Logo Przewdonik Katolicki

Róża jest różą

Natalia Budzyńska
fot. materiały prasowe

Obejrzałam pierwszy zwiastun serialu Imię róży według powieści Umberto Eco, co spowodowało, że od razu cofnęłam się o lat, no wiele, w każdym razie studenckich. Imię róży już zawsze będzie kojarzyć mi się z tamtym czasem. Książka i film w Polsce pojawiły się niemal równocześnie, tak mi się z perspektywy czasu wydaje, a na pewno był to ten sam rok, 1987.

Czy ktokolwiek może uwierzyć w to, że były czasy, gdy kupić książkę nie było łatwo? Trzeba było kombinować, jeździć na prowincję, polować. Jakoś się nam udało, nam niemal wszystkim, studentom kulturoznawstwa. Chodziliśmy z Imieniem róży jak z podręcznikiem. Umberto Eco przecież był dla nas przede wszystkim autorem Dzieła otwartego, w którym przedstawił semiotyczną koncepcję analizy dzieła sztuki. Teraz napisał swoją pierwszą powieść, która wpisywała się w nowe prądy teorii sztuki. Dla nas wtedy to nie był zwykły kryminał, dla nas to była nowość. Rozważania teologiczne zostały sprawnie wlane w formę popularnego gatunku, jakim był kryminał, wtedy zresztą na wymarciu. No i średniowiecze. Wtedy uwielbiałam średniowiecze, do dziś czuję miętę do wszystkiego co średniowieczne i wcale nie zgadzam się z tymi, którzy uważają, że Eco średniowiecze zohydził. Ależ dla mnie, pomijając kilka nadużyć faktograficznych, średniowiecze w Imieniu róży jest bardzo pociągające! Uwielbiam je, zanurzam się w nim, nie wychodzę z bibliotecznego labiryntu. A poza tym to była intryga na miarę studentów kulturoznawstwa, którzy właśnie zdali egzamin z historii kultury średniowiecznej, na innych zajęciach rozważali analizę dzieła literackiego, a na jeszcze innych poznawali postmodernistyczne gry literackie. Bo postmodernizm był właśnie wtedy  najmodniejszym słowem w środowisku akademickim. Stąd też ulubioną częścią Imienia róży był dla mnie esej autora zamieszczony w polskim wydaniu, który znałam niemal na pamięć.
Ale minęło wiele lat i czy Imię róży podoba mi się nadal? Czy wytrzymało próbę czasu? Nikt nie znajdzie we mnie krytyka, który z perspektywy mądrości życiowej odrzuci młodzieńczą fascynację! Przeczytany kilkakrotnie egzemplarz książki stoi na półce i wcale nie jest wykluczone, że jeszcze po niego nie sięgnę.

Już niedługo, bo za kilka miesięcy, będę się mogła przekonać, jak z tematem poradził sobie włoski reżyser, który przełożył powieść na ośmioodcinkowy serial. Obsada jest międzynarodowa, główną rolę Williama z Baskerville gra John Turturro, a młodziutkiego Adsa z Melku niemiecki aktor Damien Hardung. Jest też polski wątek, mnicha Severinusa zagra Piotr Adamczyk.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki