Logo Przewdonik Katolicki

Ani Kropli

Magdalena Guziak-Nowak
Fot. Alex Staroseltsev/Fotolia/Pixabay.

– Ojciec szedł otwartą drogą do piekła. Był królem życia, grunt to imprezka. A wódka? Lała się strumieniami – mówi Marysia. Wkrótce minie 30 lat, odkąd w jego intencji podarowała Bogu swoje niepicie.

„Walczy z pijaństwem ten, kto łamie panujący w życiu towarzyskim przymus alkoholowy i nie poddaje się zwyczajom pijackim. Kto rozwiewa złudzenie, wyrażające się w powszechnym przekonaniu, że bez picia nie można żyć i bawić się. Kto przeciwdziała psychozie alkoholowej, zatruwającej umysły niemal wszystkich. Walczy skutecznie z pijaństwem ten, kto ma odwagę zupełnie wyrzec się alkoholu i stać się abstynentem zupełnym, nie bojąc się drwin i szyderstwa”.
Mocne słowa. We wrześniu minie 60 lat, odkąd napisał je ks. Franciszek Blachnicki (1921–1987), kandydat na ołtarze. Stały się one wypełnieniem Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego, które miały „uratować Polskę od potopu alkoholowego”. W 1957 r., kiedy wszystko i wszędzie załatwiało się przy wódce, jedynym czytelnym znakiem walki – a nawet wojny – o trzeźwość Polaków było wyrzeczenie się każdej kropli alkoholu. Tak zrodziła się Krucjata Trzeźwości, jedno z największych dzieł ks. Blachnickiego, założyciela Ruchu Światło-Życie (popularnej „oazy”). Dziś znana pod nazwą Krucjaty Wyzwolenia Człowieka (KWC) jest wielkim ruchem maryjnym, do którego należą dorośli, młodzież i dzieci. Co roku przystępują do niej nowi członkowie. Jedni na próbę na rok. Inni odnawiają swoje postanowienie na kolejny. Jeszcze inni deklarują abstynencję do grobowej deski. Aż spostrzegają, że trwają w niej ponad połowę swojego życia. Jak Maria, która podjęła ją w wieku 17 lat, a w tym roku będzie obchodzić 30. rocznicę niepicia.
 
Król życia, strumienie wódki
To był II stopień „młodzieżówki”, czyli rekolekcji oazowych dla nastolatków. Marysia spędzała je w Krościenku nad Dunajcem, miejscu przesiąkniętym duchem ks. Franciszka Blachnickiego. Tam również rok wcześniej była na swoim I stopniu, z którego zapamiętała uroczysty moment ślubowania abstynencji przez nowych członków. Szli w procesji, z prawej i lewej strony otoczeni przez błogosławiących ich członków KWC. Były też świadectwa trzeźwych alkoholików. Wszystko działo się w wieczerniku Jana Pawła II. Amfiteatr, strome schody, świece i ta procesja. To musiało robić wrażenie, to musiało się podobać. Ale Maria nie podpisała krucjaty ani pod wpływem impulsu, ani po to, by kolekcjonować poruszające, religijne wydarzenia. Gdy rok później sama szła w uroczystym szpalerze, wiedziała, że oddaje Panu Bogu jedną z najważniejszych spraw. – To była przemyślana i bardzo świadoma decyzja, choć miałam dopiero 17 lat. Ta myśl dojrzewała we mnie, gdy chodziłam na nabożeństwa do Matki Bożej Nieustającej Pomocy w moim kościele parafialnym. Przed Maryją modliłam się o rozeznanie – opowiada.
Odkąd Marysia pamięta, jej tata pił. – W naszym domu był pełen wachlarz zachowań alkoholowych. Jak było dobrze, to było dobrze. Ale gdy tylko znalazła się okazja – a wiadomo, że okazja jest zawsze – ojciec wpadał w ciągi. Były imprezki domowe, znajomi, wódka lała się strumieniami. Wtedy wszyscy się modlili, żeby to już się skończyło – wspomina Maria. – Ojciec szedł szeroką drogą do piekła. Na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy był z nami w kościele. On był królem życia, grunt to imprezka, sialalalala, nic od siebie, zero jakichkolwiek wysiłków – wylicza. – Razem z mamą zawarłyśmy modlitewny „pakt”, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby nie został potępiony na wieczność. Podpisanie krucjaty to był mój ostateczny akt. Wiedziałam, że już nic więcej nie mogę dla niego zrobić.
Gdy Marysia wracała z rekolekcji, tata odebrał ją z dworca. Ciężka torba na plecy i piechotką do domu – kwadrans, może 20 minut. „Jak tam? Co tam?” – pytał córkę. – Powiedziałam mu wtedy, że przystąpiłam do KWC. Na całe życie. Najpierw stwierdził, żebym się nie wygłupiała. Potem pytał, czy idę do zakonu. Był trochę zszokowany, trochę zmieszany, trochę wściekły, ale też trzeźwy. Nie mówiłam mu, że to w jego intencji, ale pewnie to czuł. Chociaż może nic nie czuł, bo przecież jak na alkoholika przystało, cały czas twierdził, że on to nie pije – przypomina sobie Marysia. Że jej postanowienie jest całkiem na serio, uświadomił sobie, kiedy skończyła 18 lat i… nadal nie piła. Zanim rodzina i znajomi przywykli, był to jeden z bardziej ekscytujących tematów do rozmów. – Gdy alkohol wjeżdżał na stół, tata rzucał hasło: „Maria nie pije!”. Mówił to pół żartem, pół serio. Miałam wtedy wrażenie, że jest ze mnie dumny – mówi.
 
Życie-niepicie
Kwestie praktyczne są takie. Jak w 1957, tak i dziś członkowie KWC przyrzekają „wyrzec się zupełnie wódki, wina i piwa oraz wszelkich innych napojów alkoholowych”. Krucjata nie obowiązuje, oczywiście, lekarstw, które mają procenty w składzie, ani naponczowanego tortu na urodzinach babci. A inne dylematy? Przecież podpisując krucjatę w wieku 17 lat, ma się perspektywę swojego wesela, studenckich imprez i szeroko pojętego życia towarzyskiego. – Na imprezy nie chodziłam, bo studiowałam zaocznie i nie było czasu. A na naszym weselu rzucałam kielichem z wodą. Nie czułam z tego powodu żadnego żalu – przekonuje Marysia. Dodaje, że abstynencja bywa ułatwieniem. Na przykład u cioci na imieninach nie ciągną z mężem losów, kto tym razem jest rodzinnym kierowcą – bo wiadomo.
Czasem wątpliwości przed podpisaniem krucjaty rodzą się wtedy, gdy w planach jest wychowanie dzieci. Bo co jest dla nastolatka lepszym świadectwem: całkowita abstynencja rodziców czy raz w miesiącu lampka wina do kolacji, dzięki czemu młodzież widzi, jak pić? Ks. Blachnicki widział to zero-jedynkowo. „Tylko abstynencja jest skutecznym hasłem mobilizującym do walki i środkiem walki z alkoholizmem, umiarkowanie natomiast – samo w sobie może nienaganne – jest jednak jako takie hasło i środek w walce z alkoholizmem całkowicie bezużyteczne” – pisał. Ale w małżeństwie Marii jest pół na pół. – Piotr nie jest w krucjacie. Myślę, że nauczyliśmy starszą córkę-studentkę kultury picia. Nieraz usiądą sobie z mężem i wypiją piwo. Nie mam nic przeciwko, nie robię z tego żadnej afery – mówi.
 
Modlitwą i postem
Wróćmy do wątku podpisywania krucjaty „w intencji”. KWC nie jest magicznym hokus-pokus, które uwalnia z nałogu. Tu nie ma zasady „mówisz – masz”. Mimo to znamy setki świadectw uzdrowienia z choroby alkoholowej. Jedno z nich może dać Marysia. – W 2010 r. mój tato miał operację. Miażdżyca, alkohol i ogólnie mówiąc nieoszczędzanie się  doprowadziło do tego, że lekarze odjęli mu nogę. Od tego czasu jest leżący i… nie pije. Na stare lata nauczył się odmawiać Różaniec, przyjmuje szafarza z sakramentami i ogląda Mszę św. w telewizji. Mama jest jego pielęgniarką 24 godziny na dobę. Do nieba pójdzie w butach, bo żeby tego wszystkiego było mało, kilka lat temu przyszła do niej kobieta i powiedziała, że ojciec ma z nią dziecko. Tym samym ja mam przyrodniego brata, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam. Skąd by moja mama miała na to wszystko siłę, gdyby nie modlitwa i krucjata? – pyta retorycznie Marysia.
– Moja intencja się „wyczerpała” albo, używając ładniejszego słowa, spełniła. Mogłabym więc wystąpić z KWC. Ale po pierwsze, do alkoholu czuję obrzydzenie. Wódka wyrządziła tyle zła w moim życiu, że mnie od niej odrzuca. Po drugie, ciągle na nowo odkrywam „moc krucjaty” – przyznaje. – Przez wiele lat zmagaliśmy się w naszej rodzinie z różnymi zniewoleniami. Prawie się z Piotrem rozwiedliśmy. Były akcje, że naraz zapalały się w domu wszystkie światła. Braliśmy udział w modlitwach o uwolnienie, byliśmy w kontakcie z egzorcystą. Rok temu zrozumiałam, że to krucjata dała mi siłę, aby oddać to wszystko Panu Bogu. Podczas rekolekcji uświadomiłam sobie, że moje niepicie to forma postu. A przecież w Piśmie Świętym czytamy, że niektóre złe duchy można wypędzić tylko modlitwą i postem – dzieli się Marysia. – Nie wiem, czy wytrwam do końca życia, ale to niesamowite, że po 29 latach odkryłam krucjatę na nowo.
 
Dorastanie do krucjaty
O dorastaniu do idei KWC mówi też Wiktoria. Jak sama przyznaje, jest idealnym „krucjatowym targetem”, bo ma co najmniej trzy powody, aby ją podpisać. – Wychowałam się w alkoholowym domu – tata pił. Gdy byłam nastolatką, mama powiedziała „dość” i zaczęła nam szukać nowego domu. Wyprowadziłyśmy się z moim młodszym bratem. Ale mama nie udźwignęła ciężaru samotności i też sięgnęła po kieliszek. Kilka lat później nałóg wciągnął także mojego brata, który w międzyczasie założył rodzinę i urodziły mu się dzieci – opowiada Wiktoria. – Wszystkie najbliższe mi osoby zaczęły pić. Trzy w czteroosobowej rodzinie. Nieźle, prawda? – pyta retorycznie. – Na szczęście, mama i brat się opamiętali. Przeszli terapię dla AA i dziś są trzeźwymi alkoholikami. Tata niestety nie… – dodaje.
Dwa lata temu Wiktoria była na rekolekcjach Domowego Kościoła. Tam po raz pierwszy usłyszała o KWC. Co pomyślała? No właśnie, że jest dobrym „targetem”. Ma dwie intencje dziękczynne – za uzdrowienie mamy i brata, i jedną błagalną – za tatę. Ale nie przystąpiła do „programu”. – Na jedno popołudnie przyjechało małżeństwo, które miało zachęcić do wstąpienia do KWC. Przyłożyli z grubej rury, że kto nie podpisze krucjaty, ten jest „z tego świata”. Mówili, że jesteśmy inni niż wszyscy. To znaczy my, abstynenci, jesteśmy lepsi niż „oni”, którzy raz w miesiącu wypiją puszkę piwa. „My” ze wspólnoty jesteśmy lepsi od „tych”, którzy nie mają takiej przynależności. Nie rozumiem wprowadzania takich podziałów. Gdzie tu jest wolność, dobrowolna ofiara? Miało być świadectwo a wyszło anty. Wyszłam w połowie – opowiada.
Jednak po powrocie z rekolekcji Wiktoria zaczęła czytać o idei KWC. – Spodobały mi się słowa ks. Blachnickiego, że abstynencja to „taktyka podania dłoni”. To solidarne stanięcie obok ludzi uzależnionych, zamiast wymądrzania się. Rozmawiałam też z kapłanami, którzy wyjaśnili mi, że krucjata ma służyć mojemu rozwojowi . Jako przyrzeczenie dane Bogu jest ważna, ale z drugiej strony nie można jej stawiać np. nad Dekalogiem. Czyli żeby była w tym miłość: do Pana, do ludzi i do samego siebie – tłumaczy dziewczyna. – W najbliższe wakacje wybieramy się z mężem na rekolekcje. Dojrzewam do tego, aby właśnie wtedy podarować Panu Bogu moją abstynencję.
 
Na prośbę bohaterek ich imiona zostały zmienione.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki