Po takim wstępie wygłasza swoją wypowiedź. Jest to potrzebne zarówno wszystkim zgromadzonym, jak i samemu mówiącemu. Wyraża nie tylko jego tożsamość, ale także pogodzenie się ze swoją chorobą: „Tak, jestem alkoholikiem, zabieram głos jako alkoholik. Sprawa jest jasna”. To wyznanie otwiera też drogę do ocalenia.
Nie wiem z całą pewnością, ale jest to bardzo prawdopodobne, że nasi bracia alkoholicy wypracowali sobie taki model, zainspirowani Listem św. Pawła do Rzymian: „Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie”. Myślę, że na wielu naszych kościelnych spotkaniach byłoby nam bardzo pomocne rozpoczynanie każdej wypowiedzi od podobnego wstępu: „Mam na imię, dajmy na to Zbyszek, i jestem zbawiony przez Jezusa Chrystusa”. Znaczyłoby to, że bardzo się z tym faktem identyfikuję i wszystko, co za chwilę powiem, wypływa z jego przyjęcia. Może warto właśnie w ten sposób, z elementem głośno wyznawanej wiary, organizować różne synody diecezjalne, ważne obrady kurialne, a nawet spotkania rad parafialnych, a miałyby one od razu zbawienny wpływ zarówno na ich uczestników, jak i na efekty tych spotkań.
W trochę innej perspektywie temat ten wraca w Ewangelii o kuszeniu Chrystusa. Jesteśmy z nią osłuchani, do imentu oswojeni i może gubimy coś zdumiewającego. W spektakularnej rozgrywce z Szatanem Jezus nigdy nie powołuje się na swoją własną mądrość i doświadczenie życiowe. On jakby chowa się za słowami Biblii. Wyciąga oręż Pisma Świętego i ono walczy za Niego. Sam jakby w ogóle do walki nie staje. I to jest tajemnica zwycięstwa.
Chwila refleksji
W jaki sposób ustami wyznaję, że Jezus Chrystus jest moim Zbawicielem?