Wywołuje emocje, budzi dyskusje, często spory. Jak do tego doszło? Dlaczego? Kto zawinił? I wreszcie: co z tym zrobić? Pytania to niebłahe i nie można od nich uciekać, nawet wtedy, gdy słyszy się je po raz setny. Jak Polska długa i szeroka, przy tysiącach biesiadnych stołów, w tysiącach kolejek do lekarza, w pociągach i tramwajach – trzeba tę kwestię od nowa obgadywać, przemacerować do dna. Tym razem nie jest to bicie piany, jak często zwykliśmy czynić, dyskutując przy okazji spraw naprawdę ważnych o rzeczach dla nas trzeciorzędnych. Rozmawiajmy więc dalej. Tak właśnie buduje się wspólnota.
I ja od tygodnia toczę gorące dyskusje w gronie starych, sprawdzonych przyjaciół. Kwestią, która nas dzieli, jest sposób walki z nienawiścią. Nie można prawnie zakazać uczucia – argumentują jedni z nas. Nienawiść to słowo tak nieprecyzyjne, że opatrzona stempelkiem ustawy walka z jej przejawami w praktyce stanie się nową formą cenzury. Wystarczy przestrzegać tych przepisów, które już mamy. Nie wystarczy – replikują drudzy. Nie da się tchnąć nowego ducha w stare, zwietrzałe kodeksy. Żeby zmienić Polskę, trzeba zmienić też literę jej prawa. W tej trudnej sprawie nie staję zdecydowanie po żadnej ze stron. Jedno natomiast wiem na pewno: nienawiść to bliźniacza siostra pogardy. I nie da się skutecznie walczyć tylko z jedną z nich.
Krwawy mord budzi oczywistą odrazę w każdym człowieku, z wyjątkiem psychopaty. Podobny, odruchowy sprzeciw wywołują w nas prymitywne słowa hejtu. To są czyny nienawiści, których naprawdę trudno jest bronić w sposób rozsądny. Ale pogarda jest sprytniejsza. Zakłada białe rękawiczki, przyobleka na twarz lisi uśmiech. I zadaje ciosy z chłodną precyzją. O ile czysta, nie zawoalowana niczym nienawiść jest domeną prostaków, o tyle ten zimny rodzaj pogardy można uznać za ulubioną broń inteligentów. Powiedzieć głośno, że wszyscy Żydzi to szczury, a wszyscy Polacy to świnie, byłoby wyrazem chamstwa i szowinizmu. Ale dodajmy do tego rysunkowy talent Arta Spiegelmana, a wyjdzie nam w wyniku uznany na salonach świata komiks „Maus”.
Teraz ci sami ludzie, którzy do perfekcji opanowali skuteczne tonowanie własnej pogardy wobec innych, chcą definiować, na czym polegać ma walka z nienawiścią. U tychże innych, rzecz jasna. W tym miejscu powinno nam się zapalić w głowie wyraźne światełko ostrzegawcze. Bo oni, za fasadą pięknych słów, realizują jedynie własne interesy. Im nie chodzi o sprawiedliwość. Gdy darto i lżono Biblię, ogłosili, że nic się nie stało, bo działo się to na zamkniętej imprezie. Teraz domagają się surowej kary dla uczestników innej zamkniętej imprezy, urodzin Hitlera. Skądinąd słusznie, ale krzywdząco niekonsekwentnie.
Jeśli zatem zabieramy się do walki z nienawiścią, pamiętajmy i o tym, że ona nie bierze się z powietrza. Często napędzana jest przez pogardę, jaką okazują „nienawistnikom” ich przeciwnicy. I odwrotnie, ulubionym paliwem zimnej, zawziętej pogardy „bezbronnych” – jak lubią myśleć sami o sobie – jest okazywana im naga, prostacka nienawiść.