„Mam paskudne slajdy i paskudne treści. Czy na sali na pewno nie ma dzieci? To będzie spotkanie tylko dla dorosłych”. Co Pani widzi na twarzach rodziców, gdy rozpoczyna spotkanie takimi słowami?
– Zdziwienie i niedowierzanie. Po takich spotkaniach często boli mnie głowa, mimo że przecież cytuję książki dla dzieci.
I podręczniki z niemieckich szkół.
– Edukacja seksualna w Niemczech jest prowadzona od lat 60. Najpierw pojawiła się na lekcjach biologii, a teraz aktywiści homoseksualni postulują, by nauczać jej przekrojowo na każdym przedmiocie.
Na historii można uczyć o zdeklarowanych homoseksualistach, ale jak zindoktrynować matematykę?
– Można na przykład liczyć liczbę orgazmów lub penisów. Ja wiem, że to brzmi niedorzecznie. Niemiecka edukacja seksualna, która diametralnie różni się od nauczanego w Polsce prorodzinnego wychowania do życia w rodzinie, zaczęła być nazywana pedagogiką różnorodności seksualnej. Jej celem jest zdobycie społecznego uznania dla praktyk seksualnych, które do tej pory były ponoć dyskryminowane.
Kto za tym stoi? Ruchy LGBTQ?
– A nawet LGBTQ++, jak mówi Gabriele Kuby, niemiecka socjolog, która jako jedna z pierwszych zaczęła w tym kraju krytykować gender. Dwa plusy oznaczają nieskończoność tzw. orientacji seksualnych, które mnożą się w zastraszającym tempie. Gdy na popularnym portalu społecznościowym uzupełniamy informacje o sobie, możemy wybrać jedną z 60 płci.
A instytucje państwowe?
– Zostały opanowane przez różnorakich aktywistów rewolucji seksualnej, w tym działaczy homoseksualnych. Federalna Centrala Edukacji Zdrowotnej (BZgA) w randze Federalnego Ministerstwa Edukacji, która początkowo była odpowiedzialna za kampanie profilaktyczne np. na temat żółtaczki czy białaczki, już od dawna specjalizuje się w seksualizowaniu dzieci i młodzieży, czyli zachęca do uprawiania tzw. bezpiecznego seksu. Wydaje coraz bardziej perwersyjne ulotki i przyzwyczaja do retoryki: „Wszyscy mają potrzeby seksualne, chcą je realizować i mają do tego prawo”. Inną instytucją państwową, którą rządzą działacze LGBT, jest Instytut Pedagogiki Seksualnej w Dortmundzie i wiele innych, które mają w swoich nazwach gejów i lesbijki, działających rzekomo na rzecz wolnego społeczeństwa. Mają poparcie Partii Zielonych i SPD, a w landach, w których rządzi taka zielono-czerwona koalicja, doradzają ministerstwom edukacji.
Skoro taki typ edukacji jest forsowany od lat 60., to dlaczego rodzice protestują dopiero teraz?
– Faktycznie opór niemieckich rodziców wcześniej był zbyt słaby. Aktywiści seksualni napisali ostatnio nowe programy pseudoedukacyjne i domagają się wprowadzenia ich do szkół. A ponieważ przekroczyli próg perwersji i domagają się epatowania dzieci tematyką stosunków seksualnych od pierwszej klasy aż po maturę, w Kolonii i Stuttgarcie rodzice wyszli na ulice.
Chodzi np. o zadanie ze szkolnego podręcznika: „Wymień pięć miejsc, gdzie można kupić prezerwatywy”?
– Albo o takie: „Zmodernizuj dom publiczny, aby przedstawiciele wszelkich «orientacji seksualnych» mogli w nim zostać dobrze obsłużeni”. Nie wierzyłam, dopóki nie zobaczyłam tej książki na własne oczy. Doczekała się drugiego wydania w renomowanym wydawnictwie. Autorką podręcznika jest znana pani profesor, Elizabeth Tuider, która moim zdaniem powinna wylądować w więzieniu za zbiorowe molestowanie dzieci. Na szczęście, rodzice się otrząsnęli i zebrali 200 tys. podpisów pod petycją o wycofanie programu edukacyjnego, opartego na tym podręczniku, ze szkół. W niektórych placówkach program zdążył już zafunkcjonować jako pilotaż. Po protestach ten program edukacyjny złagodzono, ale ogólna linia została zachowana. Należy nauczyć dzieci tolerancji i akceptacji dla wszelkich zachowań seksualnych.
Czy edukacja seksualna jest przedmiotem obowiązkowym?
– Niemiecki Federalny Sąd Administracyjny wydał w końcu lat 70. orzeczenie, że misja szkoły nie może być hamowana przez odosobnione poglądy rodziców. Na tej podstawie rodzice, którzy nie godzą się na posyłanie dzieci na te zajęcia, muszą płacić grzywnę albo zastanowić się nad swoim postępowaniem w więzieniu. W Szwajcarii funkcjonują podobne formy przymusu. Dostałam do przetłumaczenia artykuł, w którym dzieci opowiadają, że na zajęcia z edukacji seksualnej przychodzi do szkoły „seksciocia” – tak nazywają ją dzieci. „Seksciocia” jest ubrana prawie jak prostytutka i tłumaczy to i owo.
Aż strach zapytać o skutki.
– Są widoczne gołym okiem, chociaż wielu Niemców nie lubi wiązać skutków z przyczynami. Rozbite rodziny, samotne matki to klasyka gatunku. Rośnie przemoc seksualna wśród dzieci i młodzieży. Akty agresji seksualnej 12-, 13-latków na młodszych kolegach są coraz częstsze. Młodzież wcześniej rozpoczyna współżycie, zaraża się chorobami wenerycznymi. Normą są nieplanowane ciąże nastolatek i… aborcje. I nie są to wyniki „badań na zamówienie”, ale dane z Eurostatu.
Do mediów wypłynęła też informacja o skandalu w przedszkolu katolickim w Moguncji, gdzie doszło do drastycznych aktów przemocy między dziećmi. Nie jest możliwe, by personel tego nie zauważał. Przedszkole zostało zamknięte, sprawa w prokuraturze, wszyscy pytają, jak mogło do tego dojść. Popatrzcie, z jakich książek uczą się wasze dzieci, a wszystko stanie się jasne.
Powiedziała Pani, że to było katolickie przedszkole.
– W Niemczech przymiotnik „katolicki” naprawdę niewiele znaczy, szczególnie jeśli chodzi o edukację. Widziałam książkę do prewencji przemocy seksualnej – modne w Niemczech sformułowanie – którą polecał tamtejszy episkopat. Zachęcała dzieci do masturbacji. Niemiecki Kościół nie przekazuje wiernym pełnej nauki na temat sakramentu małżeństwa i rodziny. Episkopat niemiecki nie zgodził się z Pawłem VI, który wydał w 1968 r. encyklikę Humane vitae. Duchowni kwestionowali nauczanie papieża na temat moralnej odpowiedzialności za stosowanie pigułek antykoncepcyjnych. Zadeklarowali, że nie będą przekazywali wszystkich wytycznych encykliki jako obowiązującej nauki dla katolików. Podobne oświadczenia wydały też episkopaty Austrii i Szwajcarii. Zresztą, pierwszy szok przeżyłam, kiedy jeszcze byłam studentką i pojechałam do Niemiec na wymianę. Dowiedziałam się wtedy, jak Niemcy pojmują szóste przykazanie. Nawet niektórzy księża przekonywali, że przed ślubem jest czas na „dowolność”, a wierność obowiązuje dopiero po sakramentalnym „tak”. A doświadczenie pokazuje, że papież Paweł VI miał dobrą intuicję i warto było go słuchać. Pisał, że tabletki antykoncepcyjne zniszczą godność kobiety, uprzedmiotowią ją i osłabią więź małżonków. I tak się stało.
Dzieci zostały wyrwane rodzicom?
– Tak. W wielu domach nie ma już relacji, bo małe dzieci wysyłane są do żłobka, potem do całodziennego przedszkola, wreszcie do całodziennej szkoły – tych jest ostatnio coraz więcej i uzyskują korzystniejsze dotacje – bo taka jest polityka państwa. Rośnie młodzież, która nie ma okazji do wzrastania w relacjach rodzinnych w miłości. Za to chętnie uczestniczy w tzw. paradach miłości. Można zobaczyć w internecie, jak wyglądają takie parady. Zdemolowane ulice, obsceniczne, seksualne podrygi na ulicach i ciągle to samo hasło na transparentach: „Gdyby Maryja abortowała, mielibyśmy święty spokój”, albo „Seks grupowy zamiast mszy”. Nas bulwersują polskie parady równości i miłości, a tymczasem znajomy z Niemiec, mając porównanie, nazwał je nieszkodliwymi, wiejskimi świętami.
Prowadzi Pani prelekcje, występuje w mediach, należy do prorodzinnych organizacji. Co jest Pani celem?
– Mobilizowanie innych rodziców do sprzeciwu. Chciałabym uratować chrześcijańską kulturę w naszym kraju, żeby moje dzieci mogły żyć w społeczeństwie, w którym utrzymane zostaną sprawdzone, służące człowiekowi normy w dziedzinie seksualności.
Boi się Pani, że w Polsce będzie podobnie jak w Niemczech?
– Wolałabym nie odpowiadać na to pytanie. W tym momencie jesteśmy w dobrej sytuacji. Polska to jedyny kraj w Europie, który prowadzi edukację prorodzinną. Działają organizacje, promujące wartości chrześcijańskie. Jest szansa, że oprzemy się zachodnim trendom, bo – jak pokazują badania – młodzi ludzie pragną miłości, wierności i bezpieczeństwa. Szczęśliwe życie rodzinne to pociągająca perspektywa. Młodzież woli słuchać małżeństw, które dają piękne świadectwa, niż „fachowców” z Pontonu, rozdających ulotki o prezerwatywach, które mogą pęknąć, więc przerażenie w oczach zostaje. Prawda na temat ludzkiej seksualności domaga się wyraźnego świadectwa i obrony.
Magdalena Czarnik – socjolog, tłumacz języka niemieckiego, żona i mama, zaangażowana w akcję Stop seksualizacji naszych dzieci.