Logo Przewdonik Katolicki

Kino jako wspólnota

Natalia Budzyńska
Kino Helios we Wrocławiu / fot. PAP

Mamy dość wielkich multipleksów. Powracamy do kin lokalnych, wokół których tworzą się społeczności. Kina studyjne, które istnieją w Polsce od ponad pół wieku, mają się coraz lepiej.

Kiedy mniej więcej dwadzieścia lat temu zaczęły powstawać w Polsce wielkie multipleksy z kilkoma salami kinowymi, kawiarniami i ogromnymi parkingami, na dotychczasowe kina padł cień. Multipleksami zachłysnęliśmy się wszyscy, stęsknieni wielkiego świata. Kartonowe pudełko z popcornem i kubek coli stały się wyznacznikiem Europy, czuliśmy się jak na Zachodzie albo nawet w Ameryce. Koneserzy przeczuwali, że z tego nic dobrego wyniknąć nie może – wiadomo było, że to kina nastawione na łatwy i przyjemny repertuar, bo przecież ktoś w tych kilku salach musi zasiąść. Z przerażeniem obserwowaliśmy, jak zamykane są kolejne kina, do których jeszcze do niedawna chodziliśmy. Z mapy wszystkich dużych miast znikały zbyt szybko. Na szczęście nie całkowicie. To w nich, zrzeszonych w sieci kin studyjnych, można obejrzeć filmy, które na ekranach multipleksów nigdy nie zagoszczą.

Elitarność
„Kino jak życie, może być wszędzie, może czaić się za każdym rogiem” – to motto nowej inicjatywy twórcy Telewizji Kino Polska, Grzegorza Molewskiego. Ale najpierw zaczęły podnosić się z zapaści małe kina lokalne. Pomogła im w tym sieć kin studyjnych, która swoje korzenie ma  jeszcze w czasach PRL-u. Kluczem jest dobór repertuaru, który z kolei sprawia, że kina studyjne mają swoją publiczność – elitarną, prawdziwie zainteresowaną sztuką kina. A więc repertuar w takich kinach jest starannie wyselekcjonowany. Wyświetlane są w nich te ambitniejsze spośród filmów środka, ale przede wszystkim obrazy niszowe, których żadne kino komercyjne nie zaproponuje. To właśnie w tych miejscach polski widz ma możliwość zapoznać się z kinematografią krajów nieobecnych w multipleksach, pokazywanych tylko na festiwalach, często przede wszystkim niezależnych. W kinach studyjnych widz jest gościem - ta szczególna atmosfera jest bardzo charakterystyczna dla miejsc, które z czasem przeistaczają się w małe centra kultury. W niektórych organizowane są specjalne seanse dla seniorów z dyskusją po obejrzeniu filmu. Na przykład w kinie Rialto w Poznaniu, które zresztą otrzymało na tegorocznym Festiwalu Filmowym w Gdyni nagrodę PISF-u, rozpoczęły się seanse z przyciemnionym światłem dla osób dziergających na drutach lub szydełku, a raz w miesiącu można obejrzeć filmy z wielkiej klasyki światowego kina. Oprócz poznańskiego kina Rialto, najbardziej znanymi w Polsce kinami studyjnymi są Pod Baranami w Krakowie, Charlie w Łodzi, Awangarda w Olsztynie, Światowid w Katowicach. Kilkadziesiąt takich niewielkich polskich kin zrzeszonych jest w europejskiej sieci Europa Cinemas, która powstała w 1992 r.  i działa na rzecz promowania europejskiej sztuki filmowej.

Z pozycji leżaka
Nie sposób wspomnieć o największym kinie studyjnym w Polsce i pewnie w Europie – kinie Helios Nowe Horyzonty Romana Gutka we Wrocławiu. Nie wiem, czy to właśnie nie Roman Gutek jest odpowiedzialny za wzrost popularności kin studyjnych dzięki organizowanemu co roku Festiwalowi Filmowemu Nowe Horyzonty, podczas którego kino niszowe i ambitne ma szczególne miejsce. Helios Gutka ma kilka sal i 2,5 tysiąca miejsc, ale brak w nim popcornu i hitów kinowych. To kino arthouse’owe, w którym jest miejsce na wystawy, koncerty, spotkania z twórcami, sklep i kawiarenki. To tutaj odbywają się najciekawsze festiwale filmowe, przeglądy, programy edukacyjne i specjalne wydarzenia promujące kulturę. Ale prawdziwa rewolucja to inicjatywa Kino za Rogiem. Umożliwia legalne korzystanie z filmów przy zapewnieniu minimum sprzętu i wielkości lokalu nie mniejszej niż 30 mkw. To oznacza, że kino może zorganizować każdy, kto dysponuje dużym pokojem, projektorem i ekranem: na przykład biblioteka, szkoła lub kawiarnia. Okazało się, że taka idea przyjęła się także w dużych miastach, przy okazji pełniąc rolę integrującą sąsiadów. Latem w wielu miejscach pokazy odbywały się dosłownie „za rogiem”, na skwerach lub w podwórzach, a publiczność oglądała filmy z pozycji leżaka. Właśnie o to chodziło, bo jest to pomysł kina dla przyjaciół, wynikający z tęsknoty za kameralną wspólnotą. I tak się stało. Od miękkości foteli wolimy nawet spartańskie warunki, ale w atmosferze wspólnoty przeżyć i pasji. Co więcej, w Kinie za Rogiem sami możemy wpływać na to, jaki film chcemy oglądać. Biblioteka Kina za Rogiem jest interesująca i ambitna, a do dyspozycji są zarówno klasyki, jak i nowości.  „Najlepsze są małe kina. Ze swoją specyficzną atmosferą, z własną publicznością, ze specjalnie dobranym repertuarem. Ciepłe i przyjazne, na wyciągnięcie ręki, za rogiem”. (???skąd cytat????)  Z sąsiadem obok, z kawą i przyjaciółką, z klimatem pomiędzy domową kanapą a dawnym DKF-em.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki