W różnych częściach świata powstają sieci anten, których zadaniem jest badanie wszechświata. Takie konstrukcje pojawiły się także w Polsce, m.in. na Mazurach. Wyglądają dość zagadkowo.
– Tylko może tak wyglądają, a służą po prostu do nasłuchu. Radioastronomia od dawna analizuje sygnały z dalekiego kosmosu. Także w Polsce w obserwatorium w Toruniu pracują duże radioteleskopy nasłuchujące, co dzieje się we wszechświecie. To, co rejestrujemy, przychodzi jednak do nas w różnych częstotliwościach. Już dwadzieścia lat temu zaczęto oglądać głębie wszechświata w zakresie niskich częstotliwości. Zapoczątkowali to Holendrzy programem LOFAR (LOw Frequency ARray). Wyprodukowali odbiorniki fal elektromagnetycznych i postawili odpowiednie konfiguracje pól antenowych. W radioastronomii obserwacje prowadzone są nie z jednego miejsca świata, ale wielu, aby lepiej zlokalizować źródło odbieranych sygnałów. Anteny programu LOFAR są także w Polsce, właśnie koło Olsztyna, a prace ich koordynuje obserwatorium astronomiczne Uniwersytetu Jagiellońskiego. Są też anteny w Borówcu koło Kórnika w Wielkopolsce, których prace koordynuje Centrum Badań Kosmicznych.
Jak to działa?
– Gdy fale elektromagnetyczne rozprzestrzeniają się z dalekiego kosmosu, to docierają również w okolice Ziemi. Prowadzone obserwacje pozwalają ustalić, jakie działanie mają wewnątrz Układu Słonecznego. Dzięki nim można analizować różne zjawiska w górnych warstwach naszej atmosfery, gdzie kosmiczne fale elektromagnetyczne ulegają modyfikacji. Jeśli za pomocą różnych pól antenowych z całej Europy dokonamy ich analizy, poszerzymy swoją wiedzę o ich źródle. Całe przedsięwzięcie finansowane jest w Polsce przez Ministerstwo Nauki. Wszystkie odbiorniki i anteny kupiliśmy od Holendrów.
Wiele osób doszukuje się podobieństw z programem HAARP , którego podobne anteny umieszczono na Alasce. Według zwolenników spiskowych teorii dziejów mają one być tajną bronią i m.in. zmieniać pogodę.
– System LOFAR zajmuje się nasłuchiwaniem kosmosu. System HAARP jest zaś dużej mocy radarem. Ma on nadajnik, który wytwarza fale elektromagnetyczne, które rozprzestrzeniając się, odbijają się od napotkanych obiektów i wracają, bo tak funkcjonują radary. Jeżeli fala elektromagnetyczna jest bardzo dużej mocy, to może modyfikować swoje otoczenie, przez które przechodzi. HAARP ma bardzo dużą moc, ale jego fale wysyłane są tylko w przestrzeń kosmiczną, niezbyt daleką, bo tylko okołoziemską. Wszystko po to, by zbadać skutki takiego działania, a dokładnie, jak taka silna wiązka mocy może wpływać na przestrzeń kosmiczną, zmieniać ją i siebie. Całe urządzenie zbudowane jest przez armię amerykańską i ma klauzulę poufności.
Stąd pewnie tyle podejrzeń.
– Oczywiście pracuje się także nad bronią elektromagnetyczną. Zamiast kuli używa się wiązki promieniowania elektromagnetycznego, która może wyrządzić wiele szkód, zwłaszcza w systemach elektronicznych. By taka broń była skuteczna, wysyłane fale muszą się odpowiednio rozprzestrzeniać. Jeżeli modyfikują środowisko, przez które przechodzą, to cały proces rozprzestrzeniania może ulec zmianie. Sztuka polega na tym, by to poznać i mieć nad tym kontrolę. HAARP bada, jak sygnał może zostać zmodyfikowany w czasie takiej silnej emisji. Potencjalnie może też przysłużyć się wojsku.
Wróćmy do kraju. Właśnie minął rok od powstania Polskiej Agencji Kosmicznej. Jak układa się współpraca z Europejską Agencją Kosmiczną?
– Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) to organizacja międzyrządowa 22 krajów europejskich, które wspólnie określają programy badawcze i wspólnie w nich uczestniczą. Członkiem ESA jesteśmy od 2012 r. Nawet gdy nim nie byliśmy, to współpracowaliśmy z grupami naukowców europejskich, realizujących jej programy. ESA podpisywała z Polską różne porozumienia o współpracy, ale to była bardziej kurtuazja. Teraz jesteśmy jej pełnoprawnym członkiem. Wiąże się to z obowiązkami, bo jak wszyscy członkowie musimy dokładać się do budżetu ESA. Każdy kraj płaci inną składkę, zależną od swojego PKB. W przypadku Polski jest to 22 mln euro rocznie. Do tego płacimy jeszcze 10 mln euro za możliwość uczestniczenia w różnych programach badawczych kosmosu prowadzonych przez ESA. Na szczęście to, co członkowie wpłacają, w 80 proc. wraca do danego kraju poprzez finansowanie różnych badań i zadań wykonywanych na potrzeby europejskiej agencji. Nie tylko naukowcy, ale i polski przemysł ma więc co robić. Z Polski zadeklarowało chęć udziału w pracach ESA około 200 instytucji przemysłowych i badawczych, widząc w tym dla siebie szansę na rozwój. Kontrakty zdobywa się na zasadach konkurencji, ale przede wszystkim współpracy. W przemyśle kosmicznym nie ma miejsca na indywidualizm, bo jednostka wiele nie wskóra, tu stawia się na pracę zespołową. Polska Agencja Kosmiczna została powołana przez Sejm właśnie po to, by zwiększać efektywność naszej współpracy z ESA. Mówiąc zwyczajnie, by odzyskiwanie naszych zainwestowanych pieniędzy było jeszcze bardziej efektywne.
W jakich programach badawczych bierzemy obecnie udział?
– Budujemy instrumenty naukowe biorące udział w misjach kosmicznych realizowanych przez ESA. Aktualnie uczestniczymy w pracach nad budową satelity do badań słońca, który nazywa się Solar Orbiter. Razem ze Szwajcarami i Francuzami pracujemy nad urządzeniami, które odegrają kluczową rolę w tej misji planowanej na rok 2018. Przygotowywana jest też misja na Jowisza, w której wezmą udział przyrządy, nad którymi pracuje międzynarodowy zespół z dużym udziałem Polaków. Misja nazywa się JUpiter ICy moons Explorer i jej celem będzie eksploracja księżyców tej planety. Start sondy o nazwie JUICE przewidywany jest na rok 2022, a planowane dotarcie do układu Jowisza na 2030. ESA działa bardzo prężnie nad badaniami dotyczącymi coraz doskonalszych systematów nawigacyjnych (Galileo) czy obserwacji Ziemi. W tych programach zaangażowani są nie tylko nasi naukowcy, ale i polski przemysł.
Pamiętam, że gdy rozmawialiśmy ostatni raz kilka lat temu, o tak prężnym zaangażowaniu w działania ESA mogliśmy jedynie marzyć.
– Wtedy głównym naszym problemem było skąd wziąć pieniądze na badania. Mieliśmy tylko talent i zapał naszych konstruktorów. Dziś nasze uczestnictwo we wszystkich ważnych wydarzeniach związanych z kosmosem jest niejako z urzędu.
Wielu się zapewne zastanawia, czy warto wydawać tak duże, jak na polskie warunki, pieniądze z budżetu na badania kosmosu. Czy nie lepiej zainwestować je w coś bardziej przyziemnego?
– Cała nasza obecna cywilizacja jest ściśle związana z okołoziemską przestrzenią kosmiczną. Bez jej badań nie byłoby przecież satelitów, na których opiera się dziś nowoczesna telekomunikacja. Nieuczestniczenie w tym byłoby pozbawieniem się szansy na naukowy rozwój. I tak wstąpiliśmy do ESA stosunkowo późno, np. pięć lat po Czechach. Gdybyśmy zrobili to wcześniej, nasza pozycja w przemyśle europejskim byłaby jeszcze lepsza. Ale lepiej późno niż wcale. Od badań kosmosu nie uciekniemy.