Logo Przewdonik Katolicki

Przepis na szczęście

Bogna Białecka
Lepiej opierać swe dążenie do szczęścia na robieniu rzeczy, które dają satysfakcję z robienia czegoś, co ma głębszy sens / fot. Fotolia

Stawianie na hedonizm jest ryzykowne, bo byle drobiazg może zepsuć starannie zaplanowaną przyjemność. Drogą do najpełniejszego doczesnego szczęścia jest budowanie dobrych relacji z innymi.

Czy rodzimy się z genem szczęścia? Czy poczucie szczęścia zależy od wieku, kultury, sposobu życia? Co daje prawdziwe szczęście? Te pytania nurtują ludzi od wieków. Zajmowali się nim i starożytni filozofowie, i współcześni psycholodzy. Tak naprawdę w sposób wyczerpujący na pytanie o szczęście odpowiedział już św. Tomasz z Akwinu, opierając się na Arystotelesie. Akwinata podkreśla, że dążenie do szczęścia jest wpisane w ludzką naturę. Ostrzega jednak, że człowiek może uznać środki wiodące do celu za cel sam w sobie. Dla św. Tomasza jest oczywiste, że najwyższym dobrem i źródłem prawdziwego szczęścia jest Bóg, a człowiek może osiągnąć szczęście dzięki dążeniu ku Niemu, natomiast podstawowym problemem ludzi jest poszukiwanie szczęścia w rzeczach niedoskonałych, przemijających – jak bogactwo, władza, zaszczyty, dobra opinia czy przyjemności zmysłowe. Mimo to ludzkie poszukiwania (szczególnie współczesnych naukowców) koncentrują się na znalezieniu środków czysto ludzkich, które zagwarantują osiągnięcie doskonałego szczęścia tu i teraz.
 
Szczęście w genach?
W 2014 r. świat obiegła informacja, że naukowcy odkryli gen szczęścia. Chodziło konkretnie o mutację genu 5-HTTLPR. W uproszczeniu gen ten wpływa na to, jak ciało reaguje na jeden z hormonów odpowiedzialnych za dobre samopoczucie – serotoninę. Media doniosły, że niektórzy z nas rodzą się z predyspozycją do bycia szczęśliwym, inni są skazani genetycznie na poczucie nieszczęścia. Relacjom towarzyszyły rozważania o możliwym rozwoju technologicznym, dzięki któremu będzie można wprowadzać do organizmu nanoroboty, pobudzające odpowiednio produkcję serotoniny. Tym samym sprowadzono poczucie szczęścia do wysokiego poziomu odpowiednich hormonów.
Jednak to nie jest tak proste. To, co mamy zapisane w genach, nie determinuje naszych zachowań, a zwłaszcza postaw i przekonań. Dla przykładu: istnieje gen odpowiedzialny za skłonność do tycia. Jednak nie każda osoba z tym genem będzie miała nadwagę, dlatego że odpowiednim trybem życia – dietą i ćwiczeniami – można tę tendencję przezwyciężyć. Owszem, zachowanie zdrowej wagi wymaga od ludzi z tym konkretnym genem więcej wysiłku, jednak nie są „skazani na otyłość”. Badania genetyczne pokazują, że styl życia, środowisko, postawy i przekonania są co najmniej tak samo ważne jak predyspozycje biologiczne w kształtowaniu tego, kim jesteśmy i jak się zachowujemy. Jesteśmy homo sapiens, mamy rozum i wolną wolę. A to wiele zmienia.
 
Dwa rodzaje szczęścia
Poczucie szczęścia fascynuje naukowców, dlatego jest to jeden z popularnych tematów badań. Podstawowy problem polega na tym, że poczucie szczęścia jest subiektywne i zależne od wielu rzeczy. Gdy pytamy na przykład nastolatka, czy czuje się szczęśliwy, odpowiedź będzie zależna od aktualnego nastroju i okoliczności. Nastolatek, który właśnie dostał szóstkę w szkole i ma perspektywę ciekawej wyprawy z przyjaciółmi w weekend, będzie wysoko oceniał swoje poczucie szczęścia. Natomiast osoby dorosłe mają szersze spojrzenie. Rodzice małego dziecka, które właśnie się pochorowało i nieustannie marudzi, którym przez to posypał się plan miłego spędzenia soboty, będą i tak deklarować wysokie poczucie szczęścia, bo biorą pod uwagę szerszą perspektywę niż chwilowe trudności. Ich poczucie szczęścia związane jest z doświadczaniem miłości w relacji małżeńskiej i spełnieniem w roli rodziców. Chorobę malucha spostrzegają więc tylko jako przejściową niedogodność.
Jednym ze sposobów rozwiązania problemu z definiowaniem szczęścia jest rozróżnienie dwóch jego rodzajów. Można mówić o szczęściu hedonistycznym (zależnym właśnie od chwilowego poziomu „hormonów szczęścia” – np. dopaminy, serotoniny) oraz o szczęściu eudajmonistycznym. Szczęście hedonistyczne to przyjemność odczuwana na przykład, gdy spożywamy smaczny posiłek, odpoczywamy w miłym miejscu, śmiejemy się z żartu czy oglądamy ciekawy film. Szczęście eudajmonistyczne zawdzięcza swą nazwę Arystotelesowi. Filozof nazywał szczęściem, czyli eudajmonią, poczucie sensu i celu życia. To ten rodzaj szczęścia, dzięki któremu możemy powiedzieć na łożu śmierci: przeżyłem swoje życie w dobry sposób, mam poczucie dobrego wykorzystania czasu, który został mi dany.
 
Hedonizm czy eudajmonia?
Podczas jednego z wykładów Daniel Gilbert, psycholog z Uniwersytetu Harvarda, dał słuchaczom zadanie. Pokazał dwa obrazy. Po jednej stronie widniało zdjęcie człowieka w czarnym kapeluszu kowbojskim, trzymającego wielki kupon z loterii, który właśnie wygrał 314 mln dolarów. Po drugiej stronie – zdjęcie mężczyzny na wózku inwalidzkim. Polecenie brzmiało: „Widzicie tu dwa scenariusze waszej przyszłości, które chciałbym żebyście przemyśleli. Co wybieracie?”. Oczywiście każdy bez wahania wybrał wygraną na loterii. Wtedy Gilbert przedstawił wyniki badań poczucia szczęścia u osób sparaliżowanych i zwycięzców losów na loterii. Okazuje się, że po upływie roku poczucie szczęścia w grupie osób, które wygrały na loterii, i grupie osób, które straciły władzę w nogach – wyrównuje się. Czyli po roku od wydarzenia panowie ze zdjęć prezentowanych przez wykładowcę będą mieli podobny poziom poczucia szczęścia.
Problem ze szczęściem hedonistycznym polega na tym, że wszelkie przyjemności są przemijające. Gdy próbujemy na siłę przedłużyć jakąś przyjemność, organizm się broni. Typowy przykład to jedzenie. Większość osób lubi smak delikatnej wanilii. Dlatego pierwsze kilka łyżeczek lodów waniliowych daje nam ogromną przyjemność. Gdy zjemy tych lodów kilogram – robi nam się mdło. Nie oznacza to oczywiście, że nie powinniśmy w ogóle zabiegać o przyjemności, jednak to nie one są najistotniejsze w życiu.
Pokazuje to najlepiej psycholog Daniel Kahneman, specjalista w dziedzinie hedoniki. Jeden z najbardziej spektakularnych eksperymentów przeprowadził na pacjentach, którzy poddawani byli kolonoskopii, bolesnemu badaniu jelita grubego za pomocą wziernika. W eksperymencie po zakończeniu badania wziernik pozostawiano w jelicie jeszcze przez minutę, jednak już nim nie poruszano. Nieruchomy kolonoskop oznaczał dodatkową minutę doznań co prawda wywołujących mniejszy dyskomfort od samego badania, jednak nadal nieprzyjemnych. Po wszystkim pacjenci wypełniali kwestionariusz, określając jak wspominają badanie. Okazało się, że biorący udział w eksperymencie pacjenci wspominali badanie jako mniej nieprzyjemne niż poddani rutynowej procedurze. Mimo iż obiektywnie ból trwał o minutę dłużej, względnie spokojne zakończenie powodowało mniej nieprzyjemne wspomnienia. Wniosek badacza był jednoznaczny: gdy oceniamy czy coś było przyjemne, poprawiło nam samopoczucie, przyczyniło się do zmysłowego poczucia szczęścia, najważniejsze jest to, jak to doświadczenie się kończy. Droga kolacja w doskonałej restauracji zakończona kłótnią zepsuje nam nastrój i będzie przez nas źle wspominana, prosty posiłek zjedzony w domu w przyjacielskiej atmosferze poprawi nam humor na dłużej i da większe poczucie szczęścia. Opieranie poczucia szczęścia na hedonizmie oznacza ciągły lęk, że jakiś drobiazg może na samym końcu zepsuć starannie zaprojektowaną przyjemność.
Wynika z tego, że lepiej opierać swe dążenie do szczęścia na robieniu rzeczy, które dają tę eudajmonistyczną satysfakcję z robienia czegoś, co ma głębszy sens, wiedzie do dobrego celu, zmienia świat na lepsze.
 
Źródła prawdziwego szczęścia
Ogrom badań naukowych pokazuje najbardziej podstawowe źródło szczęścia – jest nim poczucie sensu życia związane z umiejętnością budowania dobrych relacji z innymi ludźmi. Chciałabym zwrócić uwagę na dwa szczególnie ciekawe badania.
Jedno z nich pochodzi z roku 1993. Przez 15 lat śledzono losy ponad miliona kobiet z całego świata, przede wszystkim pod kątem skłonności do samobójstwa i depresji. Autorzy Høyer i Lund odkryli jeden czynnik, niezależny od wszystkiego innego (stanu zdrowia, finansów itp.), który sprawiał, że kobiety były mniej skłonne do depresji i samobójstw i raportowały wyższe poczucie szczęścia niż pozostałe. Była to liczba dzieci. Najbardziej szczęśliwe były matki wielodzietne. To pokazało, że dawanie z siebie i budowanie relacji przez wychowywanie dzieci daje kobietom głębokie poczucie sensu życia.
Podsumowanie drugiego badania zostało przedstawione w ubiegłym roku. Harvard Study of Adult Development to najdłuższe na świecie badanie poczucia szczęścia. Naukowcom udało się przez 75 lat śledzić losy 724 mężczyzn. Najkrótsze podsumowanie tych badań to: dobre relacje z innymi ludźmi sprawiają, że jesteśmy zdrowi i szczęśliwi. Mężczyźni pozostający w udanych związkach okazali się zarówno szczęśliwsi, jak i zdrowsi fizycznie i bardziej długowieczni niż samotni. A zatem dla obu płci to dobre relacje z innymi dają największe poczucie sensu i szczęścia w życiu.
 
Czy szczęście można zaprojektować?
Ciekawą koncepcję przedstawia w niedawno wydanej książce Zaprojektuj swoje szczęście Paul Dolan. Autor pokazuje przede wszystkim, że właśnie doświadczenie sensu tego, co robimy, daje nam największe poczucie szczęścia i spełnienia. Co ciekawe, Dolan podaje też wiele wskazówek, co do drobiazgów, które możemy zmienić w swoim sposobie działania i aranżacji otoczenia, by bardziej koncentrować się na robieniu rzeczy przynoszących nam szczęście.
Moją uwagę przyciągnęło pytanie: „Czy byłbyś szczęśliwszy, gdyby twoje dzieci z większą chęcią sprzątały w domu?”. Badania pokazują, że pomocny może być w tym... cytrynowy odświeżacz do powietrza. Gdy czujemy zapach cytryny, instynktownie zaczynamy odczuwać pragnienie, by wokół nas było czyściej. Inna prosta propozycja to dzielenie dużych celów na małe kroki. Osiągnięcie każdego z tych kroków, odhaczenie ich na liście i pogratulowanie sobie (a nawet świętowanie ich osiągnięcia) daje nam poczucie, że zrobiliśmy coś sensownego. Inna wskazówka to staranne planowanie czasu. Dolan zauważa, że gdy mamy dużo czasu i mało rzeczy do zrobienia, czas bardziej przecieka między palcami, niż gdy mamy mało czasu i dużo rzeczy do zrobienia. Jesteśmy bardziej efektywni w drugim przypadku. Dlatego namawia do lepszego planowania czasu. A to tylko kilka drobnych przykładów. Oczywiście żaden z podanych drobiazgów nie nada sensu naszemu życiu, ale może pomóc efektywniej koncentrować się na tym, co naprawdę ważne i służące spełnieniu.
 
Na zdrowie
Na zakończenie jeszcze jedna interesująca informacja, tym razem z 2013 r. Badacze z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles pod kierownictwem Barbary Fredrickson przez 10 lat badali wpływ hedonistycznego i eudajmonistycznego podejścia do szczęścia na genom człowieka. Badano ludzi o podobnym subiektywnym poczuciu szczęścia. Jedna grupa czerpała je z przyjemności, druga z poczucia sensu życia. Okazało się, że w perspektywie wielu lat osoby mające poczucie sensu i celu życia są zdrowsze (lepiej działa ich układ odpornościowy) niż osoby nastawione na poszukiwanie przyjemności. A zatem wtórnie: pielęgnowanie szczęścia opartego na dobrych relacjach poprawia nam zdrowie fizyczne!
W praktyce wszystko to daje nam konkretny przepis na doświadczenie poczucia prawdziwego szczęścia w życiu doczesnym. Stawiajmy na budowanie dobrych relacji. Dbajmy o swoją rodzinę, przyjaciół, dzieci, ponieważ właśnie te więzy, a także dobre relacje, poczucie sensu i celu życia prowadzą do najpełniejszego doczesnego szczęścia.
Warto jednocześnie pamiętać, że gdy staramy się być dla innych, a nie tylko dla siebie, postawa ta pomaga w dążeniu do szczęścia wiecznego, na które receptę podał nam sam Jezus w dwóch odsłonach. Pierwszej: „Będziesz miłował Boga całym swym sercem, całą swą duszą, i całym swym umysłem”, uzupełnionej drugą: „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego”. A zatem koniec końców wracamy do świętotomaszowej koncepcji szczęścia jako dążenia do dobra doskonałego, jakim jest Bóg.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki