Logo Przewdonik Katolicki

Książki w jednej cenie

Natalia Budzyńska
Fot. Syfta/Fotolia.

Czy jednolita cena książek rzeczywiście pomoże małym wydawcom oraz niezależnym księgarniom? I czy faktycznie będzie miała wpływ na zwiększenie czytelnictwa w Polsce? Do odpowiedzi na te pytania wciąż jeszcze daleko. Natalia Budzyńska

Przede wszystkim wyjaśnijmy od razu: nie, nie chodzi o to, że wszystkie książki mają kosztować tyle samo. Dziś sprzedawca, pomimo wydrukowanej i określonej przez wydawcę tak zwanej ceny okładkowej, może ustalić cenę promocyjną. I robi tak, szczególnie w stosunku do nowości. W praktyce wygląda to w ten sposób: duże księgarnie sieciowe stosują znaczne rabaty obniżając cenę czasem nawet o 20 proc. Jednak mniejszych księgarń często na to po prostu nie stać. Nic dziwnego, że w tej sytuacji świadomy czytelnik będzie polował na okazje, dokładnie znając miejsca, w których może sporo zaoszczędzić.
 
Kto korzysta, a kto traci
Ustawa o jednolitej cenie książki zakłada, że przez określony czas, na przykład przez rok, cena każdej wydawniczej nowości będzie jedna, stała i zamrożona. Oznacza to, że w każdym sklepie, od sieciówki przez małe księgarnie po księgarnie internetowe, dany tytuł przez 12 miesięcy będzie kosztował dokładnie tyle samo, zgodnie z ceną wydrukowaną na okładce. Dopiero po tym czasie cena zostanie uwolniona i będzie mogła podlegać promocyjnym zmianom.
Takie prawo było już bardzo bliskie wejścia w życie dwa lata temu, ale w branży księgarskiej dyskutowano na ten temat od 2010 r. Analizując rynek księgarski we Francji i Niemczech, gdzie taka ustawa obowiązuje od  kilkudziesięciu lat, Polska Izba Książki podjęła decyzję o rozpoczęciu prac nad projektem ustawy. Zorganizowano konsultacje z organizacjami zrzeszającymi księgarzy, wydawców i dystrybutorów. W 2015 r. odbyło się pierwsze czytanie projektu w Sejmie, wprowadzono kilka poprawek i… do niczego nie doszło, ponieważ skończyła się kadencja parlamentu. Teraz dyskusja rozpoczyna się na nowo. Zamrożenie przez określony czas ceny książki jest z pewnością w interesie wydawców, bo daje im autonomiczne prawo do ustalenia detalicznej ceny książki. Skorzystają na tym także autorzy, których honorarium stanowi procent z ceny sprzedażowej. W cenie okładkowej mieszczą się wpływy dla księgarza, wydawcy i autora (przy czym te autora są najmniejsze). Jeśli cena książki jest o 20 czy 30 proc. mniejsza od okładkowej, to honorarium autora również o tyle procent się zmniejsza. Zmniejszają się także wpływy księgarza i wydawcy. Ogromna firma sieciowa, która dysponuje setkami punktów sprzedaży i handluje ogromną liczbą tytułów, tych procentów nawet nie zauważy: zrównoważą się, gdy zadziałają mechanizmy promocyjne, a klient będzie częściej zaglądał do sklepu i kupował więcej książek. Jednym słowem, opłaci się. Mała księgarnia po prostu padnie. Podobnie rzecz ma się z wydawnictwami: duże, wypuszczające na rynek po kilkanaście tytułów miesięcznie są niezagrożone; mali, niezależni wydawcy, aby zaistnieć na rynku, muszą mieć atrakcyjną cenę.
 
Zakończyć wojnę cenową
Polska Izba Książki przekonuje nas, że jesteśmy obecnie świadkami wojny cenowej. Ustalane rabaty mogą sugerować, że mamy do czynienia z towarem wybrakowanym i gorszym, a wydawca ma do wyboru: ulec presji i udzielić rabatu, podnosząc automatycznie cenę detaliczną książki, zaprzestać współpracy z daną siecią lub przestać wydawać książki ambitne, a co za tym idzie, droższe. Traci na tym czytelnik: otrzymuje tysiące niewiele znaczących tytułów kiepskiej jakościowo literatury, która zapewnia utrzymanie wydawcom i księgarzom.
Ustawa o jednolitej cenie książki ma w swoich założeniach promować ambitną literaturę, której wydawanie ma wreszcie zacząć się opłacać. Ma zapewnić także istnienie małym księgarniom, które są miejscami spotkania z kulturą wysoką, a nie tylko zwykłym sklepem. Ma pomóc też wydawcom, którzy nie będą zmuszani do zawyżania cen okładkowych, ustalanych dziś z „marginesem rabatowym”. Tym samym cena okładkowa może po prostu spaść. To jednak myślenie życzeniowe, bo trudno sobie wyobrazić, że wydawca, który przyzwyczaił czytelnika do okładkowej ceny na poziomie 39,90 złotych, teraz nagle ją obniży.
 
Troska to za mało
Czy jednolita cena książek uratuje rynek księgarski? Podobne ustawy od lat obowiązują w wielu krajach europejskich. Szczególnie długą tradycję mają w Niemczech, Włoszech i Francji, gdzie sprzedaż książek wciąż rośnie, a małe księgarnie mają się ponoć dobrze. Jeśli tak jest, to dlaczego włoski rząd przymierza się do wprowadzenia upustu podatkowego za zakup książek, a we Francji mówi się o zakazie bezpłatnej wysyłki z księgarń internetowych, co ma wspomóc księgarnie stacjonarne? Trudno przewidzieć, jak zareaguje klient, czyli czytelnik. Mam wrażenie, że w dyskusjach nad ustawą o rynku książki zapomina się właśnie o nim lub traktuje się go bardzo lakonicznie, wspominając tylko o „trosce o rozwój czytelnictwa”. Stoję twardo na nogach: rynek to rynek, rządzą nim prawa pieniądza i zysku. Jak sprawić, żeby wilk był syty i owca cała? Żeby zarobił na swojej pracy i autor, i wydawca, i księgarz, a czytelnik kupował jak najwięcej książek? Na to pytanie odpowiedzi nie słychać.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki