Czego możemy się spodziewać podczas dyskusji na temat małżeństwa? Jakie tematy znajdą się w obszarze tego panelu?
Krzysztof Jankowiak: – Punkt wyjścia dla naszej dyskusji będzie trochę paradoksalny. Małżeństwo przeżywa dziś kryzys, wielu młodych ludzi nie chce go zawierać – a my stawiamy tezę, że odkrycie małżeństwa jest dopiero przed nami, że małżeństwo swój najlepszy czas ma dopiero przed sobą. Na przestrzeni dziejów instytucja małżeństwa powiązana była z innymi relacjami społecznymi. Słynne jest powiedzenie: „Niech inni prowadzą wojny, ty, szczęśliwa Austrio, zaślubiaj”. Poczynając od rodzin królewskich, w których małżeństwa służyły zawieraniu rozmaitych sojuszy, poprzez rodziny szlacheckie, kupieckie czy chłopskie, zwykle towarzyszył im jakiś materialny interes.
Agata Jankowiak: – Małżeństwo istnieje od wieków, w związku z tym mamy pokusę traktowania go jako czegoś oczywistego. Tymczasem okazuje się, że do końca nie odkryliśmy jego tajemnicy. Dawniej mężczyzna szukał gospodyni i tych trzech dodatkowych mórg obok swojego pola, kobieta szukała męża, który zapewni jej byt i opiekę. Potem słusznie odrzucając merkantylny charakter małżeństwa, przechylono szalę w drugą stronę, kładąc mocny akcent na uczucia, na miłość rozumianą emocjonalnie, a to też nie jest prawda o małżeństwie.
K.J.: – Teraz następuje oczyszczenie. W naszej kulturze nie zawiera się już małżeństwa z powodów ekonomicznych. Nie ma już w zasadzie społecznego przymusu w sytuacji, gdy ludzi nie łączy żadna głębsza relacja, a kobieta zachodzi w ciążę. Stoimy teraz przed szansą odkrycia prawdziwej wartości małżeństwa, mamy szansę rozpocząć dla niego zupełnie nową epokę.
Co możemy odkryć? Jaki ma być ten nowy ideał małżeństwa?
A.J.: – Jedną receptę na pewno trudno będzie znaleźć. Na pewno będzie to małżeństwo, które nie jest oczywistością, która wydarza się sama z siebie, ale relacja, którą dwoje ludzi podejmuje jako wspólną decyzję i nad którą przez całe życie pracują. Trudno jest tu nie sięgać do myśli Jana Pawła II i jego teologii ciała, gdzie mówił już nie tylko o pragnieniu szczęścia i pragnieniu dobra, ale o wzajemnym podarowaniu siebie drugiej osobie.
K.J.: – Podczas dyskusji na zjeździe spotkają się przedstawiciele różnych środowisk, które rzeczywiście nad małżeństwem pracują. To z jednej strony przedstawiciele ruchów, przeżywający praktykę życia małżeńskiego, a z drugiej ludzie zajmujący się teorią małżeństwa. Każdy podchodzi do tego trochę inaczej, spotkanie może więc być bardzo odświeżające, ciekawe i wzajemnie inspirujące.
Zaangażowani są Państwo w Domowym Kościele. Na czym polega ta formacja?
A.J.: – W Ruchu Światło-Życie byliśmy już jako młodzież, tam się poznaliśmy. Tam również odkrywaliśmy, że nie jest to tylko taka młodzieńcza przygoda, ale program chrześcijańskiej formacji, w której chcieliśmy trwać również jako małżeństwo. Wejście do rodzinnej gałęzi Ruchu, czyli do Domowego Kościoła, było dla nas oczywiste i odkrywamy, że to dla nas jako małżeństwa i rodziny to najlepsza droga. Nie jest ona skomplikowana – polega na zwróceniu uwagi na tak podstawowe elementy życia jak wspólna modlitwa, dialog i praca nad sobą w podwójnym wymiarze, osobistym i w relacji do drugiego. Przeżywamy również regularne rekolekcje: to taki czas wyjęty z codziennego życia, pozwalający przyjrzeć się Bogu i naszej drodze. Jedne rzeczy udają nam się lepiej, inne gorzej – ale widzimy, że to przynosi w życiu owoce.
K.J.: – Ta formacja nie służy tylko temu, żeby małżeństwo samo w sobie było lepsze, ale również po to, by podejmowało służbę na rzecz Kościoła i świata, żeby ewangelizowało i przyczyniało się do odnowy parafii. Poprzez formację ze wszystkim tym, co buduje małżeństwo, można wychodzić na zewnątrz.
A.J.: – Formacja chroni nas jednak przed czystym aktywizmem, przed spalaniem się w działaniu. Kluczem jest tu słowo „służba”. Ważne jest również to, że w Domowym Kościele podstawową wspólnotą nie jest krąg kilku małżeństw, ale rodzina. To jest najważniejszy punkt odniesienia. To spojrzenie chroni nas przed rozerwaniem więzi, przed zaniedbywaniem współmałżonka czy dzieci przez zaangażowanie we wspólnocie.
Czy młode małżeństwa szukają takich wspólnot?
K.J.: – Młode małżeństwa muszą budować swój świat, muszą nauczyć się żyć razem. Doświadczamy, że bardzo wiele z nich szuka wspólnoty. Największym nawet wysiłkiem nie jesteśmy w stanie przygarnąć wszystkich chętnych, brakuje par, które gotowe byłyby poprowadzić kolejne kręgi dla przychodzących. Młodych wspólnota umacnia, buduje i pomaga im funkcjonować, choć oczywiste jest, że ze względu na potrzebę samotności, potem na pojawiające się dzieci mogą oni na zaangażowanie na zewnątrz poświęcić dużo mniej czasu.
A.J.: – Młodym trzeba pokazywać, że jeśli się nad nią pracuje, miłość ma szansę rosnąć przez całe życie. Ślub jest dopiero początkiem: po dziesięciu latach małżonkowie powinni stwierdzić, że wprawdzie wtedy było fajnie, ale teraz jest jeszcze fajniej! Dla wielu młodych jest to odkrycie, ale również wielkie marzenie. Pytają, czy naprawdę tak się da? I cieszą się, kiedy widzą, że to możliwe. Teoretycznie można opowiadać wiele, ale młodzi muszą widzieć świadków, szczęśliwe, pełne rodziny. Muszą spotykać małżonków, którzy czasem przezwyciężają kryzysy, ale są razem kilkadziesiąt lat po ślubie.
Skoro mówimy o świadkach: jak to wygląda po 28 latach małżeństwa?
K.J.: – Na pewno nie zdarza mi się wzdychać do przeszłości, że wtedy było fajniej. Absolutnie nie!
A.J.: – Jesteśmy otwarci na to, co niesie życie. Jeśli za czymś wzdychamy, to tylko za tym, że sami byliśmy młodsi. Ale małżeństwo rzeczywiście jest jak dobre wino: im starsze, tym lepsze.
K.J.: – To oczywiście nie znaczy, że nad naszą relacją nie trzeba pracować. Są momenty, kiedy budowanie więzi staje się trudniejszym wyzwaniem.
A.J.: – Jedną z przyjętych przez nas zasad jest dialog małżeński: raz w miesiącu siadamy i w obecności Boga rozmawiamy ze sobą o naszej relacji. To jest też moment na pytanie o wolę Boga i na to, żeby z zaufaniem opowiedzieć sobie to, na co wcześniej zabrakło czasu: o swoich oczekiwaniach, które nie są spełnione, o wizjach, które mamy.
K.J.: – Wszystko to po to, żeby w zabieganiu i w ogromnym tempie życia nie okazało się nagle, że nasze drogi jakoś się rozeszły. Czasem nie trzeba robić wielkich rzeczy: iść do kina czy do kawiarni. Ważne, żeby wychwycić niepokojące sygnały na etapie, kiedy to jeszcze nie jest dramat, ale kiedy może się dopiero zacząć prawdziwy problem.
A.J.: – Pewnie we wszystkich ruchach małżeńskich istnieje coś takiego – w końcu nie jest to żadne odkrycie, ale generalna zasada działania małżeństwa. Żeby dobrze funkcjonowało, małżonkowie muszą spotykać się na poziomie głębszym niż sama tylko wymiana codziennych informacji o pracy czy sukcesach dzieci.
Bywa czasem tak, że już się nie chce rozmawiać?
A.J.: – Człowiek miewa różne nastroje i to jest zupełnie normalne, tak jesteśmy stworzeni. Są jednak w życiu rzeczy ważne, które nie powinny zależeć od nastroju.
K.J.: – Dobre małżeństwo to nie jest to, w którym nie ma konfliktów, ale to, które potrafi rozwiązywać konflikty.
A.J.: – Wchodząc w relację, musimy założyć, że możemy mieć inne zdania, możemy się pokłócić i nie będzie w tym nic nienormalnego. Nienormalne byłoby, gdybyśmy zawsze myśleli i mówili dokładnie to samo, mamy różne osobowości, temperamenty, zdolności. Nie mamy sprawdzonych dróg dla każdego, możemy mówić na poziomie ogólnym: sprawdzoną drogą jest zawsze gotowość do rozmowy. Jak ta rozmowa będzie przebiegała, zależy już od samych małżonków.
K.J.: – Podczas zjazdu gnieźnieńskiego chcemy rozmawiać po prostu o małżeństwie: o tym, jak przebiega formacja w ruchach, które reprezentujemy, ale przede wszystkim o pięknie małżeństwa i o tym, czym ono może się dla nas stać.
.