Logo Przewdonik Katolicki

Rozwojowy doping

Weronika Frąckiewicz
fot. Halfpoint/Adobe Stock

Rozmowa z Agnieszką Pleti o szkolnych dyskomfortach, dawaniu bez oczekiwań i samorozwoju pośród codziennych obowiązków.

W jakim stopniu Pani wspomnienia szkolne miały wpływ na to, że Pani dzieci nigdy nie chodziły do szkoły?
– Nie wiem, czy moje wspomnienia miały znaczący wpływ, aczkolwiek na pewno są we mnie mocno osadzone. Pewne kwestie związane z moją edukacją uświadomiłam sobie dopiero jako dorosły człowiek. Oprócz tego przez dwa lata uczyłam fizyki w gimnazjum, więc mam doświadczenie również w byciu z tej drugiej strony. Gdy po każdej lekcji z uczniami wychodziłam z bólem głowy, zdałam sobie sprawę, że znam to doświadczenie doskonale z czasów, gdy byłam dzieckiem. Ze szkoły prawie zawsze wracałam z bólem głowy. Wtedy byłam do tego przyzwyczajona. Ból głowy tłumaczyłam hałasem i zaduchem w salach lekcyjnych. Jako dziecko nie byłam w stanie zakomunikować tego moim rodzicom i zawsze odczuwałam to jako coś naturalnego, że tak w szkole musi być.
Wspomnieniem, które we mnie mocno zostało, jest też nuda. Miałam łatwość nauki przedmiotów ścisłych, ale nikt nigdy mnie nimi nie zachwycił. Największy dreszczyk emocji czułam na sprawdzianach z matematyki, gdy podmienialiśmy długopisy, abym mogła rozwiązywać zadania za innych uczniów. W szkole nie trafiłam na nauczyciela, który stwierdził, że można by ze mną więcej popracować, więc wszystko, co robiłam, robiłam zupełnie sama.
 
Decyzja o edukacji domowej (ED) w Państwa rodzinie była procesem czy raczej spontanicznym impulsem?
– Ani nie był to bardzo skomplikowany proces podejmowania decyzji, ani nie kierowaliśmy się wzniosłymi celami. Gdy nasza najstarsza córka miała sześć lat i właśnie skończyła zerówkę, wyprowadziliśmy się z Krakowa na wieś. Wtedy toczyły się dyskusje, czy do szkoły posyłać sześcio- czy siedmiolatki. Mimo że córka miała gotowość szkolną, nie chcieliśmy przyspieszać jej startu w edukację wczesnoszkolną. Wiedzieliśmy już wtedy o możliwości ED i stwierdziliśmy, że przez rok spróbujemy, powtarzając jeszcze raz zerówkę. Jednocześnie zabraliśmy naszego syna z przedszkola. Próba była dobra i korzystna. Zerówka poszła gładko, dziecko robiło postępy w rozwoju, dlatego zdecydowaliśmy, że spróbujemy w następnych latach. To, czego zaczęliśmy doświadczać, to brak stresujących poranków, wychodzenia w ostatniej chwili, wpychania śniadania na stojąco przy drzwiach. Skończyły się również poranne kłótnie o to, czy rajstopy gryzą albo czy kurtka jest za ciepła. Mamy bardzo powolne i przyjemne poranki. Drugi wniosek był taki, że nasze dzieci są dużo mniej rozdrażnione, a to się łączyło z moim szkolnym doświadczeniem. Emocje z całego dnia bycia w szkole już się nie kumulowały. Kiedy nasze dzieci uczęszczały do placówek, nawet gdy wychodziły zadowolone z przedszkola, w pewnym momencie musiały dać ujście trudnym emocjom nagromadzonym w ciągu dnia. Teraz te trudne i pozytywne emocje bardziej się równoważą. W trakcie tamtego pierwszego roku ED poznaliśmy trochę rodzin uczących się tym systemem i zauważyliśmy, że to nie sposób edukacji, ale styl życia.
 
Czy obowiązki związane z uczeniem dzieci rozdzielili Państwo między siebie po równo?
– Gdy zaczynaliśmy ED, mąż pracował na etat, wychodził i nie było go cały dzień w domu. Ja zostawałam z dziećmi, więc było to naturalne, że ED jest głównie moim zadaniem. Na początku mąż uczył dzieci grać na instrumentach, gdyż ma większe predyspozycje niż ja. Jednak po kilku miesiącach i to przejęłam, bo logistycznie trudno było nam wygospodarować godziny, w których mógłby to robić. Dzieci zaczęły się rozwijać i robić postępy pomimo faktu, że nie jest to moją mocną stroną. Dzisiaj mąż więcej włącza się w naukę.
 
Aby być nauczycielem swojego dziecka, trzeba posiadać jakieś specjalne predyspozycje?
– Teoretycznie uczyć mogą wszyscy rodzice, ale nie wszyscy się do tego nadają. Przede wszystkim trzeba lubić spędzać czas ze swoimi dziećmi. Jeśli ktoś tego nie lubi, to się nie będzie nadawał. Można kochać swoje dzieci, ale niekoniecznie chce się z nimi robić dodatkowe rzeczy. W ED trzeba usiąść, poczytać, popracować, być całym dla nich.
 
Skończyła Pani astronomię, wydaje Pani czasopismo ,,Kreda”, prowadzi podcast ,,Więcej niż edukacja”, ma Pani profil na Instagramie. Obserwując Panią, mam wrażenie, że stoi przede mną kobieta z pasją, która idzie za marzeniami. Z drugiej strony zaraz przypominam sobie o Pani szóstce dzieci i jakoś trudno mi to wszystko poskładać.
– Chciałabym, aby zabrzmiało, że nie jestem szarym człowiekiem, tylko kobietą pełną pasji, począwszy od wyboru moich studiów, ale muszę panią rozczarować (śmiech). Nie dostałam się na wymarzone studia, a jedynym kierunkiem, który miał wolne miejsca, była astronomia. Co prawda zaczynało nas wielu, a skończyło tylko pięć osób. Jednak ja się tymi studiami naprawdę zachwyciłam. Zaczęłam nawet pisać doktorat, jednak przerwałam go, ponieważ chciałam być z dziećmi w domu. Nie była to łatwa decyzja, bo kusiły mnie wyjazdy na konferencje, obserwacje w bardzo egzotycznych miejscach, np. Namibii, Wyspach  Kanaryjskich. Zrezygnowałam, bo chciałam zobaczyć, jak moje dzieci rosną, a robienie doktoratu z astronomii przy dzieciach nie jest takie proste, właśnie ze względu na liczne wyjazdy. Nie żałuję mojej decyzji, choć czasem wyobrażam sobie, jak by to było fajnie, gdybym zdecydowała się kontynuować pracę naukową. Jednak przygoda i możliwość rozwoju, do jakiego doprowadzają mnie moje własne dzieci, jest nieporównywalne z żadnym innym doświadczeniem. Jestem przekonana, że ED i świadome macierzyństwo dopingują do tego, aby nieustannie pracować nad swoim rozwojem.
 
,,Kreda” zrodziła się z pasji, chęci samorozwoju czy ucieczki od codzienności?
– Najpierw był podcast ,,Więcej niż edukacja”. Współtworzyłam go z moją siostrą, która ,,zaraziła” się od nas ED, jej dzieci również nie chodzą do szkoły. Gdy poznawałyśmy coraz więcej rodzin z ED, okazywało się, że każda z nich robi edukację w zupełnie inny sposób. Szkoły działają dość podobnie, w ramach tego samego systemu, a w ED każda rodzina stanowi zupełnie inny świat. Aby siebie zainspirować, zaczęłyśmy nagrywać podcasty, które początkowo miały być głównie z udziałem rodzin z ED, jednak później zaczęli pojawiać się ciekawi nauczyciele, mistrzowie. Nasz rozmowy okazały się inspiracją dla dużego grona. Na ich bazie padł pomysł, aby zacząć wydawać ,,Kredę”, magazyn, który ma dawać inspirację i wsparcie. Główną naszą misją jest to, aby umacniać rodziców w przekonaniu, że są najlepszymi przewodnikami swojego dziecka i mają wszystko, czego potrzeba, aby doprowadzić je do dorosłości, ucząc tych rzeczy, które jemu się w życiu przydadzą. W dzisiejszych czasach mamy dostęp do wielu specjalistów i terapeutów, którzy wspierają rozwój dziecka na każdym jego etapie. Czasem bywa tak, że kompetencje rodzicielskie są podważane, a rodzice czują, że nie są wystarczająco dobrzy w obliczu tych wszystkich zajęć, na które jego dziecko powinno uczęszczać.
I jeszcze okazuje się, że większość problemów rozwojowych, z którymi zmaga się dziecko, wynika z pierwszego roku życia. Przekaz jest jednoznaczny: to wina rodziców. A my chcemy ich wspierać, pokazać, że mają swoją ,,świętą intuicję”, która jest połączeniem wiedzy z pewnym rodzajem podświadomości wynikającej z obserwacji. Mamy wiedzę na temat dziecka, bo to my z nim cały czas jesteśmy. Bardzo często rodzice widzą, że coś z dzieckiem jest nie tak i faktycznie okazuje się, że za dwa dni ,,rozkłada” je choroba. Rodzic wiedział to dwa dni wcześniej. W naukach ścisłych większość teorii opiera się na obserwacji, na dużej ilości danych, a w rozwoju dziecka to rodzic je posiada. Nie umniejszając oczywiście roli terapeutów, chcemy pokazać rodzicom, że to oni mają ostateczne zdanie i to oni, a nie inni ludzie, są najbardziej na miejscu, aby ocenić to, czego dziecko potrzebuje.
 
Czy ma Pani w swojej codzienności czas i miejsce dla rozwoju, który nie ma nic wspólnego z dziećmi, kształceniem ich i macierzyństwem?
– Każdy samorozwój wpływa na nas kompleksowo, dotyka naszych wszystkich stron. Nie ma czegoś takiego, że rozwijam się w jakiejś dziedzinie i nie staję się lepszą mną w innej. To zawsze dzieje się wielotorowo. Cały czas staram się dbać o to, aby się rozwijać. Czytanie książek, różne spotkania składają się na to. Przez sam fakt, że mogę tworzyć ,,Kredę”, już się rozwijam. Jestem zmuszona, oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu, przeczytać wszystkie artykuły, zanim się ukażą. Mogę się wtedy skupić nad własnym rozwojem i zadać pytania, co dobrze idzie w naszej edukacji, a co nie, ale również co jest dobrego we mnie jako mamie i człowieku.
 
Jak nie wpaść w ED w pułapkę bycia męczennicą, która poświęca siebie dla dobra dzieci i ich edukacji?
– Nie czuję się męczennicą, choć przyznaję, że z pewnych rzeczy zrezygnowałam, aby uczyć moje dzieci w domu. Fakt, gdy mam kryzysy, wyobrażam sobie, że wszystkich posyłam do placówki i nagle zostaję sama w domu rano (śmiech). Ale wyobrażenia mi wystarczą, bo gdy pomyślę, że musiałabym iść na wywiadówkę, szybko wracam do rzeczywistości. Wydaje mi się, że odpowiedzialnością każdego człowieka jest zadbanie o przestrzeń dla siebie. Oprócz tego, że tworzę ,,Kredę”, co daje mi mnóstwo satysfakcji, jeżdżę konno. Od niedawna w ramach pracy zajmuję się również aromaterapią i jest to przestrzeń, w której spotykam się z  innymi kobietami. Wprawdzie zaciekawienie tematem aromaterapii zrodziło się przez moje dzieci, gdyż chcę jeszcze bardziej zadbać o ich zdrowie, ale jest to moja przestrzeń bez nich. Dbanie o swoją przestrzeń jest szalenie istotne. Wraz z mężem staramy się dbać o czas, w którym nie ma dzieci. Mamy poczucie, że to jest nasze ,,święte prawo”, które pozwala utrzymywać równowagę przy dzieciach. Dzieci kiedyś wyjdą z naszego domu, dlatego ważne jest, aby się na nich nie uwiesić, aby mogły prowadzić swoje życie, pójść drogą, którą same wybiorą. Abyśmy w przyszłości dali im totalną wolność, już dziś musimy mieć swoje życie, nie możemy rezygnować z siebie. Zawsze staram się także mieć z tyłu głowy, że to, co daję dziś dzieciom, one zabierają, a ja nie powinnam oczekiwać niczego w zamian, np. tego, że ja teraz przez dwadzieścia lat w nie inwestuję, więc one będą idealnymi ludźmi, takimi jakimi ja sobie je wyobrażam, albo będą prowadzić takie życie, jak ja bym dla nich chciała. Gdybym weszła w postawę ,,to ja się poświęcam i ze wszystkiego dla nich rezygnuję”, obawiam się, że nie umiałabym żyć bez oczekiwania wdzięczności, zadowolenia z ich strony czy wychwalania mnie. Na pewno przyjdzie taki czas, że one zakwestionują to, co dla nich robimy, to naturalny proces rozwojowy. Abyśmy byli w stanie tę negację przyjąć, musimy mieć inne życie, bo jeśli poświęcimy się, a potem będziemy zanegowani, to zostaniemy zupełnie z niczym.
 
Czego Pani zazdrości rodzicom posyłającym dzieci do szkoły?
– Tych kilku godzin dziennie, kiedy jest cisza (śmiech).
 
Jak radzi sobie Pani z jej brakiem?
– W ciągu dnia staram się zawsze gdzieś wychodzić, choć na krótki czas. W czasie wakacji nasze dzieci jeżdżą na różne obozy i wtedy również jest ciszej. Staramy się z mężem regularnie chodzić na randki. Mąż od jakiegoś czasu również pracuje kilka dni w tygodniu z domu. Przez to, że jesteśmy z dziećmi w ciągu dnia, nie mamy wyrzutów, że wychodzimy wieczorami. Czasem w weekendy wyjeżdżamy tylko we dwoje, bo nie mamy poczucia, że cały tydzień nas nie było, więc weekend musimy spędzić z dziećmi. Sytuacja jest u nas odwrotna niż u rodzin mających dzieci w systemie szkolnym.
 
Zaczynają Państwo dziesiąty rok w ED. Czy był w tym czasie jakiś moment kryzysowy, w którym pomyślała Pani, że już więcej nie da rady, że dzieci muszą pójść do szkoły?
– Nie było momentu, w którym na poważnie rozważałam zakończenie ED. Były jednak momenty kryzysowe, w których stwierdzałam, że nie mam już więcej siły, i zastanawiałam się, co z tym wszystkim zrobić. Starałam się jeszcze raz odpowiedzieć na pytanie: dlaczego ja to wszystko robię. Wracało do mnie przekonanie, że jednak jest to ta droga, którą chcemy iść.
 
Co najbardziej pomaga w momentach, w których rodzic wie, że dobrze robi, ale zwyczajnie nie ma siły?
– Ze względu na pandemię, kryzysy, które pojawiały się w ostatnim 1,5 roku, nie rozważaliśmy posłania dzieci do szkoły, gdyż wiązałoby się z tym, że dzieci i tak są w domu, ale siedzą przed komputerami w swoich pokojach. Byłoby to cofnięcie, gdyż już odkryliśmy, jak nasze dzieci mogą samodzielnie pracować poza systemem szkolnym. Nasza córka chciała iść do liceum, ale właśnie przez wiszącą w powietrzu możliwość ponownego odcięcia zdecydowaliśmy się na kontynuację nauki domowej. Warto na początku swojej drogi w ED napisać sobie odpowiedzi na pytanie: dlaczego decydujemy się na ten sposób kształcenia. Później można do tego wracać wielokrotnie, nawet pomimo tego, że odpowiedzi na przestrzeni czasu się zmieniają.
 
Znam kilka rodzin, które rozważały przejście na ED, ale w związku z pracą obojga rodziców na etat nie zdecydowały się na to. Czynnik ekonomiczny często jest tym, który blokuje rodziny do podjęcia się nauki dzieci w domu, gdyż często wiąże się to z rezygnacją z pracy jednego z rodziców, zazwyczaj mamy.
– My to godzimy. Zawodowo zajmuję się kwestiami związanymi z olejkami eterycznymi i wydaję ,,Kredę”. Mój mąż pomaga przy tworzeniu czasopisma i dodatkowo pracuje na etat. Oczywiście fajnie byłoby mieć takie zaplecze finansowe, aby któreś z nas mogło całkowicie poświęcić się edukacji dzieci. Tak jednak nie jest i próbujemy działać z tym, co mamy. Znam przypadki rodzin, które zrezygnowały z wysokich zarobków i stanowisk na rzecz edukacji swoich dzieci. W gruncie rzeczy na samą ED nie potrzeba dużych nakładów finansowych, gdyż można spędzać czas w najbliższej okolicy, korzystając z pomocy naukowych  pozyskanych najmniejszym kosztem. Oczywiście  możemy postawić sobie wymagania, że chcemy jeździć na luksusowe wakacje, często wyjazdy edukacyjne, posyłać dzieci na dużo zajęć dodatkowych, wynająć ekstra nauczycieli, ale nie jest to konieczne. Dlatego trudno jest określić jakąś średnią finansową potrzebną na ED, gdyż są wśród nas ludzie, którzy mogą uczyć w domu, nie mając dużego zaplecza finansowego, i tacy, którzy w proces edukacji inwestują naprawdę duże pieniądze. Myślę, że przyczyna nie leży w samej kwestii pracowania czy niepracowania, tylko w organizacji i ustaleniu priorytetów rodziny.
 
AGNIESZKA PLETI
Absolwentka astronomii, miłośniczka homeschoolingu, redaktor naczelna magazynu o edukacji ,,Kreda”. Razem z siostrą Anną Marszałek prowadzi podcast ,,Więcej niż edukacja”. Żona, mama szóstki dzieci.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki