W Unii Europejskiej coraz wyraźniej ścierają się dwie siły: proaborcyjna i pro-life. Reakcje państw europejskich na decyzje prezydenta Donalda Trumpa o zakończeniu finansowania z amerykańskich pieniędzy organizacji promujących aborcję poza granicami USA, zadeklarowanie przez zaledwie jedną piątą posłów do Parlamentu Europejskiego głosowania zgodnie z wartościami prorodzinnymi i pro-life, a także powtarzające się akcje finansowania aborcji z unijnego budżetu, mimo że prawo nie przewiduje tego typu działań – to pokazuje w praktyce, jakie priorytety ma UE.
Finansowa „rekompensata”
Na początku tego roku Stany Zjednoczone zaprzestały finansowania aborcji poza granicami kraju. W odpowiedzi część państw zachodniej Europy zadeklarowała, że postara się „zrekompensować” decyzję USA. To oznacza poważne i pozbawione kontroli Parlamentu Europejskiego dofinansowanie organizacji proaborcyjnych.
– Zaledwie dwa miesiące po decyzji prezydenta Trumpa, 2 marca, na wniosek Belgii, Szwecji, Holandii i Danii zorganizowano w Parlamencie Europejskim konferencję „She decides” („Ona decyduje”) – opisuje ciąg dalszy działania mechanizmu Justyna Gajos z Fundacji „Jeden z nas”. – Jej jedynym celem była zbiórka pieniędzy na działanie wspierające i promujące aborcję dla organizacji, które swoje finansowanie w całości lub części czerpały dotychczas z budżetu federalnego USA. Państwa zainteresowane dalszym wspieraniem promowania aborcji zadeklarowały, że w ciągu najbliższych czterech lat wydadzą na nią kwotę 181 mln euro. Chcą przekazywać pieniądze głównie do tych krajów unijnych, w których aborcja jest dostępna w sposób ograniczony, np. do Irlandii i do Polski.
Dodajmy, że około 650 mln dolarów na podobne cele będzie przeznaczał przez kolejne 10 lat także rząd Kanady. To oznacza działanie wbrew prawu traktatowemu i duży zastrzyk finansowy dla organizacji, których jedynym celem jest promocja aborcji i tzw. praw reprodukcyjnych i seksualnych. Żadne z tych środków nie trafią do domów samotnej matki, nie zapewnią dzieciom pieluch, mleka czy innych artykułów, nie będą wspierać kobiet w zagrożonej ciąży, by dziecko mogło zdrowe przyjść na świat. Zostaną wydane na to, by pozbawiać dzieci życia.
Transakcja wiązana
– Na konferencji Neven Mimica europejski komisarz ds. współpracy międzynarodowej i rozwoju z Chorwacji jasno wyraził kierunek działania – mówi Jakub Bałtroszewicz, sekretarz generalny Europejskiej Federacji dla Życia i Godności Człowieka „Jeden z nas”, dzięki swojej funkcji dobrze zorientowany w kulisach unijnej polityki wpływającej na rodzinę. – To oświadczenie spotkało się ze zdziwieniem z naszej strony. Oznacza ono, że komisarz Mimica nie tylko nie zna prawa traktatowego, które nie pozwala instytucjom UE finansować wprost aborcji, ale pozostaje głuchy na głos niemal dwóch milionów Europejczyków, którzy poprzez inicjatywę „Jeden z nas” domagali się zaprzestania finansowania organizacji promujących aborcję.
Komisarz Mimica potwierdził to, co jest właściwie widoczne w sposobie konstruowania rezolucji czy zaleceń unijnych. Tylko w ostatnich miesiącach do rezolucji np. o równości płci, praw człowieka do edukacji w świecie, praw podstawowych kobiet w UE czy funduszu powierniczego dla Afryki dołączono tzw. odnośniki do praw reprodukcyjnych i seksualnych, wzywające do zapewnienia bezpiecznej i legalnej aborcji.
– W rezolucjach parlamentu pojawiają się wręcz kuriozalne zapisy, które porównują brak dostępu do tzw. bezpiecznej i legalnej aborcji do stosowania tortur – mówi Jakub Bałtroszewicz.– Interesująca jest także prezentowana w nich strategia. Na przykład dokumenty o funduszu powierniczym dla Afryki, upraszczając, informują, że jeśli finansowanie ma do Afryki trafiać, to Afryka musi przestrzegać tzw. praw europejskich, a więc promować czy dopuszczać aborcję. Podobne zapisy znajdują się w umowach o wolnym handlu z Ukrainą czy Mołdawią: jeśli kraje nie przestrzegają tzw. wartości europejskich, Unia zastrzega sobie możliwość zawieszenia pomocy i zerwania umów.
Leczyć, nie zabijać
Dla krajów członkowskich w najbliższym czasie najważniejszym zadaniem są prace nad budżetem Unii Europejskiej. Za trzy lata kończy się plan budżetowy dla Unii, tzw. „Perspektywa finansowa Horyzont 2020”. Tej jesieni na poziomie państw członkowskich rozpoczynają się negocjacje o tym, w jaki sposób Unia Europejska będzie wydawać pieniądze w kolejnych latach. Te decyzje mają duże znaczenie: przesądzają o prowadzeniu polityki antyrodzinnej lub prorodzinnej na kolejne pięć lat. Zadaniem państw członkowskich, które opowiadają się za życiem, jest takie działanie, by nie dopuścić do bezpośredniego lub pośredniego finansowania projektów badawczych, w których może dochodzić do niszczenia embrionów ludzkich i organizacji promujących czy przeprowadzających aborcję.
– Europa, jeżeli ma przetrwać, musi postawić nie na gender mainstreaming, ale family mainstreaming! – mówi Jakub Bałtroszewicz. – Zamiast programów aborcyjnych można przecież tworzyć programy wspierające wzrost demograficzny w Europie, programy wspierające macierzyństwo, inwestujące w opiekę nad kobietami w ciąży i okołoporodową. Możliwości jest mnóstwo, np. w laboratoriach trwają badania nad trisomią 21, czyli zespołem Downa, by dzieci z tym zespołem mogły prowadzić jak najzdrowsze i jak najdłuższe życie. Lider w tych badaniach francuska fundacja Jerome’a Lejeune’a twierdzi, że potrzebuje około 12 lat, by badania zakończyć i być może z powodzeniem farmakologicznie blokować dodatkowy chromosom. To oznaczałoby, że dzieci z trisomią 21 rodziłyby się zdrowe lub przynajmniej nie miałyby jej zewnętrznych objawów.
Finansowanie tego typu działań dla życia przez Unię to nie science fiction. Pokazuje to m.in. przykład Antonio Tajaniego, niedawno wybranego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. W marcu podczas Europejskiego Tygodnia dla Życia zorganizowanego przez Federację „Jeden z nas” Włoch oświadczył, że będzie zabiegał o to, by w nowej perspektywie budżetowej znalazły się środki na badania nad leczeniem zespołu Downa.
Nie tylko ilość
Nadal mamy więc szanse zatrzymywać niepożądane, proaborcyjne trendy. Możemy w tym celu korzystać z pośrednictwa popierających obronę życia polityków. Za życiem i rodziną w sondażach przeprowadzanych przez Federację „Jeden z nas” oraz FAFCE, czyli Europejską Federację Stowarzyszeń Rodzin Katolickich, opowiedziało się 136 na 751 posłów zasiadających w Parlamencie Europejskim. To zdecydowana mniejszość, przez co w głosowaniach prawie zawsze przegrywamy. Wyjątkiem był tu słynny Raport Estreli, który domagał się określenia aborcji jako fundamentalnego prawa człowieka i przepadł w 2013 r. w głosowaniu europarlamentu siedmioma głosami. Równocześnie tych 136 eurodeputowanych oznacza dużą siłę działania w komisjach parlamentarnych, w zgłaszaniu poprawek do rezolucji i zadawaniu kłopotliwych pytań, na które Komisja Europejska musi odpowiadać. Przykładem może tu być działanie odnośnie pigułki Ella One. W wyniku działań europosłów Komisja Europejska zmieniła wytyczne, przyznając mimo wcześniejszych rekomendacji, że decyzja o jej sprzedaży na receptę bądź bez leży całkowicie w kompetencji praw członkowskich.
Obok europosłów bardzo istotną rolę odgrywa Europejska Inicjatywa Obywatelska „Jeden z nas”, której celem jest zakończenie z finansowania z budżetu UE aborcji oraz eksperymentów na embrionach ludzkich. Kolejnym ważnym podmiotem jest Europejska Federacja dla Życia i Godności Człowieka „Jeden z nas”, która zajmuje się inicjowaniem akcji blokujących unijne zapędy prawne, konsultacjami naukowymi i poszerzaniem świadomości społecznej odnośnie do bioetyki.
Kto tu rządzi?
Obecnie jesteśmy w momencie kolejnego przełomu. Komisja Europejska zignorowała postulaty wspomnianej inicjatywy „Jeden z nas”, którą poparły niemal dwa miliony obywateli z całej Unii. Trwa proces przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który wytoczyła z tego powodu federacja. Zaskakująca, a jednocześnie smutna była argumentacja prawnika Komisji Europejskiej zaprezentowana w maju przez sądem. – Mówił, że Komisji Europejskiej nie interesują żadne postulaty i rozczarowanie organizatorów inicjatywy, bo to wyłącznie ona ma prawo inicjatywy ustawodawczej i w tym wypadku po prostu nie zamierza z niego skorzystać. Oznacza to, że narzędzie, które stworzyła i niosła na swoich sztandarach UE, tłumacząc, że w ten sposób się demokratyzuje i oddaje głos swoim obywatelem, było tylko wydmuszką, a Komisja Europejska nie ma zamiaru dzielić się władzą z obywatelami państw członkowskich Unii Europejskiej – wyjaśnia Jakub Bałtroszewicz.
Rozstrzygnięcie Trybunału w tej sytuacji bądź potwierdzi, że żyjemy w Europie, która jest odgórnie narzuconym projektem społecznym, który ma nas wyjałowić z wartości, bądź zatrzyma te trendy, wprowadzając zwrot w prawie. To ważny moment, jednak bez względu na to, jaka będzie ta decyzja, nasz statek wciąż płynie, a nienarodzone dzieci liczą na naszą pomoc.