Owa harmonia to równowaga między rodziną, karierą i potrzebą rozwoju osobistego, potrzebą sukcesu a troską o związki międzyludzkie, między posiadaniem a byciem. Dla nas chrześcijan to po prostu życie z Jezusem i na wzór Jezusa.
Świątynia
Ewangelia św. Marka opisuje jeden dzień z życia Jezusa. Jest on bardzo wypełniony, a przy tym przeżyty bardzo harmonijnie. Miejscem, w którym Jezus często przebywał, była synagoga. Od dzieciństwa związał z nią swoje życie; tu został ofiarowany przez Maryję i Józefa, a później wyjaśniał Pisma, dzielił się swoją mądrością. Nauczał wszędzie, ale świątynia jest szczególnym miejscem obecności Boga, Jego Ojca. Jaki jest mój stosunek do kościoła – do którego muszę czy chcę chodzić? Czy w moim kościele parafialnym czuję się jak w domu?
Błogosławieni małżonkowie Maria i Alojzy Quattrocchi, którzy towarzyszą nam w adwentowych rozważaniach, bardzo dbali o życie religijne. Codziennie rano uczestniczyli we Mszy św., a dopiero po niej witali się i całowali. – W każde sobotnie popołudnie ojciec odprowadzał mnie i brata do kościoła św. Antoniego, abyśmy mogli odbyć spowiedź u naszego ojca duchownego. Po drodze pomagał dokonać rachunku sumienia – wspomina ich syn. Gdy wyjeżdżali na wakacje, na pierwszym miejscu była Msza św.
Uzdrowienie
Jezus odwiedza rodzinę Piotra. Być może mógł liczyć na obiad czy dobre ciasto. Ale zastaje chorą teściową Piotra i uzdrawia ją. Jest obecny tam, gdzie może usłużyć, gdzie jest nie tylko miło i serdecznie, gdzie względy towarzyskie decydują o spotkaniu, ale gdzie może dzielić się dobrem, być apostołem prawdy, przyjść z pomocą.
Czasem z zazdrością patrzymy na inne rodziny. Ale zapytajmy: czy zaprosiliśmy do naszego domu Jezusa? Czy jesteśmy gotowi na to, by nas uzdrawiał nie tylko z chorób fizycznych, ale i duchowych? A może nam wygodne żyć bez Niego?
W domu błogosławionych Marii i Alojzego było miejsce na cztery pokolenia. Ten dom był płonącym ogniskiem, przy którym wszyscy mogli się ogrzać. We wzajemnej miłości znajdowali siłę, która pozwalała im stawić czoła kolejnym dniom i problemom. Nie było miejsca na powierzchowność, pesymizm czy smutek, lecz radość przebywania razem. – Wieczorami – wspomina Maria – mówiliśmy o swoich przeżyciach związanych z pracą, z rodziną, na temat wydarzeń politycznych; była wspólna lektura, gazety i dyskusja, fragmenty miłej książki i wspólnie odmawiany Różaniec.
Powołanie
Powołaniem Jezusa było leczyć i uzdrawiać. Czyni to, by dawać ludziom nadzieję, nie zostawiać ich samych. Maria przeżywała swoje życie jako powołanie służenia rodzinie, zarówno bliższej, jak i dalszej. Była w domu, przy kościele, w Akcji Katolickiej, dbała o biednych, pomagała klasztorom, gdzie przebywały dzieci. Pisała książki. Po błogosławionych małżonkach pozostało około 700 listów pisanych do siebie nawzajem i do dzieci. Mówiąc o powołaniu w rodzinie Quattrocchich, nie zapomnijmy o dwóch synach będących kapłanami, córce benedyktynce i ostatniej – siostrze skrytce. Kiedy pytano Marię o tajemnicę powołania, mówiła, że to nie tyle nasze życie pełne ofiar i wyrzeczeń i nie nieustanne modlitwy, ile raczej codzienna Eucharystia i krótka medytacja. W domu czytano Pismo Święte i mistrzów życia wewnętrznego – św. Jana od Krzyża, św. Teresę z Lisieux, odmawiano brewiarz.
Praca, wypoczynek i dobro wspólne
Jezus potrzebował w ciągu dnia chwil samotności. Oddala się do tłumu, by nabrać sił duchowych i fizycznych, odpocząć od ruchu i zamieszania. Wykorzystuje noc, aby się modlić. Doskonale układa plan dnia. Jak pracuję i jaki jest mój plan dnia? Być może nikt i nic się nie liczy poza pracą. Jaki jest mój wypoczynek i modlitwa?
Małżonkowie Quattrocchi mieli następujące zasady: 1) Starać się przewidzieć i uporządkować już rano czynności dnia. 2) Dobrze zarządzać posiadanymi środkami. 3) Roztropnie i rozważnie korzystać z talentów. Wielką wagę przywiązywano w rodzinie do dni świątecznych: uczestniczono we Mszy św., organizowano wycieczki pod Rzym, zwiedzano wystawy, zabytki, czasem był teatr i film. Wakacje to spacery, lektury, zainteresowanie życiem duchowym i intelektualnym.
Jezus zasiał nadzieję w miasteczku, do którego przyszedł i chociaż mógłby tu pozostać i zdziałać wiele dobrego, postanawia iść dalej, by inni też usłyszeli o miłości Boga. W ten sposób stawia pytanie o nasze zaangażowanie w życie innych: Kościoła, życia społecznego, politycznego. Być może należałoby porzucić zainteresowanie tylko sobą, własnym dobrem, a działać także dla innych. Błogosławieni małżonkowie nosili w sercu problemy społeczne i narodowe i zawsze korzystali z okazji do czynienia dobra. O Marii napisano, że pełniła swoją posługę wobec wszystkich ludzi. Jej apostolstwo obejmowało biednych, małżeństwa przechodzące kryzys, rodziny skłócone, osoby, które spotkały jakieś nieszczęścia. Były to działania ukryte, wytrwałe, nieustępliwe. Często przy współpracy z księdzem czy innymi osobami. Ten zakres zaangażowania małżonków był olbrzymi i dotyczył różnych dziedzin.
Czy w mojej codzienności próbuję budować taką harmonię, w jakiej żył Jezus i błogosławieni małżonkowie?