Logo Przewdonik Katolicki

Rycerze straconej sprawy

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Książek

Co roku wybucha dyskusja o tak zwanych żołnierzach wyklętych – bo 1 marca jest ich dzień, notabene ustanowiony za sprawą i Lecha Kaczyńskiego, i Bronisława Komorowskiego. To jedna z tych dyskusji, często na tematy historyczne, a czasem i współczesne, kiedy to mnóstwo ludzi zajmuje stanowiska rytualne, a logika starcia przypomina wymyśloną przez Witolda Gombrowicza „wojnę na miny”.

Dlatego zabieram głos już po, sprowokowany najbardziej niedorzecznymi wypowiedziami innych. Doskonale wiem o grzechach poszczególnych postaci i oddziałów tej partyzantki. Spróbujcie jednak wymyślić sobie partyzantkę bezgrzeszną. Już ta wojenna miała grzechy, wystarczy poczytać zbiór opowiadań Buty Jana Józefa Szczepańskiego, żeby to wiedzieć. Czy ją też mamy w takim razie wyrzucić na śmietnik? To dedykuję tym, którzy się krzywią, że AK naturalnie tak, ale powojenne oddziały to już nie.
Nie jest czymś sensownym przesłanianie pamięcią o nich innych powojennych wyborów. To pewnie nawet i błąd obecnej władzy. Sens miał opór cywilny, pod znakiem różnych środowisk niezależnych na  czele z PSL, rozumiem też tych, którzy angażowali się w powojenną odbudowę. Wiem, że postawy mogły być wtedy różne. Przeciw podtrzymywaniu oporu była i emigracja, i na przykład Kościół – wyniszczone społeczeństwo być może zasługiwało na wytchnienie. Wcześniej stawało w obliczu biologicznej zagłady.
Tylko że po pierwsze, do pewnego momentu opór zbrojny miał jakiś sens, był choćby próbą wywierania dodatkowego nacisku na komunistów w obliczu wyborów. Dla wielu ludzi był z kolei jedyną drogą ucieczki przed komunistami. Wiem też, że trwanie w lesie po drugiej amnestii z wiosny 1947 r. było politycznie bezsensowne. Tego zdania był choćby WiN. Tyle że ci ludzie, którzy w lesie zostali, byli jak złapani w pułapkę. Nie dowierzali komunistom. Bezpodstawnie? Mamy prawo wyśmiewać ich wybory? Z fotelika przy kawie?
To wszystko jest głosem nie tyle za konkretną formułą uczczenia ich, ile przeciw obelgom rzucanym dziś na tych tragicznych rycerzy straconej sprawy. Niestety, te obelgi są coraz powszechniejsze, stają się udziałem politycznych celebrytów. Głównie ze środowisk postkomunistycznych, ale ich nowi sojusznicy, często ludzie dawnej opozycji czy „Solidarności”, nie oponują. Wystarczy, że drażni to PiS.
Warto poczytać, co pisali o powojennych partyzantach przedstawiciele lewicy korowskiej w latach 70. i 80. Nie identyfikowali się z ich wyborami, byłoby to zresztą śmieszne, kładli nacisk na inne modele oporu, który też był ważny, ale nikomu nie przychodziło wtedy do głowy, żeby ich lżyć. Bo wiedziano, że nie da się kwestionować PRL i obrażać tych, którzy walczyli z tym systemem na początku. Pismo lewicy korowskiej „Krytyka” ich nie lżyło. Lewicowa „Krytyka Polityczna” robi to dziś nieustannie. Czyni to się z powodów ideologicznych, czasem z taktycznych. Najbardziej napastliwe głosy uważam za HANIEBNE.
Oto, co powiedział mi w wywiadzie reżyser Jan Jakub Kolski, którego film Ułaskawienie wchodzi właśnie do kin. „Zapewne moja perspektywa jest upośledzona, osobista, ale dotyka mnie prześmiewczy ton rozmaitych wesołków czepiających się żołnierzy podziemia niepodległościowego. Podobnie jak wkurzają mnie podkoszulki z wyklętymi na piwnych brzuchach «patriotów».” Kolski opowiada w filmie o swoich dziadkach, którzy przewożą ciało syna (wujka reżysera), po tym, jak zginął jako oficer powojennego podziemia. Ten film nie zwalnia nas bynajmniej z rozmowy o tamtych wyborach. Pokazuje je w całym skomplikowaniu. Ale żeby rozmawiać, trzeba się wyzbyć urągliwego wrzasku.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki