Wilhelm Sasnal dekonstruuje polski pejzaż. Gdzie na tej wystawie znajdziemy wierzby płaczące nad strumykiem, rozległe pola rzepaku i złote kłosy zbóż? Polską brzozę i bociana? Wystawa w Muzeum POLIN ma wiele wspólnego z filmem zatytułowanym Z daleka widok jest piękny, jaki artysta nakręcił wspólnie ze swoją żoną w 2011 r. Jego fabuła opowiada o wiejskiej społeczności, a jednocześnie jest metaforą: choć przedstawia – i to bardzo realistycznie – wydarzenie dziejące się współcześnie, to jest to obraz uniwersalny. Bohater, Paweł, który wprowadza się do pustego domu matki, żeby zamieszkać z narzeczoną, pewnego dnia znika. Wraz z upływem czasu mieszkańcy wsi – chciałoby się powiedzieć: sąsiedzi – zaczynają wynosić z opuszczonego domu różne sprzęty. Najpierw drobiazgi, potem rzeczy coraz większe. Najpierw ukradkiem, potem już jawnie. Kiedy Paweł wraca do wsi, wszyscy są zaskoczeni. Co robią? Nie pozwalają mu tu zamieszkać. Z daleka widok jest piękny: kadry przedstawiające podkarpacki pejzaż wyglądają jak pocztówka. Gorzej jest, gdy podchodzimy do wsi coraz bliżej, zaglądamy na podwórka i do ludzkich dusz. A czy ta historia czegoś nam nie przypomina? Może mechanizm znany z przeszłości, tej polsko-żydowskiej, skrzętnie i uparcie chowanej do szafy? To idealny wstęp do wystawy „Taki pejzaż”.
Skażony pejzaż
Sasnala, najlepiej rozpoznawanego na świecie żyjącego polskiego malarza współczesnego, którego prace są popularne na światowym rynku sztuki i znajdują się w kolekcjach najsłynniejszych galerii, interesuje Polska. Można to uszczegółowić: polska historia. To ona jest najczęstszym tematem jego obrazów. Sasnal najwidoczniej czuje potrzebę komentowania Polski, zupełnie jak Matejko. Można pójść w tym porównaniu nawet dalej i nazwać Sasnala Matejką naszych czasów. Arcymistrz polskości z czasów zaborów pokazywał Polskę zwycięską, szlachetną, mądrą, ważną, dzielną, otoczoną chwałą, przypominając zgnębionemu niewolą narodowi historię, która miała potencjał budować jedność i dawać nadzieję. Sasnal pokazuje Polskę naznaczoną śmiercią, historią, która kładzie się cieniem, przypominając, że od niej nie uciekniemy. Historia na jego obrazach jest wciąż obecna dookoła nas, tkwi w pejzażu, odziedziczyliśmy jej pamięć, choćbyśmy nie chcieli i wypierali ją ze wszystkich sił. Bez matejkowskiego patosu, bez atrakcyjnej wizualnie dosadności. Oszczędność formy i charakterystycznego dla Sasnala stylu idealnie wpisuje się w ten wstrząsający temat. Temat Holokaustu, temat pozornej pożydowskiej pustki. Pozornej, bo przecież obecnej.
Przypomina mi się książka Martina Pollacka, austriackiego dziennikarza, zatytułowana Skażone krajobrazy. W porywającym eseju autor konfrontuje nas z masowymi grobami, jakie w Europie pozostawiła po sobie wojna. Grobami zasypanymi, na których teraz rośnie las, uprawiane są buraki, budowane są miasta. Od czasu przeczytania tej krótkiej książeczki, gdy wchodzę do lasu, za każdym razem przyglądam się nierównościom terenu, wyczulona jestem na usypane pagórki obsadzone młodszymi niż inne drzewami. Mieszkamy na wielkim cmentarzu – mówi autor – zaprojektowanym przez zbrodniarzy, których celem była niepamięć. Zasypać. Ukryć. Zapomnieć.

Obraz Pierwszy stycznia (bok), 2021 r., olej na płótnie, fot. dzięki uprzejmości artysty i Fundacji Galerii Foksal, Warszawa
Taki pejzaż
„drzewa kwiatom
kwiaty cierniom
po marzeniach
trupy biegną (…)
sosny krzywe
nieprzydatne
lecz prawdziwe (…)
taki pejzaż
taki pejzaż”
Aktualny pejzaż
Druty pod prądem otaczające pola uprawne, piętrowe łóżka ustawione rzędem w schronisku, niskie budynki chlewni przemysłowej, rozjeżdżające się tory kolejowe, dymy nad polem, stos usypany z główek kapusty. Albo sukienka w biało-niebieskie pionowe pasy z popularnej sieciówki – nigdy takiej nie kupię. Niby nic, nawet nie niby, naprawdę to widoki zwykłe. A jednak budzą natychmiastowe skojarzenia. Nasze wewnętrzne interpretacje spychamy w głąb podświadomości, nie przyznajemy się do nich – albo po prostu nie zatrzymujemy się nad nimi. Nauczyliśmy się z nimi żyć. Na obrazach Sasnala zostajemy z nimi skonfrontowani i wreszcie możemy nad tym reflektować, zadać pytania, od których chcielibyśmy uciec, bo przecież chcemy budować przyszłość, więc po co nam ta pamięć? Albo: „Znowu Holokaust? A może by tak o polskich Sprawiedliwych?”.
Sasnal często inspiruje się znanymi dziełami sztuki i popkultury. Cytuje i interpretuje m.in. obraz Maksymiliana Gierymskiego Obóz cyganów, komiks Maus Arta Spiegelmana, dokument Shoah Claude’a Lanzmanna, opowiadania Tadeusza Borowskiego, film Naganiacz Petelskich. Podejmuje tematy dla nas, katolików, niewygodne, jak na przykład umacnianie niechęci do Żydów przez Kościół katolicki czy udzielanie przez niektórych hierarchów pomocy nazistowskim zbrodniarzom. Ale czy tylko o przeszłości mówi artysta? Mam wrażenie, że chodzi tu także o dyskusję na tematy bardzo aktualne i niedotyczące wyłącznie dzisiejszej polityki historycznej, skrzętnie omijającej niewygodne tematy. Każdego dnia dopisywany jest kolejny rozdział. Dzisiaj na granicy z Białorusią otoczeni kordonem ludzi w mundurach koczują bezbronni uchodźcy. Mija dwudziesty dzień. Mam nadzieję, że przeżyją, choć nie wolno ich leczyć, nakarmić i napoić. Fotografie z granicy zinterpretowane przez Sasnala mogłyby znaleźć się obok innych prac na wystawie w POLIN. Byłby to pejzaż z łąką i lasem.
Wykorzystałam fragment wiersza Taki pejzaż Andrzeja Szmidta, który tak smutno wyśpiewała Ewa Demarczyk