Sobotnie przedpołudnie. Śniadanie, kawa, telewizja. W natłoku informacji mniej i bardziej ważnych nagle wyłania się tekst: w wieku 84 lat zmarł Umberto Eco. Milczenie. Tu pewnie najuczciwiej byłoby zakończyć. Jest moim zdaniem coś świętokradczego w samym zadaniu pytania, kim był dla mnie Umberto Eco.
Zapewne nie jestem jedynym, który poznał Eco poprzez doskonały film Jana-Jacques’a Annaud Imię róży. Piękno obrazu, relacja pomiędzy mistrzem i uczniem zaprowadzą mnie ku dziełu autora książki, która była inspiracją do powstania filmu. Trudno dziś znaleźć, przynajmniej wśród humanistów, ludzi, którzy nie znają tej powieści. Dla wielu prawdziwym wstrząsem była lektura eseju Dopiski na marginesie „Imienia róży”, kiedy sztuka pisania okazuje się spełnieniem chęci pisania, a nie natchnieniem, a fantazja pisarska jest wynikiem dyscypliny. Oczywiście dla semiotyków i literaturoznawców Eco to przede wszystkim autor Pejzażu semiotycznego i Dzieła otwartego, choć mnie najbardziej inspirował Superman w literaturze masowej, a dla wielbicieli krótkich form literackich Włoch pozostanie twórcą Zapisków na pudełku od zapałek.
Wyjątkowa relacja
Zacznę od końca. Jeszcze dzień przed jego śmiercią, podczas rozmowy w pracy i potem późnym wieczorem, wracałem do pierwszych fragmentów jego ostatniej powieści Temat na pierwszą stronę. Jest w jego tekstach coś, co można nazwać żółta karteczką przyklejoną na biurku czy lodówce, nijak związaną z biegiem dnia czy narracji, jakby dopisek do wcześniejszej rozmowy czy pytania. Kiedy zastanawiałem się nad opisem funkcjonowania życia akademickiego, właśnie w tej ostatniej powieści znalazłem parę zdań, podanych jakby na marginesie, jakby zapisanych dla czytelnika takiego jak ja, wyjaśniających w prostych słowach – tak jest i nie ma co więcej zastanawiać się na tym „Na uniwersytetach działo się całkiem inaczej niż w normalnym świecie”...
Podobnie jak przedstawiał swoje zdanie na temat bazującej na historycznych źródłach powieści głośnego amerykańskiego pisarza; mówił, że pracują na tych samych tekstach, tyle tylko, że on traktuje je poważnie.
Eco jakby zawsze zapraszał czytelnika do relacji z autorem. Spójrzmy na relację pomiędzy głównymi bohaterami Imienia róży, Wilhelma z Baskerville i Adso z Melku. Adso zadaje swoje pytania Wilhelmowi, ale to przede wszystkim Wilhelm zna ucznia i wie, co go trapi, podając odpowiedzi także na te nieubrane w słowa pytania. Wilhelm wie, że „nie wszystkie prawdy są dla wszystkich uszu”. Czy ktoś, kto pamięta scenę pożaru wieży, w której znajduje się biblioteka klasztoru, może zapomnieć krzyk Wilhelma „uważaj, to zwierciadła”?
Eco starał się przedstawić prawdę w kontekście jej odbioru, odbijanego w zamętach wydarzeń codzienności. Światła odbijające się w zwierciadłach ukazują drogę wyjścia, które nie jest pewne, a jedynie doskonałe na teraz, na chwilę. Każde „teraz” ma swoje konsekwencje, czasem prowadzące czytelnika do poczucia absurdu, który pozwala na zastanowienie się.
W poszukiwaniu nieuchwytnego
Poruszane tekstami Umberto Eco myśli towarzyszyły mi podczas pobytu w Austrii na przełomie wieków. Poznane starsze małżeństwo okazało się miłośnikami sztuki kulinarnej. Po przeczytaniu recenzji w jakimś fachowym czasopiśmie proponują, aby w weekend spróbować opisywanego dania. Na szczęście ten renomowany lokal położony jest nieopodal Melku. Z radością zobaczenia klasztoru, z którego pochodził Adso, zgadzam się na propozycję. Przecież opisujący zwyczaje młodego benedyktyna Eco musiał być w Melku. Dla pary Austriaków to zaledwie przystanek w podróży za smakiem, dla mnie cel, któremu smak nieznanej potrawy może jedynie towarzyszyć.
Ogromne benedyktyńskie opactwo i chyba największe rozczarowanie: pierwsze multimedialne muzeum w moim życiu, do tego poświęcone sacrum i monastycyzmowi. Mam nadzieję, że kiedy był tam Eco, nie było tej elektroniki. Dlaczego oni mi to robią, dlaczego ekrany, gra świateł, które tak przeszkadzają w poszukiwaniu prawdziwego zapachu zasad klasztoru w Melku. Może dlatego właśnie Adsa nie ma w benedyktyńskim Melku, tylko jest z franciszkańskim mnichem w jednym z klasztorów na północy półwyspu apenińskiego w czasie inkwizycji. Może to chciał mi pokazać Eco. Może pisząc o sporach o ubóstwo Jezusa, chciał mi pokazać właśnie Melk, w kontraście do świateł, gwiazdek Michelina i obrazoburczej kwoty rachunku za posiłek.
Życiowa filozofia
Pozostaje we mnie wiele z filozofii Eco. Spoglądać na opisywaną rzecz w całości nie tylko we fragmencie, który potrafię w chwili opisu objąć. To także zasługa jego pisarstwa. Przecież w Imieniu róży powie wprost: „By istniało zwierciadło świata, świat musi mieć jakiś kształt”. Poszukać trzeba kształtu całości, a nie fragmentu. Przeczytać trzeba całego Eco, by powiedzieć, kim jest Eco dla współczesności.
Kiedy w czasie wykładów mówię o średniowiecznym monastycyzmie, przypominam ostatni monolog, ostatnią scenę filmu Imię róży. Staram się zrozumieć, dlaczego reżyser pokazuje w niej Adso nadkładającego drogi, by powrócić do miejsca, gdzie spotkał i Wilhelma, i Różę. Czy Adso był dobrym zakonnikiem, czy też jedynie chciał powrócić do najważniejszego miejsca swojej biografii? Odszukać mistrza czy różę?
Dzisiaj, kiedy już nie przeczytamy kolejnego wywiadu z Umberto Eco, wiemy, że pozostawił nam wskazówki, jakże przydatne przy opisywaniu otaczającego nas świata. „Badaj twarze, nie słuchaj tego, co mówią usta” i „Czasem prostaczkowie lepiej pojmują sprawy niźli uczeni”. Patrz na prostotę mimiki i słuchaj prostych zdań.
Pierwszy akapit końcowego ustępu ostatniej powieści Mistrza zaczyna zdanie: „Sam nigdy nie umiem zacząć rozgrywki, ale jeśli ktoś poda mi piłkę, czasami zdołam strzelić gola”. Podążając za tropami Eco, czasem może uda nam się powiedzieć coś bardziej sensownego.