Logo Przewdonik Katolicki

Psychoza

Natalia Budzyńska
FOT. UNSPLASH

Kilka tygodni temu rozmawiałam ze znajomymi o książce Olgi Hund Psy ras drobnych. Ta niewielka książeczka to bardzo osobista literacka relacja z pobytu autorki w szpitalu psychiatrycznym.

Oszczędna proza złożona z krótkich szkiców zarysowuje społeczność szpitalną przejmująco, lecz bez sentymentu. Trudno właściwie oceniać taką literaturę, bo ma się wrażenie, że ocenia się przeżycia, a tego żaden krytyk nie chce. Takich przeżyć po prosto nie wolno oceniać, więc cóż tu mówić. Ani że się podoba, ani że się nie podoba. Na to mój znajomy mówi: „a czytałaś Obłęd Krzysztonia?”. Bo zaczęliśmy oczywiście rozmawiać o tym, jak opisać szaleństwo i kto się tego podjął. Krzysztonia nie czytałam niczego, o Obłędzie nie słyszałam, a to mnie zdziwiło, bo swego czasu ta tematyka mnie interesowała szczególnie. „O, to koniecznie musisz!” – rekomendował znajomy.
No i kupiłam w antykwariacie, bo wydanie było z 1980 roku. No i zaczęłam czytać. I właśnie skończyłam. I nie mogę się otrząsnąć.
Trzytomowa powieść opisuje doświadczenie choroby psychicznej autora. Krzysztoń opisał pierwszy epizod psychotyczny, trzydzieści sześć godzin ciągłych urojeń, pobyt w szpitalu w Tworkach, proces zdrowienia, i zrobił to tak, jak nikt w całej historii literatury. Zabrał czytelnika w swoją podróż, w zakamarki psychozy, zaprosił do wnętrza swojego umysłu, poczęstował swoimi lękami, cierpieniem, bólem, ucieczką, swoim szaleństwem. Jeśli ktoś chciałby zrozumieć chorego na schizofrenię, to niech sięgnie po Obłęd. Jerzy Krzysztoń jest wielkim zapomnianym polskiej literatury, a przecież nawet jego życiorys domagałby się osobnej publikacji. Urodzony w Lublinie, dzieciństwo spędził w Grodnie, wywieziony z matką do Kazachstanu, gdzie stracił rękę, z armią Andersa trafił do Iranu, potem mieszkał w Indiach i Ugandzie, aż w 1948 r. wrócił do Polski. Pracował w Polskim Radiu i pisał książki. Z chorobą psychiczną zmagał się w ostatnich latach swojego życia. Pisał Obłęd po pierwszym pobycie w Tworkach, tak jakby była to jego terapia, chciał z siebie wypluć wszystko, czego w jej trakcie doświadczył. Nie mogę wyjść ze zdumienia, jak wspaniale udało mu się oddać ten urojeniowy niepokój językiem i stylem.
Kolejne epizody choroby osłabiały go. 16 maja 1982 roku wyskoczył z okna swojego warszawskiego mieszkania.
„Czułem się jak odkrywca archipelagów na ciemnym morzu świadomości – nowych zjawisk, nowych doznań, nowych przeżyć, nowych olśnień, i drżałem z fascynacji, mimo że płaciłem za to sowitą monetą cierpienia i mimo że nad całym tym wielkim olśnieniem wisiały stężone opary koszmaru” – pisał.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki