Logo Przewdonik Katolicki

Tu jest Ameryka

Joanna Mazur
Fot.ks. Józef Gwóźdź. Dzieci na głównej ulicy w Bocas del Toro. Jedna trzecia ludności Panamy ma mniej niż 14 lat.

O Światowych Dniach Młodzieży, ewangelizacji wśród Indian i panamskiej kuchni z misjonarzem ks. Józefem Gwoździem SVD rozmawia Joanna Mazur.

Panama – to dla Polaków brzmi dość egzotycznie. Moje pierwsze skojarzenie to plaże i palmy. Czy tak jest w rzeczywistości?
– Panama to kraj kontrastów. Stolica wygląda prawie jak Nowy Jork. Są drapacze chmur, po ulicach jeżdżą świetne auta. Reszta kraju jest słabo zaludniona. Duży obszar – mało ludzi. Co jakiś czas można spotkać małe miasteczka. Oczywiście jest to kraj tropikalny. Przyroda, plaże, palmy, dżungla, góry – to wszystko tu jest przepiękne. Łączymy dwa oceany i dwie Ameryki. Mamy tu wszystko.
 
Czy wielu naszych rodaków dociera do tego kraju?
– Coraz więcej. Przez moją wyspę „przewinęło” się już wielu podróżników z Polski. Jak tylko jakiś Polak pojawia się na archipelagu, to mieszkańcy kierują go do mnie. Wszyscy mnie znają – jak to na parafii. W stolicy jest też kilkanaście rodzin polonijnych, ale mieszanych. W latach 70. Panamczycy wyjeżdżali do Polski na studia związane ze stoczniami i żeglugą, i … wracali z żonami.
 
Jaka będzie Księdza rola w organizacji ŚDM?
– Jestem proboszczem archipelagu Bocas Del Toro. W parafii jestem jednym księdzem i mam pod opieką katedrę i osiem kaplic na wyspach. Nie jestem w samym komitecie organizacyjnym, ale będę koordynował przyjmowanie pielgrzymów w całej prałaturze. Będzie sporo pracy. Nie mamy tu dużego zaplecza. Mieszka tutaj 16 tys. ludzi, ale praktykujący katolicy to zdecydowana mniejszość.
 
A jak to się stało, że Ksiądz zamieszkał w tak egzotycznym miejscu?
– To ciekawa historia. Podchodzę z Podkarpacia. Pierwszy raz widziałem morze w wieku 22 lat, a teraz mieszkam na wyspie (śmiech). W zgromadzeniu mamy taką możliwość, aby wybrać sobie 3 z 83 krajów, w których prowadzimy misję. Ja wybrałem wszystkie trzy w Ameryce Środkowej. I się udało. Przez kilka lat pracowałem w Nikaragui, a potem rok w Kostaryce. Potem studiowałem w Rzymie, gdzie uzyskałem licencjat z duchowości. Początkowo w Panamie głosiłem rekolekcje i zajmowałem się kierownictwem duchowym. Biskup w prałaturze Bocas del Toro szukał kapłana. Zaproponowałem pomoc, choć nie znałem tego biskupa ani nigdy nie byłem w tym miejscu. Zostawiłem książki na boku, spakowałem plecak i pojechałem. Miałem pomóc przez parę miesięcy. Zostałem na dłużej.
 
Jaki jest Kościół w Panamie?
– Kościół katolicki w Panamie ma 500 lat i około 65 proc. ludności to właśnie katolicy. Protestanci, którzy stanowią jedną czwartą ludności to głównie Afrykańczycy. Działa tu także wiele sekt. Jednak moja parafia i w ogóle cały ten region Bocas del Toro to zupełnie inna rzeczywistość. Kościół ma tu dopiero 100 lat i jest postrzegany jako wyznanie ludzi „białych”. W 1917 r. przybyli misjonarze od św. Wincentego a Paulo i zaczęli ewangelizację. Od 1964 r. mamy biskupa i katedrę pod wezwaniem Matki Bożej z Góry Karmel. Poprzedni budynek zdmuchnął tajfun i trzeba było budować na nowo. To trudny teren misyjny. Jesteśmy oddzieleni od reszty kraju wysokimi górami i dopiero 15 lat temu zbudowali do nas drogę. Pewien hiszpański misjonarz, inżynier, przez wiele jeździł w góry z dynamitem (śmiech) Wcześniej można było tu dotrzeć jedynie łódką lub samolotem. Teraz poruszam się małą parafialną łodzią z niewielkim silnikiem. Mam też auto, które ma 16 lat i przejechane tylko 45 tys. kilometrów. Jeżdżę nim tylko po mojej wyspie, która jest mała – wrzucam jedynkę, dwójkę i trójkę. Czwórki już nie ma po co.
 
Czy to geograficzne oddzielenie miało aż taki wpływ na brak ewangelizacji?
– Tak. 70 proc. moich parafian to nieochrzczeni Indianie Ngobe. Ich świat jest zupełnie inny niż nasz. Nie można tego porównywać. Nie można do tego świata wchodzić „z butami” – trzeba szanować ich odrębność i kulturę. Oni żyją głównie ze zbieractwa i połowu ryb. Nie mają lodówki ani prądu, więc łapią tyle, ile na dany dzień potrzebują. I tak codziennie. Indianie Ngobe do dziś nie umieją uprawiać ziemi, choć rząd przy wsparciu biskupa organizował dla nich specjalne kursy. Uczyliśmy ich, jak prowadzić ogródek. Brakowało im w diecie witamin. To, co robię, to staram się być obok nich. Nie robię im nigdy „prania mózgu” – nie straszę. Chcę pokazać, że Bóg jest dobry. Niestety są obojętni religijnie, mają trudną mentalność i do kościoła nie chcą chodzić – przyjdą raz, drugi, ale potem już nie.
 
Jak wygląda Księdza praca?
– Gdy przypływam na daną wyspę, odprawiam Mszę św. w kaplicy, głoszę katechezę dla dzieci, opowiadam im o Biblii i dużo śpiewamy. Staram się pomagać im także materialnie, ale ze świadomością, że nie jestem z ONZ. Jestem księdzem. Chcę im mówić o Bogu i się z nimi modlić. W mojej parafii katolickie rodziny to rzadkość. W ciągu mojego czteroletniego pobytu mogłem udzielić tylko jednego ślubu i to osobom spoza parafii. Poprzednicy zbudowali kilka kaplic w wioskach, ale same mury nie wystarczą. Prowadzę tu formację biblijną, grupę młodzieży i chórek. Msza św. to inna rzeczywistość niż w Polsce. Jest kolorowo, taniec i śpiew, a w darach parafianie potrafią przynieść surowego kurczaka. Moja parafia jest mała, ale bardzo żywa i radosna.
 
Czy postrzega Ksiądz ŚDM jako szansę na ewangelizację parafii?
– To wielka szansa – podobnie jak w Polsce. Byłem w Krakowie z Panamczykami. Rozmawiałem z Polakami i byli zachwyceni. Mówili, że Kościół w Polsce odżył. ŚDM to będzie dla Panamy „dawka pozytywnego wsparcia”. Jak przyjadą tu młodzi z całego świata, to miejscowi dopiero zobaczą, czym tak naprawdę jest Kościół katolicki. To będzie wielkie wydarzenie. Organizację zaczęliśmy już jakiś czas temu. Organizatorzy z Krakowa mówili, jak wielkim wysiłkiem było przyjęcie tylu ludzi. I to nie same wydarzenia centralne są najbardziej pracochłonne, ale przygotowania kilka lat przed. To bardzo rozwija i daje moc wspólnotom. W Polsce też się to nie skończyło, ale trwa. To nie jednorazowe wydarzenie. Powstało coś nowego. I przed, i po ŚDM cementują Kościół – dają mu siłę, bo ludzie zaangażują przez długi czas. Liczę, że tak samo będzie w tym kraju.
 
Jak Ksiądz wspomina moment, kiedy dowiedzieliście się, że kolejne ŚDM odbędą się właśnie w Panamie?
– Pierwszą reakcją był zachwyt i szał radości. Potem przyszło lekkie otrzeźwienie i młodzi zadali sobie pytanie – jak my to zrobimy? Widząc rozmach organizacyjny w Krakowie, poczuli niepokój, czy dadzą radę. Na końcu jednak stwierdzili – nie jesteśmy sami. Skoro Pan Bóg wybrał Panamę przez papieża Franciszka, to na pewno nam pomoże.
 
Panama jest najmniejszym krajem, który będzie organizował ŚDM...
– W Polsce jest 40 diecezji i 38 mln mieszkańców. U nas mamy 8 diecezji i niecałe 4 mln ludności. To tak jakby np. w Polsce wszystko miała przygotować jedna większa diecezja.
 
A jak Panamczycy czuli się w Polsce?
– Wszyscy, którzy byli w Krakowie, zapamiętali: „Gość w dom. Bóg w dom” – przetłumaczyli to na hiszpański i powtarzają wszędzie. Jadąc do Polski, nie wiedzieli o niej nic. Przeczytali tylko coś na szybko w internecie, że było tu wiele wojen. Z perspektywy Karaibów Morze Bałtyckie leży blisko Arktyki. Kojarzy się z zimną wodą i zimnym klimatem. Myśleli, że Polacy też są zimni. Pozytywnie ich zaskoczyliśmy. Urzekły ich najbardziej polskie rodziny. Gdy opowiadają o ŚDM, to nie mówią najpierw o wydarzeniach centralnych, ale o polskiej gościnności. Opowiadają o ludziach, którzy przyjęli ich w domach. Bardzo im smakowała polska kuchnia. Zachwycali się też zabytkami i… czystością. Byli po prostu wszystkim zachwyceni. Mają teraz o nas zupełnie inne zdanie niż przed ŚDM. I pewnie Polacy będą mieli takie same przeżycia po powrocie z Panamy. Cokolwiek bym nie powiedział, nie oddam słowami tego, jak tutaj jest.
 
Jakie dobre rady miałby Ksiądz dla osób, które chcą przyjechać na ŚDM do Panamy? Jak się przygotować?
– ŚDM to pielgrzymka. Wybierając się do Polski, spakowałem się w pół godziny – paszport, pieniądze, parę ubrań i tyle (śmiech). Warto poduczyć się trochę hiszpańskiego. Panama to tropiki – temperatura dochodzi do 40 stopni i jest bardzo wilgotno. Są też bardzo duże opady deszczu, ale ŚDM nie wypadają na szczęście w porze deszczowej, więc nie będzie ich za wiele. Dobrze jednak wziąć coś na deszcz i na słońce. Najważniejsze jest to, żeby pozytywnie się nastawić. Tu jest zupełnie inny świat i inne warunki. Domy są raczej skromne. Nie ma zazwyczaj łazienek wyłożonych kafelkami. Z drugiej strony nie trzeba przywozić wszystkiego z Polski, bo tutaj wszystko jest. To nie busz. To będzie ŚDM w zupełnie nowym – karaibskim wydaniu.
 
Inną kwestią są na pewno ceny...
– Mieszkam tu już kilka lat i nie mam już w głowie takiego „przelicznika” – jak kupuję mydło, to nie liczę, ile ono kosztuje w Polsce (śmiech). Wiem, że to ważne dla pielgrzymów. Jak tu przyjechałem, to mój prowincjał powiedział mi – nie zapomnij, że to jest Ameryka. Wiele osób myśli, że Stany Zjednoczone to Ameryka, a inne kraje to jakiś „drugi gatunek”. Nieprawda. Tu też jest Ameryka. Walutą jest dolar amerykański i ceny też są raczej amerykańskie. Jak ktoś się wybiera się na wakacje do Panamy, to musi się z tym liczyć. Ceny za nocleg w dobrych hotelach są podobne jak w równie dobrych hotelach europejskich. Oczywiście większość pielgrzymów będzie nocowała i żywiła się u rodzin. Byłoby pięknie, gdy ludzie przyjechali z takim nastawieniem, że nie przyjeżdżają na wakacje, tylko na pielgrzymkę. Moim parafianom mówię, że tu przyjadą pielgrzymi, a nie turyści. Ludzie, którzy przyjeżdżają ze względu na Jezusa i nie szukają luksusów, ale chcą zobaczyć, jak Panama wygląda naprawdę. Mówię im – jeżeli ty codziennie jesz ryż z jajecznicą, to pielgrzymom daj to samo. Nie wymyślaj i nie stawaj na uszach, ale pokaż – tu jest właśnie tak i my to jemy. Żeby to było naturalne.
 
A jak już jesteśmy przy jedzeniu… to jaka jest panamska kuchnia?
– Przede wszystkim jest bardzo smaczna i zdrowa. Tradycyjny obiad to ryż z „czymś”. Jem w kółko to samo – ryż z kurczakiem, ryż z rybą i ryż z wołowiną. Ta ostatnia to jednak nie to samo co w Polsce. Hoduje się tu zupełnie inne rasy krów i mięso jest wspaniałe. Panamczycy jedzą też dużo fasoli. Na moim archipelagu Bocas del Torro używa się do ryżu mleczka kokosowego. W Polsce mamy jedno słowo – „banan”. W Panamie jest mnóstwo odmian i każdy ma inną nazwę. Jedne są do gotowania, inne do smażenia, inne do jedzenia na surowo. Bardzo lubię tutejsze jedzenie i myślę, że będzie podobnie z pielgrzymami.
 
Na zdjęciach z katedry widać obraz Jezusa Miłosiernego. Czy ten wizerunek jest popularny w Panamie?
– Od samego początku mojego pobytu na misjach – czy to w Nikaragui, czy Kostaryce, czy teraz tutaj – szerzę kult Bożego Miłosierdzia. Pamiętam zabawną sytuację – mój biskup, który jest augustianinem, był bardzo przywiązany do figury św. Augustyna w naszej katedrze, która wcześniej stała w bocznym ołtarzu. Zaproponowałem, aby na Rok Miłosierdzia zastąpić go obrazem Jezu, ufam Tobie, który właśnie otrzymaliśmy w darze z Polski. Na początku, żartując, powiedział, że figura św. Augustyna będzie tu stała, dopóki on będzie biskupem, ale potem jednak się zgodził. I tak Jezus Miłosierny został już na stałe, a św. Augustyn jest w sąsiedniej parafii, która właśnie jest pod jego wezwaniem. W mojej obecnej parafii był silny kult Serca Pana Jezusa. A Serce Jezusowe to miłosierdzie. Oczywiście Rok Miłosierdzia był rokiem przełomu. Mieliśmy tutaj bramę miłosierdzia. Dużo się działo. I trwa to dalej. Panamę i Polskę łączy jednak nie tylko Jezus Miłosierny, a Panamczycy czekają na Polaków, aby odwdzięczyć się za ich gościnność.


ks. Józef Gwóźdź SVD
Werbista, pochodzi z Podkarpacia. Jedyny polski misjonarz w Panamie. Wcześniej przebywał w Nikaragui, Kostaryce i Rzymie. Od czterech lat proboszcz katedry i wikariusz generalny Prałatury Bocas Del Toro.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki