Logo Przewdonik Katolicki

Biskup Jan Pietraszko: prekursor soboru

Karolina Krawczyk
FOT.JOANNA ADAMIK/ARCHIDIEC. KRAKOWSKA. 2 marca 2018 r., w 30. rocznicę śmierci sługi Bożego bp. Jana Pietraszki wierni modlili się w kolegiacie św. Anny w Krakowie

Młodych ludzi wysyłał do starszych parafian, by robili im zakupy i sprzątali mieszkania. Zabronił zbierania ofiar pieniężnych podczas kolędy, a jego homilii słuchał m.in. młody Józef Tischner, student, który później jako kapłan wielokrotnie się do nich odwoływał.

Biskup Jan Pietraszko to jedna z najciekawszych, a jednocześnie mało znanych postaci Kościoła XX wieku. W grudniu 2018 r. ogłoszony został dekret o heroiczności jego cnót.

„Młoda Polska” wymaga szczególnej troski
Ks. Jan Pietraszko wiedział, że wiele duszpasterskiej uwagi należy poświęcić młodym ludziom. Dlatego – jeszcze w czasach, gdy był wikarym – na parafiach w Rabce, Zakopanem czy u św. Szczepana w Krakowie angażował się w działalność harcerską. Jako kleryk należał do duszpasterstwa harcerzy kleryków, a kiedy został prefektem seminarium, niemal równocześnie zajął się organizacją duszpasterstwa akademickiego w krakowskiej kolegiacie.
– Można powiedzieć, że ks. Jan zapoczątkował angażowanie młodych, świeckich ludzi w sprawy Kościoła. Posyłał ich wszędzie tam, gdzie z racji samego chrztu świętego byli powołani – wspomina ks. infułat Władysław Gasidło, wicepostulator procesu beatyfikacyjnego biskupa. – Pietraszko wiedział, że to była „młoda Polska”, od której zależy tak naprawdę przyszłość miasta i kraju – dodaje.
Swoich parafian ks. Pietraszko lepiej poznawał podczas kolędy (w czasie której, za jego decyzją, nie wolno było wręczać księżom ofiar pieniężnych), w ten sposób budując działalność duszpasterską całej wspólnoty. – Szybko się zorientował, kto mieszka na terenie parafii. Widział, że ci wszyscy ubodzy ludzie potrzebowali kogoś, kto im pomoże w codziennych obowiązkach. A ponieważ wtedy miał już wokół siebie zgromadzonych studentów, to właśnie ich wysyłał do potrzebujących – tłumaczy infułat. I tak młodzi ludzie zostali zaangażowani w pomoc najuboższym i najstarszym parafianom. Przynosili im opał, robili zakupy, dostarczali lekarstwa, sprzątali mieszkania.
W tym czasie losy bp. Pietraszki skrzyżowały się także z osobą pielęgniarki Hanny Chrzanowskiej, dziś błogosławionej. To właśnie ona przychodziła na spotkania duszpasterstwa akademickiego do kolegiaty i uwrażliwiała studentów na to, w jaki sposób powinni zajmować się osobami starszymi i chorymi. – Pani Chrzanowska uczyła ich pielęgniarstwa domowego. Ci młodzi ludzie zazwyczaj mieli ogromne chęci, żeby pomagać, ale nie zawsze wiedzieli, jak to zrobić dobrze, by nie zaszkodzić potrzebującym – mówi ks. Gasidło. Chrzanowska, podobnie jak bp Pietraszko, podkreślała, że nie wolno ubogim ludziom dawać fałszywej nadziei. – „Nie musicie chodzić do nich cały czas. Czasem wystarczy tylko przynieść węgiel czy zrobić pranie, ale pamiętajcie – nigdy nie zostawiajcie tych ludzi ze słowem bez pokrycia”. Tego ich uczyła – wspomina ks. Gasidło.
 
Ojciec Soboru Watykańskiego II
Urodzony 7 sierpnia 1911 r. w Buczkowicach, był najstarszym z jedenaściorga rodzeństwa. W 1931 r. zdał maturę i wstąpił do Książęco-Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Krakowie. Święcenia kapłańskie przyjął z rąk abp. Adama Stefana Sapiehy w 1936 r. Jedenaście lat później został prefektem seminarium, a w 1963 r. przyjął sakrę biskupią.
W październiku 1964 r. na Soborze Watykańskim II przemawiał tylko raz – podczas sesji poświęconej Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes. – Myśl soborowa nie była dla niego trudna. Najlepszym dowodem jest to, że jeszcze przed soborem stworzył ołtarz, który dzisiaj nazywamy posoborowym. Miał wielką intuicję dotyczącą zmian w Kościele – mówi ks. Władysław Gasidło. Bp Pietraszko wiele wysiłku wkładał w to, żeby ludzie zrozumieli istotę i głębię Mszy św. – Byłem na II roku teologii, kiedy ks. Pietraszko zaczął odprawiać Msze św. twarzą do ludu. To był rok 1961. Pamiętam, jak w czasie kazania mówił, że co prawda cała historia zbawienia jest wymalowana na polichromii w kolegiacie, ale nikt tego nie potrafi już odczytać. Ludzie nie rozumieli tych symboli i figur, za pomocą których tak naprawdę precyzyjnie były wyjaśnione prawdy wiary. Ks. Pietraszko prosił więc ludzi, żeby patrzyli na ręce kapłana i by zagłębiali się w znaczenie gestów i znaków. Mówił, że wtedy przeżywanie Mszy św. będzie dla nich łatwiejsze – wspomina ks. Gasidło.
 
Charyzmatyczny głosiciel Słowa
Charakterystycznym rysem działalności bp. Pietraszki były homilie wygłaszane podczas niedzielnych Mszy św. sprawowanych w kolegiacie św. Anny. Słuchał ich m.in. młody Józef Tischner, student, który później, już będąc kapłanem, wielokrotnie odwoływał się do słów biskupa.
– Ks. Jan był człowiekiem, który nie tylko opowiadał Ewangelię, ale mówił, żył nią. Fenomen przepowiadania Ewangelii przez bp. Jana polegał na tym, że on nie tylko opisywał, co w danym fragmencie Pisma Świętego jest, ale po prostu głosił słowo Boże z mocą. Kiedy był na ambonie, tłumaczył Ewangelię na współczesny język i sposób myślenia. To działało, bo ludzie na jego Msze przychodzili gromadnie. Bardzo chcieli go słuchać – mówi ks. Gasidło.
Przygotowanie homilii biskup zaczynał od osobistej modlitwy. – Te teksty często powstawały w czasie adoracji Najświętszego Sakramentu. Ks. Jan miał taki mały notesik, z którym się nie rozstawał. Od niedzieli do niedzieli notował w nim różne refleksje, a przed samym kazaniem zbierał je, układał w całość tak, żeby żadna myśl mu nie umknęła – mówi kapłan. Ponadto, jak wspomina infułat, bp Pietraszko wiele czasu poświęcał na lekturę książek teologicznych i filozoficznych. Ważna dla niego była również lektura Pisma Świętego w językach oryginalnych. – Dużą wagę przykładał do tego, by jak najdokładniej oddać sens danego fragmentu Słowa. Sięgał do tekstu oryginalnego i bardzo starannie dobierał słowa tłumaczenia. Zależało mu po prostu na tym, żeby jak najwięcej osób zrozumiało Ewangelię – wspomina wicepostulator.
 
Zwyczajny święty
Bp Pietraszko mawiał, że „święty współczesny jest tak zwyczajny, tak ludzki, nie występuje zupełnie z tłumu, czasem tylko błyśnie, zaskoczy i potem znów idzie dalej. Święci legitymują się dopiero zza grobu, stąd promieniuje ich wielkość”. W teczkach IPN-u można znaleźć potwierdzenie tego, że sługa Boży żył właśnie w ten sposób, którego nauczał. Agenci Służb Bezpieczeństwa pisali o nim: „Msze odprawia u św. Anny w kościele, jak zwykły ksiądz przy pomocy tylko ministranta. Również siada do konfesjonału jak zwykły ksiądz. Niedawno miał pogrzeb na cmentarzu i tam również szedł jak zwykły ksiądz”. Nie był kimś, kto obnosił się ze swoją władzą biskupią. – Nie nosił na co dzień piuski. Insygnia zakładał tylko wtedy, kiedy odprawiał Mszę pontyfikalną. Po nominacji biskupiej nadal pozostał proboszczem. Zdecydowaną większość kapłańskiego życia spędził w Krakowie, prowadząc ożywione duszpasterstwo w uniwersyteckiej kolegiacie św. Anny – podsumowuje ks. Gasidło.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki