Zamiast wojować o to, kto ma rację, prowadzony był nie mniej istotny dyskurs, który zresztą toczyć się będzie, jak podejrzewam, przez wiele kolejnych tygodni. To spór o pojęcie zbrodni politycznej w odniesieniu do tego, co wydarzyło się w Gdańsku. Czy był to mord polityczny, czy też nie?
Co oczywiste wrogowie Prawa i Sprawiedliwości będą twierdzić, że to ze wszech miar było zabójstwo polityczne. Będą podkreślać, że osobowości niestabilne, osoby schizofreniczne itp. są niezwykle wrażliwe na język debaty publicznej, że trudno im wyrobić sobie dystans do tego, co słyszą i widzą w mediach i proces dehumanizacji przeciwników politycznych, który widzimy w wypowiedziach polityków, staje się dla nich zachętą do przemocy. Zwolennicy takiej tezy będą też podkreślać symbolikę tej śmierci – finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, ostatnie słowa prezydenta Adamowicza o dobru, a także to, że ofiarą padł wybitny samorządowiec związany z konserwatwyno-liberalnym skrzydłem polskiej polityki. Bo ta symbolika śmierci (przecież prawica ostro krytykowała WOŚP, krytykowała liberałów, prawicowe media zaś mocno krytykowały samego Adamowicza) pozwala mniej lub bardziej wprost sformułować akt oskarżenia pod adresem Prawa i Sprawiedliwości i jego lidera. Dlatego słyszymy i słyszeć będziemy głosy z tej strony mówiące o współodpowiedzialności prawicy, a niektóre wprost mówiące o tym, że to PiS odpowiada za tę zbrodnię.
Dlatego też od samego początku sympatycy obozu władzy robili wszystko, by przekonać, że ta zbrodnia nie była polityczna. Nie wiemy bowiem nic o sympatiach politycznych sprawcy. Zabił Pawła Adamowicza, ale być może mógł zabić kogokolwiek innego – słyszymy. Dlatego też tak ochoczo ta część naszego sporu ideowego podkreślała kryminalną przeszłość sprawcy a także jego problemy psychiczne. Jeśli leczący się psychicznie kryminalista zabija prezydenta Gdańska, mamy do czynienia ze straszną, bezsensowną zbrodnią, ale – przekonują oni – nie sposób tego w żaden sposób wiązać z polityką. Mało tego, jeśli mówimy o jakimkolwiek politycznym wątku tej sprawy, to zdaniem sympatyków prawicy sami prowadzimy do upolitycznienia tej zbrodni, to znaczy, że chcemy od razu wskazać jako winnego PiS, a zatem mamy złe i polityczne intencje.
I nie ma półcieni, nie ma niuansów. Albo twierdzisz, że to zbrodnia polityczna i oskarżasz PiS, albo też przekonujesz, że ta zbrodnia nie ma nic wspólnego z polityką i oskarżasz drugą stronę o upolitycznianie tego sporu. Nie ma miejsca na szukanie prawdy. I tak spór o polityczność tego wydarzenia staje się – niejako w zastępstwie – najpoważniejszym sporem. Ale nie można się temu dziwić. Od odpowiedzi na pytanie o polityczność tej zbrodni, zależy zdolność narzucania interpretacji tego wydarzenia. Kto zaś ma władzę narzucania narracji, narzucania interpretacji wydarzeń, ten ma naprawdę klucze do władzy. Bo początkiem każdej władzy jest rząd dusz i umysłów. Nie miejmy złudzeń.
Michał Szułdrzyński