Logo Przewdonik Katolicki

Nauczyciel to brzmi dumnie… w Chinach

Anna Druś
fot. Rainer Unkel/PAP

Nauczyciel w Polsce zarabia kilkakrotnie mniej niż jego odpowiednik w Niemczech, Wielkiej Brytanii czy Luksemburgu. Ale nie tylko zarobki decydują o prestiżu zawodu nauczycielskiego tam, gdzie na świecie jest on najwyższy.

Do domu, gdzie matka właśnie myje podłogę, wpada zdyszany syn w wieku młodzieńczym. Pod pachą trzyma świeżo ukradzione radio samochodowe, za co mama chwali go z dumą. Chwilę potem do domu wraca z pracy jego ojciec, nauczyciel, trzymający w kopercie pensję polonisty. – 750 brutto? – krzyczy z oburzeniem małżonka. – Dwa razy tyle nasz syn zarabia w jedną noc! Idź i odmień przez osoby „iść szukać porządnej roboty”!
To zarys skeczu, w którym popularny kabaret Jurki rozprawia się z tematem zarobków nauczycieli w Polsce. Robi to rzecz jasna w sposób mocno przerysowany, ale przecież oddaje częściowo zarówno społeczne przekonania dotyczące dobrobytu nauczycieli, jak i faktyczne bolączki obecnej sytuacji.
 
Zarobki piąte od końca
Bo, nie ukrywajmy, dobrze nie jest. Zwłaszcza gdy patrzymy na regularnie publikowane przez OECD zestawienia zarobków nauczycieli w różnych krajach świata. Polska od wielu lat zajmuje jedną z ostatnich pozycji na tej liście, choć – i to należy przyznać – w ciągu ostatnich trzech edycji awansowała z pozycji trzeciej od końca na piątą od końca. Nadal jednak prawdziwa przepaść dzieli zarobki belfra z Polski od Pana Nauczyciela z Luksemburga, Niemiec czy Kanady.
Według danych OECD za 2017 r. pensja dyplomowanego nauczyciela podstawówki w Luksemburgu wynosi brutto miesięcznie… 8,5 tys. dolarów, czyli ok. 32 tys. zł. W Niemczech, drugie miejsce w zestawieniu, zarobki miesięczne sięgają 5,8 tys. dolarów, czyli ok. 22 tys. zł. W Polsce – ok. 4100 zł. To prawie osiem razy mniej niż w Luksemburgu. No ale przecież nie tylko w tej dziedzinie Polska Luksemburgiem nie jest. 
 
Pieniądze to nie wszystko
Sytuację w zawodzie nauczyciela od wielu lat bada wiele różnych międzynarodowych instytucji, zarówno tak wielkich jak OECD, jak i mniejszych, np. zajmujące się edukacją fundacje czy po prostu uczelniane ośrodki badawcze. Powstają najróżniejsze rankingi oparte na danych, których dostarczają same badane kraje, jak i tych przeprowadzanych osobno.
Zarobki nauczycieli to oczywiście najczęściej badana dziedzina. Wszystkie instytucje wychodzą bowiem ze słusznego założenia, że dobrze opłacany nauczyciel to dobry nauczyciel. „Aby przyciągać najlepszych i najbystrzejszych ludzi zawód musi cieszyć się wysokim statusem” – komentował Andrew Adonis, były brytyjski minister edukacji z Partii Pracy, podsumowując dla BBC jedne z badań zawodu nauczyciela. A przecież każdy świadomy rodzic marzy o jak najlepszym nauczycielu dla swojego dziecka.
W badaniach statystycznych sprawdzana jest ponadto liczba uczniów przypadających na jednego nauczyciela w danym kraju, procent PKB wydawany przez państwo na rozwój edukacji, wydatki rodziców na edukację dzieci czy liczba godzin, jakie przepracowuje nauczyciel.
W żadnym z tych zestawień Polska nie jest obecnie na pierwszym miejscu. Tylko w jednym zajęła miejsce ostatnie – w tym, gdzie liczono liczbę przepracowanych przez nauczyciela godzin. Na 36 zbadanych przez OECD krajów właśnie u nas nauczyciele spędzają w pracy najmniej czasu. Podczas gdy przeciętny nauczyciel w szkole podstawowej przepracowuje w Polsce rocznie 563 godziny, w szkole w Niemczech jest to 800 godzin, w Finlandii 673, Luksemburgu 809, w Irlandii – 910.
 
Za mało czy wystarczająco?
W kilku dziedzinach wypadamy przeciętnie – blisko średniej światowej. Mamy całkiem przyzwoity procent PKB wydawany z publicznych pieniędzy na edukację, większy niż Niemcy, Luksemburg, Hiszpania czy Japonia, czyli kraje, gdzie zarobki nauczycieli są na wysokim poziomie, a zawód cieszy się względnym prestiżem. Słabiej wygląda to w całości wydatków – prywatnych i publicznych razem, gdzie znów plasujemy się pod koniec zestawienia.
Przeciętne mamy również nasycenie rynku pracy nauczycielami, czyli nie cierpimy ani na niedobór pracowników oświaty, ani na ich nadmiar. Na jednego nauczyciela z podstawówki w Polsce, według danych zebranych przez OECD, przypada średnio 11 uczniów, podczas gdy w RPA, która prowadzi akurat w tym zestawieniu jest ich 30.
Trzeba jednak pamiętać, że właśnie niedobór nauczycieli jest jednocześnie bardzo często czynnikiem podnoszącym prestiż tego zawodu. Działa tu przecież prosty mechanizm waluacyjny: bardziej cenimy to, czego mamy mało lub do czego dostęp jest trudniejszy. Nie dziwi więc, że w przeludnionych Indiach wysoki status zawodu nauczyciela idzie w parze z wciąż występującym niedoborem kadry. Na jednego nauczyciela w podstawówce przypada tam aż 34 uczniów (w badaniu sprawdzano liczby dla przedszkoli, podstawówek i gimnazjów, stąd wyższa średnia pozycja RPA).
 
Jak zbadać prestiż?
Są i takie badania, które regularnie sprawdzają społeczny szacunek dla tego zawodu. Niestety te najnowsze, przygotowane przez fundację Varkey z Wielkiej Brytanii, nie uwzględniają Polski, dlatego trudno będzie nam się teraz porównać z innymi. Z ich analizy możemy się jednak nieco dowiedzieć na temat tego, gdzie na świecie najbardziej ceni się nauczycieli i dlaczego.
Liderem w tych zestawieniach od lat są kraje azjatyckie, z Chinami na czele. Pierwsze miejsca w Indeksie Prestiżu Nauczyciela za 2018 r. zajęły Chiny, Malezja, Tajwan, Rosja i Indonezja. Spośród europejskich krajów najwyżej znalazły się Turcja (7. pozycja), Grecja (12.) i Wielka Brytania (13.).
W badaniu prestiżu nauczycieli brano pod uwagę różne czynniki. Oprócz poziomu zarobków sprawdzano, jaki jest odsetek rodziców, którzy chcieliby wysłać dziecko na studia nauczycielskie; jak myślą o prestiżu swego zawodu sami nauczyciele, co mówią uczniowie, oraz do jakich zawodów najczęściej porównuje się tę profesję.
Wprost do lekarza, prawnika czy inżyniera, czyli najwyżej cenionych zawodów świata, nauczyciela porównuje się jedynie w Malezji, Chinach i Rosji. To tam „iść na studia nauczycielskie” oznacza tyle, co „iść na medycynę” albo na prawo czy na inżynierię.
Europa i nieazjatyckie kraje świata są już bardziej powściągliwe w zachwycie. Tu większość badanych porównuje raczej status nauczyciela do statusu pielęgniarki (tak jest np. w Portugalii), pracownika socjalnego (Niemcy) czy bibliotekarza (USA, Hiszpania). Czyli niemal tak samo, jak w potocznym rozumieniu w Polsce.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki