Gdy w kwietniu 2016 r. uruchamiano program „Rodzina 500 plus”, kontrowersjom nie było końca. Nowe świadczenie na dzieci, w bezprecedensowej jak na Polskę wysokości, miało zrujnować budżet, doprowadzić do masowych rezygnacji z pracy wśród matek, a także przyczynić się do eksplozji alkoholizmu, gdyż rodziny dysponujące dodatkowymi środkami niejako naturalnie miały biec do sklepów, by kupić wódkę. Próbowano także przekonywać, że to program jedynie na chwilę, gdyż dramatyczne skutki będą tak dotkliwe, że rządzący sami się z niego wycofają, by ratować tonącą łódź o nazwie „Polska”.
Po tych pięciu latach z okładem właściwie nie ma opcji politycznej, która oficjalnie chciałaby ten program zlikwidować. Polska nie tylko nie pogrążyła się w ruinie, ale wręcz całkiem szybko się rozwijała, a sytuacja na rynku pracy stała się najlepsza w historii. Niestety, nie sprawdziły się także przewidywania autorów programu, którzy celowali w wyraźny wzrost dzietności i niemal zupełne wyeliminowanie biedy wśród dzieci.
Pół promila mających promile
Jednym z celów wprowadzenia świadczenia na dzieci – a właściwie głównym celem, wszak to program z założenia demograficzny – miało być trwałe podwyższenie wskaźnika dzietności do 1,6. Wskaźnik ten faktycznie wzrósł i to całkiem wyraźnie, niestety nietrwale i niewystarczająco. Osiągnął swój szczyt w 2017 r., notując poziom niemal 1,5 (w 2015 r. było to nieco ponad 1,3, więc wzrost był całkiem okazały). Od tamtego czasu dzietność zamiast jednak nadal wzrastać, znów zaczęła spadać i w 2019 r. wyniosła 1,44. Rządzący właściwie się już pogodzili, że pod względem demograficznym z tego programu niczego więcej wycisnąć się nie da. Okazało się, że poza finansowymi zachętami dla Polek równie ważne jest łączenie pracy z rodzicielstwem, a nad Wisłą jest z tym ciężko, głównie z powodu braku dostępności do publicznej – czytaj: taniej – opieki żłobkowej. Na szczęście pod tym względem sytuacja zmienia się wreszcie na lepsze, lecz powoli, więc na pozytywne rezultaty przyjdzie jeszcze poczekać.
Zdecydowanie lepiej wypadła walka z biedą. Kluczowy jest wskaźnik ubóstwa skrajnego, który jest wyznaczany przez minimum egzystencji, a więc poziom wydatków, poniżej którego pojawia się zagrożenie dla zdrowia człowieka. W 2015 r. poniżej tego progu żyło 6,5 proc. Polaków, jednak już w 2017 r. „jedynie” 4,3 proc. W 2019 r. zanotowaliśmy pod tym względem historyczny rekord, gdyż stopa ubóstwa skrajnego osiągnęła poziom 4,2 proc. W 2020 r. znów wzrosła, do 5,2 proc., jednak był to szczególny rok pandemiczny, w którym wiele rodzin utraciło część dochodów z powodu przestojowego w firmach. Ubóstwo więc trwale i wyraźnie spadło, problem w tym, że nadal liczba dzieci jest jednym z kluczowych czynników sprzyjających biedzie. Wśród rodzin z jednym dzieckiem zasięg ubóstwa skrajnego wynosi zaledwie 1,4 proc., jednak wśród rodzin z dwójką dzieci 2,7 proc., a w rodzinach z trójką lub więcej dochodzi do 6 proc. Nie możemy więc mówić, że „500 plus” wyeliminowało biedę dzieci, o czym wcześniej głośno zapewniano, jak zwykle na wyrost.
W ostatnim czasie BIG InfoMonitor przeprowadził kilka badań dotyczących wpływu „500 plus” na życie poszczególnych rodzin . W zeszłym roku pytano respondentów m.in. o sposoby spożytkowania świadczenia. Wyniki nie odbiegały od wielu innych tego typu badań. Świadczenie było wydawane przede wszystkim na odzież i obuwie (ponad połowa pytanych), a także przybory szkolne, dodatkowe zajęcia dla dzieci i korepetycje. Oczywiście trudno zakładać, że ankietowani sami będą się przyznawać do wydawania świadczenia na używki, jednak są też dane MOPS-ów, które pokazują, że tego typu sytuacje są skrajnie rzadkie. MOPS-y mogą zamieniać „500 plus” na świadczenia bezgotówkowe, jeśli zachodzi ryzyko ich marnotrawienia. W 2019 r. świadczenia bezgotówkowe pobierało zaledwie pół promila beneficjentów „500 plus”.
Winda społeczna
Ciekawsze są wyniki tegorocznego badania BIG InfoMonitora, które pokazują wpływ „500 plus” na sytuację rodzin w czasie pandemicznych lockdownów. Dla prawie jednej trzeciej rodzin świadczenie na dzieci pomogło przetrwać finansowo pandemię. Dla 29 proc. nie miało większego znaczenia, jednak w przypadku jednej czwartej rodzin umożliwiło zgromadzenie pewnej puli oszczędności. Jedna piąta badanych przyznała również, że dzięki „500 plus” nie musiała zaciągnąć pożyczki, a 5 proc. dzięki temu je również spłaciło. Widać więc wyraźnie, że „500 plus” na czas pandemii okazało się jak znalazł. Dało pewną stabilność dochodów w czasie, gdy wykonywanie pracy zaczęło być ograniczane zarówno z powodu zamrożenia części gospodarki, jak i kryzysu pandemicznego. Było ono szczególnie istotne w gminach poniżej 20 tys. mieszkańców, gdzie aż dwie trzecie pytanych przyznało, że to „500 plus” zabezpieczyło ich podstawowe potrzeby lub w ogóle pozwoliło związać koniec z końcem. Za to w największych miastach, tj. powyżej 500 tys. mieszkańców, miało ono najmniejsze znaczenie. Wśród ich mieszkańców aż 39 proc. stwierdziło, że świadczenie na dzieci w ogóle nie jest istotne dla ich budżetu domowego.
W tym roku pojawiła się także szersza analiza ośrodka CenEA, obrazująca wpływ „500 plus” na strukturę dochodową polskiego społeczeństwa. Przede wszystkim ma ono niezwykle ważne znaczenie dla rodzin z dolnej części rozkładu dochodów. Wśród rodzin z dziećmi należących do najmniej zarabiającej jednej dziesiątej gospodarstw domowych świadczenia na dzieci odpowiadają aż za 27 proc. dochodów, więc są kluczowe w dopięciu domowego portfela. Wśród rodzin należących do drugiego decyla (tj. przedział 10–20 proc. pod względem dochodów) świadczenie wypełnia domowy budżet w jednej piątej. Oczywiście wśród lepiej zarabiających znaczenie „500 plus” zaczyna spadać, a wśród najbogatszych 10 proc. rodzin w Polsce odpowiada za 4 proc. dochodów, więc jest właściwie nieistotne. W sumie jednak można powiedzieć, że dla połowy mniej zarabiających gospodarstw domowych „500 plus” ma duże lub bardzo duże znaczenie i wyraźnie poprawia sytuację finansową.
Co ciekawe, większa część nakładów przeznaczanych na wypłatę „500 plus” trafia do rodzin lepiej uposażonych. Do najbogatszych 10 proc. rodzin w Polsce trafia 12,4 proc. wydatków na ten program, a do najbiedniejszych 10 proc. jedynie 5 proc. nakładów. Lepiej zarabiająca połowa gospodarstw domowych otrzymuje łącznie prawie 60 proc. wydatków na „500 plus”. To jednak niekoniecznie oznacza, że program jest niesprawiedliwy. Przede wszystkim dzięki niemu wiele rodzin przesunęło się w górę drabiny dochodów, więc wśród najbiedniejszych zostało znacznie mniej rodzin z dziećmi niż przed 2016 r. Obecnie 795 tys. dzieci żyje w rodzinach należących do 20 proc. najbiedniejszych. Gdyby zlikwidowano „500 plus”, wśród 20 proc. najbiedniejszych żyłoby ponad pół miliona dzieci więcej, a wśród najbogatszych 20 proc. aż 200 tys. dzieci mniej. Po prostu Polska jest wciąż na tyle niezamożnym krajem, że świadczenie na dwójkę lub trójkę dzieci potrafi wyraźnie przesunąć rodzinę w drabinie dochodów. Jest więc swego rodzaju społeczną windą dla rodzin z dziećmi.
Matki pracy się nie boją
Analitycy CenEA przyjrzeli się także wpływowi inflacji na realny poziom świadczenia. Gdyby „500 plus” było waloryzowane równo z wzrostem cen, w zeszłym półroczu powinno wynosić 567 złotych. Inflacja pochłonęła więc część świadczenia, ale też nie w sposób dramatyczny – tymczasem przed jego uruchomieniem niektórzy wieszczyli tak duży wzrost cen, że bilans „500 plus” dla beneficjentów miał wręcz wyjść na zero. Co oczywiście okazało się zupełną nieprawdą. Roczny koszt takiej waloryzacji wyniósłby prawie 5,5 mld zł, jednak trudno przypuszczać, by rządzący się na niego zdecydowali. A przynajmniej nie w najbliższych latach.
Pozostaje jeszcze kwestia wpływu „500 plus” na aktywność zawodową, szczególnie kobiet. Generalnie poziom zatrudnienia w Polsce jest najwyższy w historii i wynosi niemal 68 proc. populacji w wieku 15–64 lata. Zatrudnienie kobiet po 2015 r. również wzrosło z niecałych 45 do ponad 46 proc. Równocześnie jednak wzrosła luka w zatrudnieniu – w 2020 r. pracę miało o 13 pkt. proc. mężczyzn więcej niż kobiet. Minimalnie spadł też poziom zatrudnienia młodych matek. Tak więc na hossie na rynku pracy w znacznie większym stopniu korzystają panowie, którzy częściej zajmują powstające w firmach wakaty. Kobiety nie odeszły z rynku pracy, ale rzadziej do niego wchodzą.
Czy jest to ten ukryty efekt „500 plus”, czy po prostu skutek mniej przyjaznego dla kobiet rynku pracy nad Wisłą? Z odpowiedzią na to pytanie pospieszył Jan Gromadzki z Instytut Badań Strukturalnych, który miesiąc temu opublikował wnikliwe badanie dotyczące wpływu „500 plus” na aktywność zawodową. Przeanalizował on sytuację z czasów, gdy świadczenie nie przysługiwało jeszcze na pierwsze dziecko. Dzięki temu mógł porównać zachowania matek otrzymujących „500 plus”, które były grupą badawczą, z matkami mającymi tylko jedno dziecko, będącymi grupą kontrolną. Już przed „500 plus” zatrudnienie wśród matek z jednym dzieckiem było nieco wyższe, co jest normalne, gdyż jedno dziecko łatwiej pogodzić z pracą niż dwoje lub więcej. Jednak po wprowadzeniu programu ta różnica właściwie się nie zmieniła, a w 2017 r. nawet na moment spadła. Beneficjentki programu nie tylko nie rezygnowały z pracy, ale również niespecjalnie ograniczały liczbę przepracowanych godzin. Dokładnie rzecz biorąc, faktycznie zarobki z pracy w rodzinach pobierających „500 plus” nieco spadły, ale ledwie o pół procenta.
Więcej szczęścia i rozumu
To, co odróżniało rodziny pobierające „500 plus” od grupy kontrolnej, to przede wszystkim wyższa o 4 proc. konsumpcja oraz wzrost oszczędności aż o ponad jedną piątą. Jeśli chodzi o konsumpcję, to Jan Gromadzki zaobserwował głównie relatywny wzrost wydatków na edukację oraz wyposażenie domu. Nie zaobserwował natomiast wpływu świadczenia na wyższą konsumpcję dóbr kultury, alkoholu oraz papierosów. Mamy więc kolejny dowód na to, że świadczenie nie sprowadziło Polek i Polaków na złą drogę. Raczej pozwoliło na podreperowanie i ustabilizowanie domowego budżetu, a także podwyższenie standardu mieszkań.
„500 plus” nie zniechęciło więc Polek do pracy, jednak niespecjalnie zachęciło je do posiadania dzieci. Bez wątpienia przyczyniło się za to do poprawy sytuacji finansowej gospodarstw domowych, co okazało się szczególnie istotne w czasie pandemii. A lepsza sytuacja finansowa to też lepsza atmosfera w rodzinach, a także lepsze warunki dla dzieci do kształcenia się, dorastania i rozwijania swoich talentów. Inaczej mówiąc, choć nie przybyło nam od tego najmłodszych Polaków, to wielu z nich będzie miało za to nieco szczęśliwsze dzieciństwo. Co również zaprocentuje w przyszłości.
Dzięki „500” plus nasze gospodarstwo domowe:
Daje radę przetrwać finansowo w trudnym czasie pandemii 30%
Ma możliwość gromadzenia oszczędności, co nie było możliwe wcześniej 24%
Nie zaciąga pożyczek ani kredytów 19%
Daje radę obsługiwać bieżące zobowiązania, inaczej powstałyby zaległości 19%
Spłaciło długi i zaległości 5%
Jeden z rodziców mógł zrezygnować z pracy 5%
Mamy większą zdolność kredytową i w ogóle możemy otrzymać kredyt 4%
Inne 3%
Nic się nie zmieniło w działaniach finansowych, program nie ma wpływu 29%
Źródło: BIG InfoMonitor