Pisaliśmy niedawno na łamach „Przewodnika Katolickiego” o procederze przekazywania przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) i Fundusz Narodów Zjednoczonych na rzecz Dzieci (UNICEF) szczepionek dla mieszkanek Kenii, rzekomo przeciwko tężcowi, którego rzeczywistym, ukrytym celem było doprowadzenie do wysterylizowania ponad 2,3 mln nieświadomych niczego kobiet wieku od 14 do 49 lat. Wszystkie szczepionki zawierały HCG – substancję chemiczną opracowaną właśnie w celach dokonywania sterylizacji. W taki oto sposób próbuje się rozwiązywać dziś kwestię tzw. kontroli urodzeń. Innymi słowy, żeby się biedni za bardzo nie mnożyli na tym łez padole. Na szczęście sprawa wyszła na jaw, nim Kenijki zdążyły przejść cały cykl szczepień, po którym nastąpiłaby nieodwracalna sterylizacja. Szczepienia wstrzymano. Ale nie jest to wcale jakiś odosobniony przypadek. Nie, to tylko czubek góry. Podobnych historii jest dziś o wiele, wiele więcej.
Lufa przy skroni
Celem działań, które noszą tyleż eufemistyczne co nieprawdziwe określenie „zdrowie reprodukcyjne”, jest przede wszystkim Afryka. To tam bogaci „filantropi” upatrują wszelkiego zła, które może dziś zagrażać ludzkości: nędzy, głodu, chorób, zbytniego przeludnienia, a nawet globalnego ocieplenia, które generowane ma być rzekomo również przed ludzi wydychających do atmosfery dwutlenek węgla. I nie są to tylko czcze figury retoryczne. Takie argumenty naprawdę pojawiają się podczas międzynarodowych konferencji i debat dotyczących pomocy humanitarnej dla krajów tzw. Trzeciego Świata. O tym, że przeludnienie na świecie powoduje nadmierną emisję dwutlenku węgla, mówiła wielokrotnie w sposób otwarty m.in. Melinda Gates, żona jednego z najbogatszych ludzi świata, Billa Gatesa.
Odpowiedzią na te wyzwania ma być przede wszystkim nowa polityka demograficzna, zmierzająca do ograniczenia populacji ludzi. Temu celowi mają służyć antykoncepcja, darmowa aborcja na życzenie, a także – jak pokazuje przykład Kenii – ukryte praktyki sterylizacyjne. Zalecenia dotyczące „polityki kontroli ludności” znalazły się m.in. w ustaleniach Międzynarodowej Konferencji Demograficznej ONZ „Ludność i Rozwój”, która odbyła się w 1994 r. w Kairze i jest uważana za kamień milowy obecnej oenzetowskiej polityki humanitarnej. To właśnie wtedy zatwierdzono program działania na najbliższe dekady, który kwestie rozwoju ludzkości wprost związał z ograniczeniem populacji.
Co gorsza, wszystko to odbywa się w sytuacji ogromnego moralnego i ekonomicznego szantażu. Biedne kraje Afryki znajdują się właściwie pod ścianą, pod lufą groźby odcięcia pomocy humanitarnej. A właśnie na Czarnym Lądzie są przecież statystycznie największe potrzeby. Brakuje niemal wszystkiego: żywności, edukacji, infrastruktury, zapasów wody pitnej, lekarstw. „Rządy afrykańskie kupują program działania z Kairu nie dlatego, że przyjmują jego cele i <<etykę>>, ale dlatego, że jest on im narzucony jako warunek udzielenia pomocy w rozwoju” – przyznała niedawno w wywiadzie dla „Naszego Dziennika” Marguerite A. Peeters, dyrektor Instytutu Dialogu Międzykulturowego w Brukseli, analityk nowej globalnej etyki.
Ale tak dzieje się nie tylko w Afryce. Ten kontynent to tylko najbardziej jaskrawy przykład bycia „beneficjentem” dzisiejszej „pomocy” humanitarnej stosowanej wobec wszystkich biedniejszych państwa świata. Zaiste, klub pięknych i bogatych ładnie to sobie wymyślił: restrykcyjna polityka demograficzna, aborcja, antykoncepcja jako szybki i tańszy sposób zmniejszenia liczby ubogich. No cóż, zapewne ekonomiczniej zabijać, niż po prostu leczyć, karmić i pomagać.
Kij i marchewka
Metody działania są różne. Mogą to być rzeczone szczepionki. I to nie tylko w Kenii. Takie pomysły pojawiają się od dawna i postulowane są wobec wszystkich państw borykających się z problemem nędzy i przeludnienia. Ale najczęściej sięga się jednak po zwyczajne argumenty finansowe. Dla przykładu Bank Światowy ogłosił w ubiegłym roku, że przeznaczy dla krajów rozwijających się (to taki synonim biedaka w politycznej nowomowie) co najmniej 700 mln dolarów na realizację tzw. Milenijnych Celów Rozwoju. Oficjalnie środki te mają przyczynić się do ograniczenia umieralności matek i dzieci. Dla przypomnienia, właśnie zmniejszenie śmiertelności dzieci i ograniczenie umieralności okołoporodowej kobiet to dwa z ośmiu Milenijnych Celów Rozwoju, które państwa ONZ zdeklarowały się osiągnąć do 2015 r. Niech jednak nikogo nie zmyli ta nazwa. W praktyce chodzi bowiem o upowszechnienie tzw. bezpiecznej aborcji i antykoncepcji. Taki paradoks. W trosce o zdrowie dzieci i zmniejszenie ich umieralności dokonuje się… aborcji. Doprawdy, trudno o bardziej przewrotne rozumowanie. Na dodatek pomoc oenzetowska jest najczęściej pakietowa – albo bierzecie wszystko, albo nic…
Aborcję na życzenie próbuje się wprowadzić także tylnymi drzwiami za pomocą zmian w prawie poszczególnych państw. Głównym narzędziem nacisku jest tzw. Protokół z Maputo, czyli dodatkowy Protokół do Afrykańskiej Karty Praw Człowieka ws. Praw Kobiet, przyjęty przez Zgromadzenie Unii Afrykańskiej w lipcu 2003 r. Tutaj także wszystko brzmi z pozoru ładnie i słusznie, ale jak zwykle, wszystko zależy od interpretacji. „Zwolennicy Protokołu z Maputo chcą, byśmy uwierzyli, że głównym celem ich dokumentu jest przeciwdziałanie okaleczaniu żeńskich narządów płciowych. Są to haniebne przestępstwa dotykające prawie 2 mln afrykańskich kobiet rocznie. Jednakże kwestia okaleczania żeńskich narządów płciowych pojawia się tylko raz w dokumencie, który koncentruje się na legalizacji aborcji, antykoncepcji i sterylizacji” – tłumaczył ks. Shenan J. Boquet, prezes Human Life International, dodając, że zapisy z Maputo promują zmiany modelu tradycyjnej rodziny i realizacji „praw seksualnych” pod pretekstem walki z dyskryminacją. I to także dzieje się w sytuacji przymusu pośredniego: zachodnie państwa i organizacje pozarządowe zmuszają kraje afrykańskie do ratyfikacji protokołu pod groźbą wstrzymania pomocy finansowej. Czasami te żądania formułowane są wprost. Przykład? Ameryka Środkowa: w 2008 r. szef MSZ Holandii zagroził, że Unia Europejska będzie udzielała pomocy ekonomicznej Nikaragui tylko wtedy, gdy państwo to zniesie prawny zakaz przerywania ciąży.
Zrzutka na aborcję
To nie jest równa walka. Z jednej strony mamy biedne, słabe kraje Trzeciego Świata, a z drugiej najbogatsze państwa, wpływowe organizacje i koncerny międzynarodowe .To także potężny przemysł farmaceutyczny, który sprzedaje środki „kontroli urodzeń” opakowane w towary autentycznej pierwszej potrzeby – wodę, lekarstwa, żywność. „Przemysł farmaceutyczny i jego fundacje uznały Afrykę za ogromny rynek środków antykoncepcyjnych i wyposażają agentów tzw. zdrowia oraz praw seksualnych i reprodukcyjnych w oszałamiające środki finansowe, żeby kupić rzutkich i skutecznych partnerów afrykańskich” – stwierdziła we wspomnianym już wywiadzie Marguerite A. Peeters.
Regularną zrzutkę na promocję i wcielanie w życie założeń „zdrowia reprodukcyjnego” w biedniejszych częściach świata prowadzą Stany Zjednoczone, poszczególne państwa Unii Europejskiej, Norwegia, Australia i wiele innych rozwiniętych państw. Przykład Australii pokazuje, jak bardzo zwiększa się pula środków przeznaczanych na ten cel. W 2009 r. australijski rząd przeznaczał na to około 2 mln dolarów australijskich (AUD). Rok później było to już 26 mln AUD, a do 2016 r. suma ta wzrośnie do 50 mln AUD. Owe pieniądze zasilają regularnie oenzetowski Fundusz Populacyjny oraz wspierają działalność jawnie proaborcyjnych fundacji, takich jak niesławnej pamięci organizacja Planned Parenthood. Do niedawna gigantyczne środki na kontrolę urodzeń łożyło także małżeństwo Gatesów.
Tymczasem, zupełnie niespodziewanie, w czerwcu tego roku miliarderzy oświadczyli, że przestają wspierać takie cele. „Aborcja jest procederem, który jest nie tylko kompromisem między godnością a rozwojem nienarodzonych, ale także powoduje wiele problemów dla kobiet” – powiedziała Melinda Gates dla agencji Catholic News Service. To rzeczywiście bardzo dobra wiadomość. Nadal jednak w grze pozostaje całą armia milionerów, polityków, „filantropów”, fundacji i organizacji, wyznających XVIII-wieczne teorie Thomasa Malthusa, głoszącego, że to biedni i zbyt liczni są odpowiedzialni za „opróżnianie światowych zasobów”.