Ta wygoda podróżowania jest wspaniała, jestem wśród tych wybrańców, którzy mogą się poruszać swobodnie, trzymając w ręku paszport covidowy jako dodatek niezbędny do paszportu zwykłego. Nawet mi wstyd o tym mówić, bo cały czas pamiętam o tych, przed którymi granice są zamknięte (kiedy oni umierają z zimna gdzieś na mokradłach na naszej wschodniej granicy, to w ogóle wszystko, czym się zajmuję, wydaje się tak mało istotne).
W każdym razie w swej przyziemności wpadłam w panikę, kiedy tylko samolot wylądował. W ten sposób na mnie działa powakacyjny powrót do codzienności. W mojej głowie co minutę pojawia się nowa myśl, co oznacza nowe zadanie do wykonania. W końcu jest ich tyle, że zaczynają się mieszać i każde urasta do czegoś kompletnie nie do ogarnięcia. Jak ja to wszystko zdążę zrobić? – pytam siebie z przerażeniem. Nie zdążę, nie zdążę, nie zdążę… Wystarczył tydzień, w ciągu którego nie zaglądałam do internetu i nie trzymałam ręki na pulsie wydarzeń, i teraz aktualności dosłownie zalewają mnie niczym lawa, a mnie brak tchu. Tyle informacji mnie ominęło, tyle nowości – jak ja to teraz wszystko nadrobię? Filmy dokumentalne, fabularne, polskie, azjatyckie, gorące premiery, nowości studyjne, festiwale teatralne, muzyczne, nowe filmy dla dzieci, a jeszcze książki! Skończyły się wakacje i wydawnictwa wypuszczają co kilka dni nowy tytuł i tym razem co najmniej kilka interesuje mnie bardziej niż inne. Z książkami to mam wręcz zadyszkę, nie mogę złapać tchu na samą myśl o tym, co chcę przeczytać.
Stop! – mój rozsądek każe mi przystanąć w tym biegu. Po co w ogóle biec, a potem i tak wyrzucać sobie, że nie jestem w czołówce? Często mi się zdarza porzucać nieskończoną książkę po to, by zacząć kolejną, nowszą. A to już jest duże wykroczenie. I choć mój zawód wymaga ode mnie orientacji w bieżących wydarzeniach, to jasno widzę, że wszystkiego się nie da. Po prostu nie da się równocześnie pisać książki i czytać te, które właśnie zostały wydane, oglądać nowe seriale czy filmy w kinie, chodzić na koncerty i w ogóle wszystko wiedzieć. Mój stos wstydu cały czas rośnie. O tylu tytułach nie jestem w stanie podyskutować, bo nie dałam rady ich przeczytać. A co z klasyką? Przecież uwielbiam do niej wracać i odczytywać ją na nowo. Ech, poproszę o więcej czasu!