Logo Przewdonik Katolicki

Dwoje poza układem

Łukasz Kaźmierczak
Joanna i Andrzej Gwiazdowie / fot. PAP

Bez lepszego poznania postaci Jolanty i Andrzeja Gwiazdów nie da się w pełni opisać dziejów oraz fenomenu opozycji antykomunistycznej w naszym kraju.

O najsłynniejszym małżeństwie polskich opozycjonistów wiadomo niewiele lub zgoła nic. Zepchnięci po 1989 r. na margines, właściwie zupełnie nieobecni w głównym nurcie życia publicznego – trochę z własnego wyboru, a po części z racji tego, że zwycięską historię III RP pisali inni. Co najwyżej etykietowani pogardliwie i niesprawiedliwie jako „wieczni opozycjoniści”. Zapewne można się z nimi nie zgadzać w niektórych sprawach, ale na pewno nie można odmówić im autentycznego bohaterstwa, ogromnego osobistego wkładu w obalenie komunizmu i własnego, oryginalnego spojrzenia na Polskę.
 
Nie myśleć po rosyjsku
W opozycji wobec komunizmu Gwiazdowie są właściwie od zawsze. Dla Andrzeja ten dzień zaczyna się wraz z wkroczeniem do jego rodzinnego domu żołnierzy Armii Czerwonej. Jest 13 kwietnia 1940 r., a on ma wówczas zaledwie pięć lat. Chwilę później rodzina Gwiazdów słyszy słowo wyrok: „Sobirajties!”. Potem jest długa podróż w wagonach za Ural i wysiadka na syberyjskiej ziemi, gdzieś na pograniczu tajgi i stepu. Zaczyna się walka o przetrwanie na niegościnnych terenach. W zimie temperatura dochodzi do minus 64 stopni, latem jajka gotują się w kilka minut w rozpalonym od słońca piasku. Andrzej do perfekcji uczy się przystosowywać do surowej syberyjskiej przyrody. Głoduje jak wszyscy, ale umie na przykład rozróżnić dwa bliźniaczo podobne rodzaje dzikiej marchwi rosnącej na bagnach: jedna jadalna, druga trująca. Inni tego nie potrafią – tak umiera kilkanaścioro kołchozowych dzieci. Potem okaże się, że ta trująca marchew to była cykuta –„ta od Sokratesa”.  
Walka o przeżycie na Syberii oznacza jednak coś jeszcze: „Pamiętaj, nigdy nie wolno ci myśleć po rosyjsku” – ostrzega Andrzeja matka. 
Po 1945 r. rodzinie Gwiazdów udaje się wrócić do Polski. Młody chłopak poprzysięga sobie, że odpłaci komunistom za Sybir. Zaczyna organizować ruch oporu, z początku dziecinny, naiwny, ale radykalny. Strzela z grochu do komunistycznych kapusiów w szkole, zbiera po całym Gdańsku amunicje i niewypały. Z czasem ewoluuje coraz bardziej w kierunku oporu cywilnego. Ma przy tym  niewyparzony język i„ złą przeszłość”. Zmienia szkoły jak rękawiczki, wyrzucają go ze studiów na Politechnice, skąd trafia prosto do wojska – ale nawet tam ani na moment nie przestaje spiskować przeciwko komunie – a po październikowej odwilży ‘56 z powrotem ląduje na studiach. Tutaj poznają się z Joanną.  
Ona także ma za sobą twardą szkołę życia. „W wieku pięciu lat wiedziałam o komunie wszystko, co wiedzieć powinnam – o NKWD, wywózkach na Sybir, łagrach, Katyniu, kołchozach, o potworze Stalinie (…) Wiedziałam to z autopsji, ponieważ urodziłam się w Krzemieńcu na Ukrainie” – wspomina Gwiazdowa. W czasie studiów odzywa się jednak w niej „mała rewolucjonistka” i decyduje się zapisać do partii, żeby nią „trochę potrząsnąć”. „Andrzej próbował mi to wyperswadować, ale ja się uparłam. Było mu trochę wstyd, że żeni się z kompletną idiotką, albo zdrajczynią, albo karierowiczką. Wiedział, że nie zrobię żadnego świństwa i przewidywał poważne kłopoty. Oczywiście miał rację” – przyznaje Joanna. Legitymację partyjną rzuca po Marcu ‘68 – całkowicie wyleczona ze złudzeń co do komunizmu i możliwości jego reformowania od środka.
 
Praktycy opozycji
Zaraz potem zostaje wyrzucona z pracy. Na krótko – szybko znajduje nowe zatrudnienie. Wykształcenie to jeden z największych atutów Gwiazdów, dający im przez dłuższy czas namiastkę niezależności i wewnętrznej wolności. Mają świetny zawód – są znakomitymi inżynierami, bardzo poszukiwanymi na rynku budownictwa okrętowego. A zarabiają na tyle dobrze, że jedną całą pensję przeznaczają na działalność opozycyjną. Innym azylem są dla nich góry – potrafią zniknąć w nich na miesiąc, dwa, całkowicie odcinając się od cywilizacji. „Naszą ambicją w górach jest samowystarczalność” – mówią. I są w tym prawdziwymi mistrzami. 
W działalności opozycyjnej tkwią od lat – bez formalnych struktur za to praktycznie: pomagają represjonowanym, wyrzucanym z pracy, kolportują ulotki, uczestniczą w protestach społecznych. Andrzej bierze czynny udział w wydarzeniach Grudnia ‘70, m.in. w głośnej historii podpalenia Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku.
W 1976 r. Gwiazdowie angażują się mocno w Komitet Obrony Robotników, który wydaje im się wówczas najbardziej konkretną formą opozycji – pozbawioną politykierstwa i pustych kanapowych dysput ideologicznych. Oni wolą szukać sposobów na konkretną pomoc i przełamywanie totalitarnego lęku paraliżującego całe społeczeństwo.
Zdobyte dzięki KOR-owi doświadczenia wykorzystują szybko przy współtworzeniu Wolnych Związków Zawodowych (WZZ), które stają się jedną z podwalin i poligonem doświadczalnym przyszłej „Solidarności”. Gwiazdowie bezbłędnie oceniają sytuację – niezależne związki są jedyną luką, która może „rozepchać” zabetonowany komunistyczny system, nie popadając jednocześnie pod paragraf „próby obalenia ustroju siłą” (to przyjdzie później). Niektórzy opozycjoniści, zwłaszcza z kręgów niepodległościowych, zarzucają im „kiełbasiane programy” bez żadnych większych ambicji. Ale to nieprawda. „Każdy WZZ-owiec wie, że nie ma chleba bez wolności” – argumentują.
Cały czas są pod lupą bezpieki, szykanowani, zwalniani z pracy, zatrzymywani, nieustannie śledzeni. „Szybko założono nam podsłuch sieciowy, co miało tę zaletę, że nasz blok miał specjalne zasilanie i nigdy nie wyłączano prądu. Było zabawnie, gdy w całej dzielnicy było ciemno tylko w naszym bloku paliły się światła” – wspominają. Ale to ich nie zraża. W opozycji działają niemalże na drugim etacie. Po latach Andrzej powie, że właściwie porządnie wyspał się i najadł dopiero w czasie internowania po 13 grudnia 1981 r. Sam moment internowania Gwiazdów zasługuje zresztą na osobne wspomnienie. Zdumionym esbekom, którzy przyszli aresztować opozycjonistów, Andrzej oświadcza, że nie pójdzie do więzienia głodny. Joanna na ich oczach odgrzewa krupnik. Spokojnie zasiadają do stołu, jedzą i dopiero potem pozwalają się internować. Ona wyjdzie z interny po amnestii w lipcu 1982 r., on w 1985, oskarżony po drodze o wspomnianą próbę obalenia ustroju siłą.
 
Poza układem
Wbrew dorobionej im później „gębie” Gwiazdowie utrzymują przyjazne stosunki z większością opozycjonistów – także z lewicą laicką z KOR-u. Są pryncypialni, ale nie należą do pieniaczy. Raczej są wyczuleni na fałsz, myślą po inżyniersku, świetnie analizują, kojarzą fakty, wyczuwają, kto jest niepewny i kto może być esbecką „wtyką”. W pewnym momencie w światku opozycji pojawia się nazwisko Lecha Wałęsy. Gwiazdowie początkowo trochę go lekceważą, określają jako „mało przydatnego krzykacza”. Ale jednocześnie stawiają za przykład: Lech Wałęsa, prosty robotnik, który ma żonę i dzieci, ale nie boi się podać swój adres kontaktowy w stopce redakcyjnej „Robotnika Wybrzeża” – pisma WZZ. Z czasem jednak zaczynają mu się coraz baczniej przyglądać: gada przy podsłuchach, nie przestrzega zasad konspiracji, plącze się w opowieściach i wykazuje nadmierne wodzowskie maniery. „Nawet jeżeli nie był TW, to cechy jego charakteru i mentalność dyskwalifikowały go jako działacza opozycji” – podsumowują Gwiazdowie.
Po latach sam Wałęsą przyzna, że podpisał „parę papierków”, że miał kontakty z esbecją, ale potem je zerwał. Pytanie tylko, czy całkowicie udało mu się z nich wywikłać? Joanna i Andrzej twierdzą, że nie. Przedstawiają wiele poszlak, choć bez żadnych twardych dowodów. Większość im nie wierzy, inni uważają, że w imię wyższych racji nie należy burzyć legendy przywódcy „Solidarności”.
I choć Andrzej zostaje jednym z wiceprzewodniczących pierwszej „Solidarności”, to udział Gwiazdów w działaniach związku sukcesywnie maleje. Nawet jeżeli Wałęsa nie jest agentem bezpieki, nie podoba im się stopniowe przekształcanie demokratycznej organizacji w wodzowską, wszechobecny kult Lecha, jego dyktatorskie posunięcia, eliminowanie co bardziej niezależnych działaczy. Ich zdaniem z pierwotnego etosu „Solidarności” niewiele zostaje. Zastępuje go „wielka polityka”, dworskie intrygi i walka o stołki, co szczególnie widoczne staje się w czasach tzw. drugiej „Solidarności”. Ne znajdują już w niej dla siebie miejsca. Są jak tytuł wydawanego przez siebie przez wiele lat pisma: „Poza Układem”. Podobnie podczas obrad Okrągłego Stołu. „Już we wstępnej selekcji Kiszczak podzielił opozycję na konstruktywną i niekonstruktywną. Ja zaproszenia do uczestnictwa w obradach (…) nie dostałem” – mówi Gwiazda. Jacek Kuroń pytany o nieobecność Andrzeja odpowiada szczerze: „Bo Gwiazda jest za uczciwy do tej gry”. Po 1989 r. ta opinia staje się jeszcze bardziej aktualna…
 
 
RAMKA:
W pracy nad tekstem korzystałem z wydanej przez Wydawnictwo Fronda książki Historia przyznała nam rację. Z Joanną Andrzejem Gwiazdami rozmawiają Remigiusz Okraska i Agnieszka Niewińska. Z niej także pochodzą wszystkie użyte cytaty.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki