Logo Przewdonik Katolicki

Bierzmowanie nie musi oznaczać pożegnania z Kościołem

Hubert Ossowski
fot. Anthony Jess/Fotolia

Młodzież ma szansę odnaleźć w nim swoje miejsce. Tyle że wykorzystanie tej szansy to dzisiaj bardzo wysoka poprzeczka. Szczególnie dla duszpasterzy.

Konrad do swojego bierzmowania przygotowywał się w jednej z największych parafii w swoim mieście. Spotkania odbywały się raz w miesiącu i prowadzone były przez trzech różnych księży. Przez to, że chodził do innej szkoły niż większość uczestników kursu, na spotkaniach czuł się nieswojo. Ma problem z odpowiedzią, kiedy pytam, czy został do bierzmowania przygotowany odpowiednio. – Powinienem powiedzieć, że dzięki tym spotkaniom tak było, skoro ostatecznie otrzymałem bierzmowanie, ale to byłaby nieprawda, bo przez długi czas nie wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi – mówi. – Traktowałem to jako pewien obowiązek. Chodziłem na spotkania, Msze, spowiedzi i inne nabożeństwa tylko po to, by zebrać wymagane podpisy, co miało mi pomóc w uzyskaniu przepustki do samego sakramentu. Miałem jednak wrażenie, że w żaden sposób nie zmieniło to mojego życia.
 
Obco
Podobne doświadczenia ma mieszkająca w niewielkim miasteczku Zuzanna. Postanowiła rozpocząć przygotowania do bierzmowania w swojej parafii, mimo że częściej chodziła na Msze do innych kościołów. Kurs przewidywał comiesięczne spotkania, które odbywały się w piątkowe wieczory. Miała z nimi problem, głównie przez napięty plan lekcji i uprawianie sportu. Prosiła księdza o usprawiedliwienie nieobecności albo możliwość odrobienia niektórych spotkań. Na próżno. Ostatecznie usłyszała, że musi zrezygnować ze swoich zajęć, jeśli chce być dopuszczona do sakramentu. – Zaczęłam więc chodzić na spotkania. Ich schemat zawsze wyglądał tak samo: Msza, katecheza i kolejka po podpis księdza – opowiada. – Większość osób, które uczestniczyły w liturgii, zupełnie nie była nią zainteresowana: bawili się telefonami, rozmawiali ze znajomymi, a nawet wchodzili do kościoła z zapalonymi papierosami.
Oprócz Zuzanny w kursie brało udział kilkadziesiąt osób. Głównie młodzież z pobliskiej szkoły, która tworzyła dość hermetyczną grupę. – Czułam się obco na tych spotkaniach, bo nikogo nie znałam. Nikomu też nie zależało, by ludzie tacy jak ja, nieznający nikogo, czuli się tam dobrze. Dodatkowo irytowało mnie zachowanie moich rówieśników. To wszystko sprawiło, że nie wyobrażałam sobie, by przygotowywać się w takich okolicznościach do sakramentu, który miał być sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej.
Postanowiła więc zrezygnować. – Bierzmowanie powinno odbywać się w późniejszym wieku, kiedy młodzi ludzie są bardziej świadomi swoich decyzji. Dodatkowo powinny zajmować się tym osoby, które znają się na edukacji i które znają osoby, które do tego sakramentu chcą przystąpić – dodaje. Kolejną próbę przystąpienia do bierzmowania Zuzanna podjęła niedawno. – Zaczęłam odczuwać jego brak. Zbiegło się to z momentem, gdy nabrałam pewnej dojrzałości emocjonalnej i zaczęłam być bardziej świadoma, czym właściwie ten sakrament jest. Niestety, gdy powiedziałam o chęci jego przyjęcia opiekunowi mojego duszpasterstwa, spotkałam się z obojętnością. Powiedział, że zrobi dla mnie takie przygotowanie, ale tylko wtedy, gdy zbiorę odpowiednią liczbę osób.
 
Uśpiona łaska
Sposób przygotowania do przyjęcia bierzmowania regulują wydane w 2017 r. wytyczne Konferencji Episkopatu Polski. Zgodnie z nimi każdy ochrzczony może i powinien przyjąć ten sakrament, ponieważ bez niego wtajemniczenie chrześcijańskie pozostaje niedopełnione. Mówiąc bardziej kolokwialnie: brak bierzmowania oznacza rezygnację z dodatkowego „paliwa” duchowego w dokonywaniu wyborów zgodnych z Ewangelią i dawania świadectwa wiary swoim życiem. Z tego też powodu nie tyle ten sakrament jest absolutnie konieczny przed ślubem, co bardzo wskazany. Decyzja o małżeństwie to jeden z najważniejszych wyborów życiowych, któremu to dodatkowe „paliwo” jest po prostu potrzebne.
Wytyczne mówią też, że przyjęcie sakramentu powinno odbyć się najwcześniej na zakończenie ósmej klasy szkoły podstawowej, a miejscem przygotowania powinna być parafia zamieszkania. Co nie znaczy, że nie może być od tej zasady wyjątków. Chodzi natomiast o to, aby kandydat mógł włączyć się w życie wspólnotowe parafii, a nie tylko umocnić swoją wiarę osobistą.
Zakłada się też, że wskazany wiek oznacza wystarczają sprawność umysłu kandydatów i ich wystarczająco wysoki poziom rozwoju emocjonalnego. Stąd bierzmowanie nazywane jest sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej.
W wielu przypadkach jest to jednak myślenie życzeniowe. Nie tyle z racji niedojrzałości psychicznej kandydatów, co z nieudanych prób doprowadzenia ich do realnej decyzji otwarcia się na Boga. Bo o dojrzałość chrześcijańską przecież chodzi. Jeśli młodzi nie dokonają jakiegokolwiek świadomego wyboru otwarcia się na Boga, przyjęty przez nich sakrament zostanie bezowocny. Będzie ważny – nigdy nie ma potrzeby go powtarzać – ale jego potencjalna moc będzie jakby uśpiona. Będzie zdolnością do większego pokochania Boga i ludzi, jednak w rzeczywistości bez tego kochania, a przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim byłoby to dzięki temu sakramentowi możliwe. Także w małżeństwie. Co faktycznie – warto podkreślić jeszcze raz – nadaje głęboki sens staraniom, aby bierzmowanie przed ślubem jednak przyjąć.
Wytyczne episkopatu mówią też o rodzicach. Zgodnie z nimi kurs powinien zakładać przynajmniej pięć spotkań wyłącznie im dedykowanych. – W przygotowaniu do bierzmowania swoich dzieci rodzice są trochę pomijani. A można przecież prowadzić dla nich spotkania, na których dowiedzą się bardzo konkretnie, w jaki sposób mogą pomóc swojemu dziecku w wierze. No i jak sami mogą duchowo przeżyć uroczystość bierzmowania – przekonuje ks. Adrian.
 
Blisko i bez osądzania
W parafii, w której pracuje ks. Adrian już jakiś czas temu zmieniono sposób przygotowania do bierzmowania. Zaczyna się ono w klasie siódmej i spotkania odbywają się raz w miesiącu po niedzielnej Mszy. Mają formę katechezy, którą prowadzi grupa świeckich animatorów. Z kolei dla ósmoklasistów i trzecioklasistów (gimnazjum) prowadzony jest kurs Alpha, który polega na serii spotkań wyjaśniających podstawy wiary. Zawsze jednak w atmosferze budowania wśród kandydatów dobrych wzajemnych relacji. Kurs Alpha ma tę właśnie charakterystykę, że o te relacje dba, że traktuje je jako wymóg wręcz absolutny, aby Ewangelia trafiła na „żyzną glebę”.
Aby te założenia zadziałały, nad przebiegiem kursu czuwa głównie młodzież z parafialnego duszpasterstwa. – Kluczowe są dwie kwestie: odpowiedzialność i podejście personalne –mówi ks. Adrian. – Zauważyłem, że dobrze działa przekazywanie odpowiedzialności, aby to młodzież wychowywała młodzież. Ja, ksiądz, nie jestem im zawsze potrzebny. A czasami wręcz moja nieobecność może być pożyteczna. Może im pozwolić na omówienie niektórych spraw wśród rówieśników, co z kolei może tej wymaganej otwartości młodych na siebie i Boga tylko pomóc.
Drugą sprawą jest podejście personalne. Jeśli kogoś nie było na spotkaniu nie mogę się od razu denerwować i dopowiadać sobie w głowie, że ktoś tu na pewno próbuje się wykręcać. Trzeba rozmawiać. Nie można osądzać bez poznania rzeczywistych powodów nieobecności. W ubiegłym roku na zakończenie przygotowania poprosiłem kandydatów, żebyśmy ze sobą szczerze porozmawiali o ich wierze. Nawet po takim kursie, to wciąż jednak bywa trudne, szczególnie jeśli grupy są zbyt duże.
 
Wspólnotowość
W takim przygotowaniu brała udział Julia. Przystąpiła do sakramentu już po skończonym liceum. W wieku, kiedy jej rówieśnicy o bierzmowanie się starali, nie było jej po drodze z Kościołem. – Wróciłam do Kościoła, bo odczuwałam jakąś pustkę, której nie umiem opisać. Myślę, że brakowało mi odwagi, żeby wierzyć. Chciałam tę pustkę wypełnić, poczuć się w pełni katolikiem. Po przyjęciu tego sakramentu poczułam ulgę.
Kluczowy był jednak ostatni rok. Właśnie wtedy miał miejsce kurs Alpha, który zdaniem Julii dopiero otworzył ją na Boga. Pozwolił jej też naprawdę odkryć sens samego sakramentu. – Nie mogłam się lepiej przygotować. Nie wiem nawet, co mogłabym poprawić. Zostałam tak pokierowana, że przyjęłam bierzmowanie naprawdę świadomie i nie wyobrażam sobie, że mogłabym to zrobić inaczej.
Julia szybko została zaangażowana w przygotowanie kolejnych roczników. Stwierdziła, że warto coś dać z siebie, jeśli sama tyle otrzymała – Spotykamy się co tydzień, co pozwala zbudować relacje. Przebieg spotkania jest niezmienny. Zaczyna się zabawą, później jest drobny poczęstunek, a na końcu konkretna treść. Młodzież rozmawia w małych grupkach. Na początku zwykle ogląda film, a potem wspólnie odpowiada na pytania. Spotkania kończą się modlitwą. – Młodzi spotykają się więc na spotkaniach, które są tak skonstruowane, że działają wspólnototwórczo. Dają okazję, aby szczerze podzielić się wiarą, doświadczeniem Boga, osobistym podejściem do Kościoła. To moment, w którym zaczyna się wspólnota i na tej wspólnocie można coś zbudować – dopowiada ks. Adrian. – Karteczki i indeksy u nas już wymarły – mówi Julia. – Spotkania odbywają się w piątki i to jeszcze wieczorem, więc na początku reakcja młodzieży jest taka sama: narzekają. Jednak z biegiem czasu zaczynają się do tej formy spotkań przekonywać, a niektórzy wręcz nie mogą się doczekać następnych.
 
Dąć odczucie przyjęcia
Niepokojący jest natomiast fakt, że większość z bierzmowanych już po przyjęciu sakramentu nie wraca do Kościoła. Można oczywiście próbować ich zatrzymać, chociażby przez powierzenie przynajmniej niektórym jakiejś odpowiedzialności w parafii. – Cieszyłbym się, gdyby nasi bierzmowani czuli się odpowiedzialni za Kościół, stali się jego częścią, żeby dbali o swoje życie duchowe – mówi ks. Adrian. – Kościół jest miejscem, które zapewnia możliwość wielostronnego zaangażowania. Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że ci młodzi, którzy poczuli przynależność do grupy, sami w tym Kościele chcieli zostać. Ten wymóg poczucia wspólnoty jest jednak bardzo ważny.
Nie miał go w swojej parafii Konrad. Po otrzymanym bierzmowania przestał chodzić do kościoła. Coraz rzadziej się też modlił. – Nie czułem się zaproszony do tego, by zostać w Kościele. W mojej parafii nie było żadnego miejsca, w którym osoby takie jak ja mogłyby się dalej formować. Po uroczystości bierzmowania czułem się zaniedbany. Wcześniej ważne były tylko podpisy, wyrecytowane na pamięć fragmenty modlitw i wysokie statystyki bierzmowanych. Jeśli dzisiaj mógłbym cofnąć czas, poszedłbym na kurs Alpha. Może on pomógłby mi spojrzeć nieco inaczej na moją rolę w Kościele.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki