Jakie wrażenia po wczorajszym spotkaniu? – spytałem Grzegorza dzień po warsztacie. – Zaraz po powrocie wypróbowałem jedno z ćwiczeń na żonie – odpowiada. – To, w którym po skończeniu wypowiedzi drugiej osoby mieliśmy liczyć od piętnastu do zera i dopiero wtedy coś powiedzieć. Zadałem jej to samo pytanie, na które my odpowiadaliśmy, i gdy już myślałem, że skończyła, zacząłem liczyć. Doszedłem do ósemki, a ona znów zaczęła mówić. Po chwili skończyła. To ja znów liczę. Dochodzę do siedmiu, a ona ponownie zaczyna. Wreszcie skończyła. Dopiero za trzecim razem doszedłem do końca, a ona była w stanie wypowiedzieć wszystko, co leżało jej na sercu. To pokazało mi, jak bardzo potrzebuję się wyłączyć i zacząć słuchać. Ale wyraz jej twarzy po tym, jak dałem jej powiedzieć wszystko, pokazywał mi, że było warto.
Umysł się nudzi
Gdy pytam ludzi, dlaczego słuchanie bywa trudne, podają wiele powodów. Część z nich dotyka właśnie trudności w trzymaniu języka za zębami: zazwyczaj, gdy z kimś rozmawiamy, chcemy od razu udzielić odpowiedzi, podzielić się czymś – i zależy nam na tym, by myśl „nie uciekła”.
Czasem obawiamy się reakcji emocjonalnej, zarówno swojej, jak i rozmówcy. Boimy się, że nasz rozmówca zacznie poruszać tematy, które są niewygodne, a my nie będziemy potrafili się w tym odnaleźć. Boimy się, że wypadniemy nie tak, jak byśmy chcieli: wzruszymy się, nie będziemy wiedzieli, co powiedzieć, pokażemy własną słabość.
Trudność w słuchaniu powoduje również fakt, że uważne słuchanie wymaga znacznego zwolnienia tempa. Badania pokazują, że jesteśmy w stanie mówić z prędkością około 125 słów na minutę. Natomiast jeśli chodzi o słuchanie, radzimy sobie z prędkościami nawet trzykrotnie większymi. Słuchając kogoś, kto mówi normalnym tempem, nasz umysł po prostu się nudzi – i szuka sobie zajęcia. Dlatego czasem gubimy wątek, odpływamy myślami w inne miejsca, które wydają się po prostu ciekawsze niż to, co mówi nasz rozmówca. Co z tym możemy zrobić? Jednym ze sposobów jest zaangażowanie tych właśnie zasobów do bardziej uważnego słuchania. Można próbować antycypować w myślach to, co powie nasz rozmówca, stawiać hipotezy, skąd się biorą jego sposoby myślenia czy też tworzyć streszczenia lub mapy informacji. Takie strategie okazują się szczególnie przydatne, gdy słuchamy dla siebie, czyli po to, aby samemu zdobyć potrzebne informacje, na przykład w czasie wykładu albo rozmów zawodowych.
Nie zawsze jednak słuchamy tylko dla siebie – czasem warto posłuchać dla tego, kto mówi.
Dwa cele słuchania
Michael P. Nichols, autor książki Zatracona sztuka słuchania, pisze, że cele słuchania mogą być dwa. Po pierwsze: możemy słuchać, żeby zdobyć informacje. Po drugie: słuchamy, aby „być świadkami dla osoby, która uzewnętrznia swoje myśli i uczucia”. W pierwszym przypadku słuchamy po to, by zaspokoić swoje potrzeby. W drugim stawiamy potrzeby rozmówcy przed swoimi. To nie zawsze jest łatwe – w końcu sami też potrzebujemy być wysłuchani, jest w nas tęsknota za byciem zrozumianym i zaakceptowanym. Do pewnego stopnia jesteśmy w stanie odłożyć realizację tych potrzeb na później, zrezygnować z siebie i przez jakiś czas stawiać innych na pierwszym miejscu. W pewnym momencie przychodzi jednak poczucie wypalenia. Sami nie bardzo mamy z czego dawać, a w sercu może pojawiać się poczucie żalu czy krzywdy: jak to – tyle z siebie daję, a kiedy kolej na mnie? Z tego powodu warto dbać też o zaspokojenie własnych potrzeb, by potem móc dawać z obfitości serca, a nie z serca przepełnionego goryczą.
Gdy myślę o tych dwóch celach słuchania, nasuwa mi się obraz wizyty w domu u dawno niewidzianego przyjaciela. Ów przyjaciel jest podróżnikiem, jego dom zdobi wiele pamiątek z dalekich krajów. Gdy wchodzimy do domu, mamy wybór, w jaki sposób będziemy zadawali mu pytania o poszczególne pamiątki. Możemy zapytać o szczegóły podróży, dane na temat kraju, z którego pochodzą przedmioty, materiał, z którego są wykonane, i sposoby ich wytwarzania. To wszystko da nam obraz miejsc, które nasz przyjaciel odwiedził. Możemy jednak też spytać go o wspomnienia, o znaczenie poszczególnych rzeczy oraz o to, czy i w jaki sposób zmieniły go samego, wpłynęły na to, kim teraz jest. Być może dowiemy się czegoś o kulturze innych krajów, ale nie to będzie celem. Z pewnością dowiemy się czegoś więcej o podróżniku, o jego świecie i przeżywaniu podróży – to poznanie osoby będzie celem rozmowy.
Przestrzeń akceptacji
Gdy myślę o konkretnych sposobach na polepszenie jakości słuchania, nasuwają mi się zawsze trzy myśli. Są to kolejno umiejętność zamilknięcia, wzbudzenia w sobie ciekawości i zadawania odpowiednich pytań. Przyznam, że nie wierzę w moc przytakiwania, naśladowania mowy ciała rozmówcy, mhmkania i innych zachowań wytrychów podsuwanych przez podręczniki aktywnego słuchania. Wierzę za to w moc autentycznej obecności, która, gdy zaakceptujemy naszego rozmówcę, podpowie nam takie zachowania, które najbardziej będą wyrażały nasze nastawienie serca. Najpierw jednak musimy zrobić swojemu rozmówcy przestrzeń, w której będzie się czuł bezpieczny i zaakceptowany. Możemy to zrobić przede wszystkim prostym pozwoleniem na wypowiedzenie wszystkiego, co mu leży na sercu. Jak to zrobić? Przede wszystkim zamilknąć, powstrzymać swoją chęć doradzania, oceniania czy nawet dzielenia się własnym doświadczeniem. Jeśli chcemy być świadkami tego, co w naszych rozmówcach jest ważne, pozwólmy temu, co wybrzmi, zająć centralne miejsce, nie dokładając niczego ze swoich doświadczeń. To pozwoli rozmówcy poczuć się rzeczywiście ważnym w tej rozmowie. Pomóc może też dobór czasu i miejsca – tak by nie musieć się spieszyć, by nic nas nie rozpraszało. Idealnie jeśli pozwolimy tu dyktować warunki naszemu rozmówcy.
Ciekawość i pytania
Chcąc dobrze zrozumieć naszego rozmówcę, nie zakładajmy, że wiemy. To prosta droga do niezrozumienia. Nie wiemy, co ta osoba za chwilę chce powiedzieć, nie wiemy, jak się w danej sytuacji czuła, nie wiemy, co w danej sytuacji zrobiła czy powinna zrobić. A nawet jeśli wydaje nam się, że wiemy, to i tak będzie to miało zupełnie inne znaczenie, niż miałoby dla nas – ponieważ sami jesteśmy po prostu inni. Zamiast tego okażmy ciekawość pustej kartki, która czeka na to, aby zostać zapisana. Jeśli jej nie mamy, a chcemy w sobie wzbudzić, to spróbujmy spojrzeć na naszego rozmówcę z innej perspektywy. Wyobraźmy sobie, że spotykamy tę osobę pierwszy raz, że zupełnie jej nie znamy. Spróbujmy zapytać się też siebie: kim – w pojęciu potrzeb tej osoby – miałbym być w tej sytuacji? Ekspertem dzielącym się wiedzą? Cierpliwie słuchającym towarzyszem? Podającym w wątpliwość pomysły krytykiem? Czy może kimś, kto poklepie po ramieniu, przytuli i powie: jeszcze chwila i będzie meta – wierzę, że dasz radę. Zamiast domyślać się, możemy też wprost zapytać: czego potrzebujesz ode mnie w tej rozmowie? Dla mnie jest to jedno z najważniejszych, wspierających mnie w słuchaniu pytań. I za każdym razem, gdy usłyszę na nie odpowiedź, staram się wejść w powierzoną mi rolę i nie robić nic ponad to, o co mnie poproszono. Z doświadczenia wiem, że jeśli przekroczę zaproszenie, to nie będę pomocny, ale będę raczej jak ktoś, kto wędrowcowi szykującemu się do drogi wkłada do plecaka niepotrzebne rzeczy – on raczej z nich nie skorzysta, a będzie musiał ze sobą je nieść.