Dali – czyli po pierwsze: wąsy. Smoliście czarne, strzelające ku niebu niczym wieże gotyckiej katedry. Czasami są tak długie, że sięgają niemal oczu, innym razem zapętlają się w symbol nieskończoności lub są ozdobione nadzianymi kwiatkami. Wąsom towarzyszy oryginalny kostium: strój płetwonurka, spodnie z żyrafiej skóry czy marynarka z przymocowanymi pięćdziesięcioma kieliszkami i jedną martwą muchą. Tym razem – jak donosi „Le Parisien libéré” – ich właściciel siedzi „skromnie” na trzech lamparcich skórach. Zgromadzona publika w napięciu oczekuje na jego słowa. Ciszę zakłóca jedynie zamknięty w klatce tukan, gdy artysta zaczyna wygłaszać swój manifest. Jest rok 1951, a Salvador Dali po raz kolejny wprawia świat sztuki w zadziwienie – ogłasza, że zostaje mistykiem.
„Boski” skandalista
Zaskoczenie nie jest bezpodstawne. Surrealiści, z którymi Dali był utożsamiany, głosili postulat wolności totalnej, więc religia nakładająca ograniczenia moralne i obyczajowe była ich niejako „naturalnym” wrogiem. Malarz również ma w swoim dorobku kilka skandalizujących dzieł – dość wspomnieć o przesyconym erotyką Wielkim masturbatorze. Paradoksalnie kataloński artysta jest zbyt dziwaczny nawet dla surrealistów. Kolegom po pędzlu nie podoba się, że w Ponurych zabawach użył jako tworzywa malarskiego własnych ekskrementów, a w Tajemnicy Wilhelma Tella sportretował podziwianego przez nich Lenina z monstrualnie wydłużonym pośladkiem. Po sukcesie artysty w USA zarzucają mu także – skądinąd słusznie – komercjalizację własnej sztuki. Chociaż w latach 40. Dali ma już ugruntowaną pozycję, to właśnie wyjazd za Ocean przynosi mu światową sławę i wielkie pieniądze. Amerykanie pokochali jego deliryczne, zrodzone na granicy szaleństwa wizje – krajobrazy przemieniające się w ludzkie twarze, miękkie, rozpływające się sylwetki podtrzymywane przez kule, słonie na pajęczych nogach i kobiety o głowach z kwiatów. Nie bez znaczenia jest też osobowość twórcy, jego poczucie humoru oraz charyzma showmana. Opinia publiczna z ekscytacją wyczekuje wieści o tym, czym tym razem zaskoczy ich „Boski Dali”.
Przez atom do Boga
Od 1929 r. Salvador Dali uważnie śledzi postęp nauki. Fascynuje go atom oraz „iluzoryczność” materii, którą obnażyły najnowsze odkrycia dające podwaliny pod mechanikę kwantową. W jego malarstwie pojawiają się motywy „nuklearne” – krajobrazy rozpadają się w geometryczne molekuły, przedmioty lewitują wokół siebie niczym cząstki elementarne budujące atom. Odkrycie nieciągłości materii wzbudza w malarzu niepokój. W Namiętnościach według Dalego artysta pisze: „Spoglądam na moją dłoń, która stworzyła już tyle piękna i złota. To nerwy, mięśnie i kości. Zajrzyjmy dalej: znajdziemy molekuły białek i kwasów. Jeszcze głębiej: niewidzialna chmura, cień fali, niematerialna mgławica. Kto mi udowodni, że moja dłoń istnieje?”. Dali został wychowany przez ojca ateistę w duchu materialistycznym. Książki zgromadzone w domowej biblioteczce dostarczały mu szereg argumentów na nieistnienie Boga, a jego pierwszy nauczyciel utwierdzał go w przekonaniu, że religia to „sprawa kobiet” i nie warto zaprzątać nią sobie głowy. Mimo to jego myśli kierują się ku chrześcijańskiemu Bogu. „W rzeczywistości, która rozprasza się w oczach, przecieka między palcami, jedyną materią naprawdę materialną, jedyną substancją substancjalną byłby Bóg. Jestem chmurą pędzącą w świecie chmur, rozpaczliwie poszukuję czegoś stałego, toteż za wszelką cenę muszę dotknąć Boga, jedynej opoki pośród skłębionego oceanu mgieł” – wyznaje w Namiętnościach.
Nuklearny mistycyzm
W 1949 r. Dali maluje pierwszy po nawróceniu obraz religijny Madonnę z Port Lligat, który prezentuje papieżowi Piusowi XII. Rok wcześniej oficjalnie powrócił do Kościoła katolickiego, choć jak wyznaje, wciąż brakuje mu wiary. Jego obrazy religijne to zadziwiająca mieszanina mistyki i nauki. Zastępy anielskie ustawiają się na wzór struktury DNA, Madonnę otaczają lewitujące przedmioty, zaś św. Cecylia wyłania się z chmury atomów. Fakt, że artysta dość oryginalnie stosuje pobieżnie przyswojone teorie jądrowe do zrozumienia przeżycia mistycznego, nie odbiera jego dziełom pewnej głębi teologicznej. Niezwykle wymowny jest wspomniany już obraz Madonna z Port Lligat, na którym artysta ukazał Maryję jako tabernakulum przechowujące Dzieciątko Jezus. Eucharystia jako główny temat powraca także na płótnie Sakrament Ostatniej Wieczerzy. Dwunastu apostołów klęczy wokół kamiennego stołu przypominającego ołtarz. Na jego centralnym miejscu zasiada półtransparentny Chrystus, który jedną ręką wskazuje na siebie, a drugą na nagi tors mężczyzny z rozpostartymi ramionami, wznoszący się nad sklepieniem. Wieczernik przemienia się w mistyczną świątynie, w której uobecnia się chwila śmierci Jezusa. W 1951 r. zainspirowany rysunkiem św. Jana od Krzyża Dali maluje monumentalne Ukrzyżowanie. Ukazuje on Jezusa na krzyżu oglądanego z góry, niejako z perspektywy Boga Ojca. To nie jedyne odejście od tradycyjnego przedstawienia męki. Chrystus Dalego jest przede wszystkim Bogiem – triumfującym i otoczonym chwałą. Jego młode, piękne ciało, pozbawione śladów męki, przywodzi na myśl greckiego Apolla lub, jak chcą nieprzychylni krytycy, aktora z Hollywood. Obraz ten już od początku wzbudza skrajne emocje. Czy jest objawem wizjonerskiego geniuszu artysty, czy też zwykłym przykładem religijnego kiczu? Na mistycznych płótnach Salvadora religia miesza się z nauką, popisowe skróty perspektywy sąsiadują z klasycznym modelunkiem inspirowanym malarstwem mistrzów renesansu, a widza poraża monumentalizm i patos. Czy to jednak nie zbyt wiele?
Mistycyzm czy mistyfikacja?
Jedną z najczęstszych kwestii poruszanych przy omawianiu religijnej twórczości Dalego jest pytanie o jej autentyczność. Czy Dali naprawdę się nawrócił, czy też jego powrót do Kościoła był podyktowany politycznym populizmem? W Hiszpanii generała Franco poglądy inne niż te wyzwane przez reżim wiązały się z ryzykiem prześladowań. Katolicyzm dawał Dalemu glejt, dzięki któremu mógł bezpiecznie wrócić do ojczyzny. A może artysta dostrzegł dla siebie niszę na rynku sztuki? Projektował już ubrania, logotypy, flakony perfum i reklamy skarpetek, czemu nie miałby zawojować rynku dewocjonaliów? W końcu przezwisko Avida Dollars, Chciwy Dolarów, które wymyślił dla niego André Breton, przywódca surrealistów, zobowiązuje. Nie wydaje się, żeby deklarowana wiara miała większy wpływ na jego życie osobiste. Co prawda w 1958 r. bierze ślub kościelny z Galą, ale nie przeszkadza mu to urządzać w domu w Port Lligat orgii, w których bierze udział jako widz i reżyser. Gala, która użycza swojej twarzy wizerunkom Matki Boskiej, znana jest z licznych kochanków, a także skrajnej niechęci wobec swojej córki z pierwszego małżeństwa. Dali lubił mówić i pisać o sobie, jednak z jego słów tak naprawdę niewiele się o nim dowiemy. Z autobiografii wyłania się portret egocentryka i mitomana, który jednak tak przesadnie wychwala swój geniusz, że aż trudno brać go na poważnie. „Jestem tu po to, by gmatwać i zaciemniać sprawy, a ty, by je prostować” – powiedział raz dziennikarzowi. Tajemnicę Dalego zna tylko on sam i Bóg, którego starał się sportretować.