W każdym razie wywarła na mnie duże wrażenie. Świadczą o tym liczne zakreślenia. Rzadko kiedy kreślę po książce. Ta jednak zawiera nie tylko wiele podkreśleń, ale i komentarzy na marginesie.
Jednym z najbardziej zakreślonych przeze mnie rozdziałów jest ten o ubóstwie, który rozpoczyna się podrozdziałem: Kuszeni zrujnowanym Kościołem. Abp Ryś zauważa, że Franciszek odbudował trzy kościoły: San Damiano, niewielki kościółek św. Piotra i Porcjunkulę. Zniszczone kościoły wzywały go do modlitwy, ale były też wcieleniem pokusy. „I to jest coś, co warto sobie przemyśleć, bo szatan może nas podchodzić właśnie od takiej strony: Popatrz, Kościół jest zniszczony, Kościół jest w upadku, Kościół jest ruiną i właściwie po co ty się szarpiesz? Kościół to przeszłość” – ten fragment zaznaczyłem i odniosłem do kolejnego: „Kuszeni jesteśmy upadającym Kościołem. Jak się takiej pokusie nie dać? Jest na to tylko jeden sposób: trzeba Kościołowi uwierzyć. Przeciwne leczy się przez przeciwne”.
Zastanawiam się, dlaczego podkreśliłem te fragmenty? Być może doświadczyłem czegoś trudnego we wspólnocie seminaryjnej, którą wówczas współtworzyłem? Być może przytłaczały mnie wady i małość niektórych braci, nieszczere intencje, które kontrastowały z pięknie wypowiadanymi słowami we wspólnej modlitwie? W każdym razie w seminarium po raz pierwszy przeżywałem kryzys Kościoła, tego, który był najbliżej mnie. Kryzys wspólnoty, którą miałem pokochać, ale sprawiało mi to trudność.
Czas spędzony w seminarium, choć nie tylko wtedy, pozwolił mi jednak także odkryć inną prawdę. Mogłem zdjąć maskę wyobrażeń, a poznać prawdę o sobie. O tym, gdzie są moje mocne strony, ale również gdzie są słabe, gdzie są wady, gdzie jest grzech. Odkryłem, że obok dobra, które wnoszę do Kościoła, wnoszę tam również moją słabość i grzeszność. Choć na różnych etapach wydawało mi się, że mam doskonały plan reform struktur seminaryjnych, a przynajmniej tych kleryckich, zrozumiałem, że proces trzeba zacząć od siebie. To w gruncie rzeczy najtrudniejszy proces. Chyba najbardziej bolesny.
Franciszek nie miał w głowie planu reformy Kościoła. Najpierw sam przeżył nawrócenie, gdy miał 19 lat. To był proces, w efekcie którego poważnie potraktował Ewangelię i zaczął nią żyć. Potem poszedł do papieża i poprosił o „aprobatę życia zgodnego z formą przewidzianą w Ewangelii”. Idzie do papieża, bo chce żyć Ewangelią. Chce nią żyć w Kościele i z Kościołem. Choć Kościół w czasach Franciszka faktycznie wyglądał jak zrujnowany.
Franciszek wspomniane trzy kościoły faktycznie odbudował. Ale nie tylko jako budynki. Odbudował też Kościół. Przy Porcjunkuli powstał I Zakon, a przy San Damiano II Zakon. „Właśnie wtedy, kiedy inni z powodu tego, co widzieli w Kościele, odchodzili – on trwał w Kościele i mówił: Ewangelia i Kościół – to jest zasada życia. Z jednej strony życie według Ewangelii, z drugiej – życie w środku Kościoła. Bez tego Franciszka się nie zrozumie” – pisze abp Ryś w swojej książce, a wtóruje mu na łamach „Przewodnika” duchowy syn św. Franciszka Leonard Bielecki OFM: „To, co odróżniało św. Franciszka od współczesnych mu konstruktorów nowego ładu w Kościele, to jego status we wspólnocie ludzi wiary. Był w samym centrum Kościoła. Posłuszny doktrynie, papieżowi, biskupowi. Szanował wszystkich, potępiał grzech, ale wiedział też, że odbudowa Kościoła, który legł w ruinie, odbywa się przez działanie od środka”.
Być może nasze doświadczenie Kościoła, czy to powszechnego, czy też tej najmniejszej wspólnoty, w której żyjemy, rodzi w nas poczucie: Kościół jest zrujnowany i nie da się w nim żyć ewangelicznie. Idźmy więc w ślady Franciszka i zaczynając od siebie, stosujmy zasadę podwójnego „i”: i Kościół, i Ewangelia. Franciszkowi się udało. Dlaczego nam miałoby się nie udać?