą pociechę do tego zachęcali. Co więcej, sprawa wolności psychicznej dotyczy również tych, którzy nie wejdą na ścieżkę życia małżeńskiego. Bo taka wolność jest bezwzględnie potrzebna każdemu, również osobom samotnym – świeckim i duchownym. Przecięcie pępowiny to nie tylko wydarzenie aktualne przy porodzie. Jeśli ktoś jest nadal uwiązany taką „pępowiną”, to w końcu zacznie się z jej powodu dusić.
Zawsze ufam, że kochający rodzice wcześniej czy później ostatecznie ten stan rzeczy zaakceptują. A faktu, że dziecko nie ma już potrzeby zwierzania się im ze wszystkiego, nie odczytują jako braku zaufania czy – broń Boże – jakieś krętactwo.