Pierwsze skojarzenie: Kościół zaczyna mówić, że w Polsce jest coraz więcej pogan. O co więc tak naprawdę w tym „dziedzińcu pogan” chodzi?
Inicjatywa papieska
Benedykt XVI zauważył, że w dzisiejszym świecie trzeba tworzyć tzw. dziedzińce, czyli miejsca spotkania ludzi wierzących i niewierzących; miejsca autentycznego dialogu i doświadczenia wspólnoty. W tym celu Ojciec Święty powołał osobną fundację kierowaną przez kard. Gianfranco Ravasiego, która ma na swym koncie już kilka odsłon „dziedzińca” na przykład w Paryżu, Tiranie czy Asyżu. Teraz nadszedł czas na Kraków. Instytut Dialogu Międzykulturowego wraz z Archidiecezją Krakowską i Uniwersytetem Jagiellońskim rozpoczynają cykl spotkań, z których pierwsze zatytułowano „Czy jest jeszcze możliwa wspólna troska o dobro wspólne? Do tej dyskusji na dziedzińcu Collegium Maius zostali zaproszeni ludzie polityki różnych opcji i pokoleń. Całość poprowadzi bp Grzegorz Ryś.
Co z tego wyniknie?
– Pogadają, pogadają i tyle – uważa pewna część naszego społeczeństwa. Tymczasem bp Ryś w jednym z wywiadów odbija tę pesymistyczną wizję, mówiąc, że już sam dialog jest wartością. Doszliśmy bowiem do sytuacji, że dziś nikt nikogo nie słucha, bo nikt nikomu nie wierzy. – Poziom wzajemnej podejrzliwości przekroczył linię krytyczną – twierdzi bp Ryś. Owa choroba podejrzliwości dotknęła nie tylko środowiska polityczne, ale również media czy świat nauki i kultury. Dlatego też „dziedzińce pogan” to szansa na przywrócenie płaszczyzny jakiegokolwiek porozumienia. Tego typu spotkania nie mają więc w założeniach charakteru ewangelizacyjnego. Co najwyżej można przyjmować, że są to działania preewangelizacyjne.
Geneza „dziedzińca”
Idea „dziedzińca pogan” nawiązuje do planu świątyni jerozolimskiej. Przychodzący do niej ludzie gromadzili się na dziedzińcach, które tworzyły logiczną sekwencję. Najbardziej zewnętrznym był właśnie dziedziniec pogan. Dziedziniec pogan dostępny był dla każdego, kto chciał wejść w przestrzeń świątynną, ale nie należał do Narodu Wybranego. Samą nazwę można też przetłumaczyć dosłownie jako „dziedziniec ludów”, a nawet – oddając jego sens w czasach Jezusa – „dziedziniec Greków” (por. Rz 1; Kol 3). A zatem „dziedziniec pogan / ludów” był owym szczególnym miejscem spotkania Żydów i nie-Żydów. Wkraczający nań „Grecy” mogli mieć poczucie bycia „u siebie”. Natomiast religijni Żydzi nie zamierzali ich wcale stamtąd usuwać. Ów fragment świątyni miał więc generować po obu stronach postawy dokładnie odwrotne do tych, którym ulegali niejednokrotnie na co dzień.
Organizatorzy „dziedzińców pogan” chcąc wyjaśnić zasadność takich spotkań, odwołują się m.in. do tekstu z konstytucji soborowej Lumen gentium, według której Kościół ma być „jakby sakramentem, tzn. znakiem i (skutecznym) narzędziem jedności całego rodzaju ludzkiego”. Bp Grzegorz Ryś przywołuje ponadto na pamięć komentarz Pawła Włodkowica do słów Chrystusa: „Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni”, czyli że istnieją ludzie, którzy nie są owcami Kościoła, ale są owcami Chrystusa!