Logo Przewdonik Katolicki

Ojcostwo jest towarzyszeniem

Łukasz Kaźmierczak
Fot.

Z karmelitą, ojcem Wojciechem Ciakiem, o ojcostwie duchowym i przewodnikach w drodze do Boga, rozmawia Łukasz Kaźmierczak

z karmelitą, ojcem Wojciechem Ciakiem, o ojcostwie duchowym i przewodnikach w drodze do Boga, rozmawia Łukasz Kaźmierczak

 

Usłyszałem kiedyś: „Pamiętaj, ojcostwo to dar i charyzmat od Boga”.

– Tak, to jest mądre zdanie. Podpisuję się pod nim i to w odniesieniu w ogóle do całego rodzicielstwa. Św. Edyta Stein, która w sposób szczególny zajmowała się tematyką kobiet w kontekście macierzyństwa, podkreślała, że  wszystkie kobiety są powołane do macierzyństwa w jego podstawowym, duchowym wymiarze. Analogicznie odnosi się to także do kwestii ojcostwa. Dla jednych do owego ojcostwa czy macierzyństwa duchowego dochodzi się poprzez rodzicielstwo fizyczne, a inni osiągają je na drodze życia zakonnego.

 

I wtedy mówimy o ojcostwie duchowym?

Ostrożnie z takimi określeniami. Ja w punkcie startu nie mówiłbym o ojcostwie duchowym. W punkcie wyjścia można mówić o pomocy duchowej, o kierownictwie duchowym, ale chyba jednak nie o ojcostwie duchowym. To nie jest coś, co  powstaje na zawołanie.

 

Duchowe ojcostwo jest punktem końcowym?

– Myślę, że tak, ale ono wcale nie musi zaistnieć. To jest uzależnione od wielu czynników. I nie chodzi tu tylko o poziom relacji na linii ojciec duchowy – syn duchowy. Ojcostwo duchowe jest przede wszystkim ogromnym wyzwaniem dla samego kapłana. Ono nie bierze się znikąd. Kapłan musi najpierw samemu wzrastać w Jezusie Chrystusie i stawać się stopniowo dzieckiem w Synu. I dopiero wtedy zyskuje mocne podstawy, żeby móc samemu pełnić rolę ojca duchowego.

 

To nie może być żaden duchowy teoretyk?

– Raczej nie, choć oczywiście nie wyklucza to możliwości udzielania poważnych rad duchowych, czy nawet stałego kierownictwa duchowego. Ale w takim układzie należałoby je koniecznie powiązać z sakramentem pokuty.

 

Czyli jednak na początku musi być konfesjonał?

– W tym przypadku na pewno. Sakrament pokuty broni nas przed relacją opartą bardziej na sferze uczuciowo-emocjonalnej niż na wymiarze duchowym. Bo jeśli kierownictwo duchowe odbywa się poprzez konfesjonał, wówczas działa moc sakramentu pokuty i jego światło. Wtedy nie umknie nam nic ważnego. Osoba szukająca przewodnictwa duchowego staje się więc niejako zabezpieczona.

Nieprzypadkowo, kiedy św. Teresa z Ávila szukała ojca duchownego, zaczynała zawsze od konfesjonału. To było dla niej najważniejsze odniesienie, bo – jak mawiała – w sakramencie pokuty jest więcej światła.

 

Ale kierownictwo duchowe może z czasem przerodzić się w coś większego?

Tak, z kierownictwa duchowego może się zrodzić ojcostwo duchowe, choć wcale nie musi to oznaczać wyjścia poza konfesjonał. Ale jeśli już dochodzi do takiego pogłębienia relacji duchowych, wówczas  rodzą się niezwykłe, niepowtarzalne historie. Bycie ojcem duchowym jest także wielkim obdarowaniem dla samego przewodnika. To niesamowite wyzwanie i  zarazem niesamowita łaska, wiążącą się z taką prawdziwą, głęboką realizacją powołania kapłańskiego.

 

„Towarzyszenie człowiekowi w drodze do Boga” – moim zdaniem to najlepsze określenie definiujące ojcostwo duchowe…

Trudno w tym przypadku tworzyć jakieś podręcznikowe definicje, tym niemniej przywołane przez pana określenie wydaje mi się najbardziej realne i zawierające istotę rzeczy.

Towarzyszenie… Tak, z tego może być ojcostwo duchowe – odbywanie drogi z kimś właśnie na zasadzie towarzyszenia, próby rozeznawania sytuacji, pewnego rozjaśniania, czasem podpowiedzi. Na pewno jednak ojciec duchowy nie może powiedzieć: ja mam takie rozeznanie, taka jest wola Boża, proszę postąpić tak, a nie inaczej.

 

Nigdy wszechmocny guru?

– Nigdy. On może jedynie powiedzieć:  twoje zachowanie jest ewangeliczne, to jest zgodne z nauką Kościoła, za tym kryje się postawa Jezusa. Albo na odwrót. Ale nigdy nie może zawyrokować: to masz zrobić, a tamtego nie.

 

 A zatem również nie relacja typu uczeń – mistrz?

– Nie, bo wtedy istnieją dwa niebezpieczeństwa: po pierwsze, wspomniane już przekonanie, że „ja wiem, co Pan Bóg do Ciebie mówi, dlatego musisz się podporządkować moim zaleceniom”, a po drugie, chęć wprowadzania kogoś we własne życie duchowe. A to wcale nie o to chodzi. Każdy ma przecież swoją indywidualną drogę, trzeba tylko pomóc mu ją rozeznać. Św. Jan od Krzyża był wielkim mistykiem, miał bardzo głębokie doświadczenia duchowe, ale jako ojciec duchowy pozostawał jedynie towarzyszem.

 

W jaki sposób należy rozpocząć wędrówkę z duchowym przewodnikiem? Zapukać do klasztornej furty?

– Są oczywiście rozmaite drogi. Niektórzy wierni dzwonią  do klasztoru, inni zwracają się bezpośrednio w konfesjonale z prośbą o kierownictwo duchowe. Tutaj nie ma żadnej reguły.

Warto jednak zebrać wcześniej informacje na temat danego nurtu duchowości. Nie do każdego musi przemawiać np.  nasza duchowość karmelitańska. Na pewno jednak w tym wyborze nie może być elementu jakiegoś zimnego wyrachowania.

 

Wyrachowania?

– Owszem, myślę o takim rodzaju wyrachowania, który dziś skutkuje kryzysem uczestnictwa  w kościołach parafialnych, zwłaszcza w dużych miastach. W konsekwencji dochodzi do tego, że zaczynamy traktować niektóre kościoły na zasadzie ulubionych pubów czy restauracji, oferujących dobrą obsługę i ulubione potrawy. Stajemy się wtedy coraz bardziej krytyczni i wybredni: to mi odpowiada, tamto mi się nie podoba. Rzecz jasna sam krytycyzm nie musi być zły, pod warunkiem że dotyczy treści, a nie wyłącznie formy. Bo to trochę zabija zmysł wiary i zmysł Kościoła.

 

Kierownictwo duchowe nie jest dla wybrednych?

– Ono przede wszystkim wymaga pokory. Jeżeli ktoś chce poważnie pracować nad sobą i rzeczywiście wzrastać duchowo, to musi zgodzić się także na określone wymagania. I nie zawsze to, co usłyszy, będzie tym, co chce usłyszeć. Istnieją niekiedy takie sytuacje, że pewne rzeczy trzeba wypowiedzieć w formie ostrzejszej, niekoniecznie miłej dla osoby korzystającej z kierownictwa duchowego. A więc co do formy i co do treści nie musi to  odpowiadać wcale naszym oczekiwaniom.

 

Kochający, ale surowy ojciec jest lepszy od łagodnego, neutralnego towarzysza drogi?

– Tutaj znów wszystko zależy od konkretnej sytuacji. Żadna posługa nie daje jednak prawa do zachowań łamiących elementarne zasady kultury czy szacunku dla drugiego człowieka. Tym bardziej że kapłan w konfesjonale ma w pewnym sensie ogromną przewagę nad osobą korzystającą z przewodnictwa duchowego –  zarówno w sensie autorytetu, jak i w sensie zaufania. Wtedy naprawdę łatwo ferować wyroki. A to już jest bardzo niebezpieczne.

Czasami zresztą sami ludzie chcieliby przerzucić odpowiedzialność za swoje decyzje na barki przewodnika duchowego. Takie dowody zaufania są może nawet i sympatyczne, łechcące mile próżność, ale złudne. Nigdy nie należy ulegać pokusie decydowania o czyimś losie.

 

Ani godzić się na rolę emocjonalnego kosza na śmieci, w który inni wrzucają swoje problemy.

– Tego akurat do końca uniknąć nie można i na pewnym etapie kierownictwa duchowego trzeba nawet przyjąć. Kiedy bowiem kapłan odkrywa stopniowo skomplikowany wewnętrzny świat ludzkiej osobowości, zaczyna w naturalny sposób towarzyszyć człowiekowi w jego duchowych zmaganiach. I trudno wtedy pozostać jedynie beznamiętnym obserwatorem, choć są oczywiście pewne granice. Nie można stać się bezwolnym workiem do bicia, w który uderza druga osoba, bo to nie służy nikomu i niczemu.

 

Czym by się to zresztą różniło wtedy od zwykłej wizyty u psychoanalityka?

– Niczym, tym bardziej że nie chodzi o rozwiązywanie problemów drugiej osoby od ręki, tu i teraz, tylko o pomoc w wejściu na drogę wzrastania duchowego.

 

A to bardzo długa i kręta droga…

– Jedna wizyta w konfesjonale nie sprawi, że wszystkie nasze duchowe problemy rozwiążą się same. My znajdujemy się w sytuacji wojny, a nie bitwy. W czasie spowiedzi ustala się strategię wojny, ale to wcale nie oznacza, że jednej czy drugiej bitwy nie przegramy. Liczy się efekt końcowy.

Dla mnie osobiście od czasów seminaryjnych bardzo wyzwalająca i piękna jest ta wspomniana świadomość drogi. Jestem na drodze, na której nie dzieje się nic przypadkowego – może być i noc ciemna, i świt,  ale to wszystko ma swój sens. Ja muszę tylko wytrwać w marszu. I tutaj właśnie spowiednik czy ojciec duchowy mogą mi pomóc we właściwym odczytaniu tej drogi i umiejscowieniu na niej.

 

Z takim towarzyszem wędruje się łatwiej?

– Na pewno o wiele pewniej i bezpieczniej.

 

 

 


Wojciech Ciak OCD – ceniony spowiednik, wykładowca, autor licznych książek i publikacji poświęconych duchowości karmelitańskiej, prowadzi wydawnictwo „Flos Carmeli” oraz  kulturalną „Piwnicę duchową” przy poznańskim klasztorze Karmelitów Bosych.

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki