Możemy być z siebie bardziej lub mniej dumni. Zawsze jednak możemy z dumą poznawać i pokazywać światu to, co zostawili nam dziadkowie. Nawet jeśli żyli w tym niewielkim i mało znanym regionie, jakim są Pałuki.
Pałuki to nie tylko stroje, kuchnia czy hafty – to również świętowanie, zwykle zbliżone w zwyczajach do tego, jakie znamy z całej Polski, ale wyróżniające się pewnymi szczegółami, o których warto wiedzieć, skoro jesteśmy stąd.
Przed ślubem
Kiedy wielkopolska rodzina urządza wesele i zaprasza gości gdzieś z Polski, ci dziwią się, o czym mowa, kiedy powtarzają się opowieści o „butelkach”. Ten stary zwyczaj jest wyraźnie związany z naszym terenem. Przyjęcie przedślubne urządzano albo w domu każdego z narzeczonych, albo wspólnie, w jednym. Najważniejszym elementem przyjęcia było tłuczenie szkła i skorup oraz wyrzucanie śmieci przed dom panny młodej. W ten sposób zapewnione miało być szczęście małżeńskie narzeczonych. Zwyczaj ten przywędrował na Pałuki prawdopodobnie z Niemiec i pozostał jak widać na stałe.
Wesele
Podczas uroczystości weselnych Pałuki od innych części regionu wyróżniał przede wszystkim strój drużby. Jako szarfę do granatowej sukmany przypinano mu bowiem do lewego ramienia w kierunku prawego boku ręcznik, który następnie przyozdabiano kolorowymi wstążkami oraz kwiatami, rozmarynem i rutą. Półdrużba (pomocnik drużby) miał przypięty podobny, choć nieco mniejszy ręcznik. Ręczniki te potrzebne były drużbom już po zapowiedziach, jeszcze przed ślubem – tak przystrojeni drużbowie chodzili po wsiach, zapraszając gości na wesele.
Drużba weselny powinien również mieć białą, obszytą dokoła czerwoną wstążką chustkę, w której rogach zawiązywano małe pętelki, a w jedną z nich wpinano rozmaryn. Chustki te nazywano grofcikami. Oprócz grofcika konieczny był również rajtacz albo pyda, czyli bat z sarniej nóżki, z doplecionymi rzemieniami, wstążkami i pomponami.
Oprócz drużby ciekawymi postaciami weselnymi byli również przebierańcy. Przebierańcy, najczęściej jako Żydzi, wchodzili na uroczystość weselną i próbowali „kupić” pannę młodą, płacąc za nią monetami z talarków marchwi lub brukwi.
Pogrzeb
Kiedy umierał człowiek w Wielkopolsce (również na Kaszubach, Mazurach i Kujawach), przed pogrzebem zbierano się na tak zwane „puste noce”, czyli modlitewne czuwania przy ciele zmarłego. Podobnie jak w całej Wielkopolsce, zmarłego wynoszono potem w mieszkania nogami do przodku – ale tylko na Pałukach kłaniano się przed nim trzykrotnie i dotykano trumną progu domu.
Wigilia
Wesele i pogrzeb zdarzają się raz w życiu człowieka. Co roku jednak ludzie spotykali się, żeby obchodzić wielkie święta kościelne albo ludowe tradycje. I znów – niby było tak samo jak wszędzie, ale przecież nie do końca. Na wigilię jadano zupę rybną i barszcz, kapustę z grochem lub grzybami, smażone ryby i pierniki.
Kilka dni po Bożym Narodzeniu domy odwiedzali kolędnicy – nie po to, by zbierać datki, ale by przynosić szczęście odwiedzonym gospodarzom. Wśród kolędników (zwanych herodami) był diabeł, anioł, śmierć, Żyd, Cygan, Turak, kominiarz, żołnierz, koń, bocian i koza. Sporadycznie tylko pojawiał się na Pałukach, popularny w Wielkopolsce, niedźwiedź oraz dzieci, przebrane za Adama i Ewę oraz za biskupa.
Wielkanoc
Ciekawą tradycją – znaną również na Krajnie, ale przede wszystkim pałucką – było „wywożenie mężatki”. W dzień przed Środą Popielcową zamężne kobiety szły do świeżo poślubionej dziewczyny i na przystrojonym wózku lub po prostu na taczce wywoziły ją do karczmy, a ona musiała się „wykupić” – oczywiście dostępnymi w karczmie napojami...
Na Wielkanoc do święconki, oprócz baranka z masła, jednokolorowych pisanek oraz białej i wędzonej kiełbasy, wkładano również gotowaną głowę świniaka. A później, już podczas świąt, jedzono również pieczoną na rożnie szynkę z kością, zupę z ziemniaków i „ślepe ryby”.
Atrakcyjniejsze niż stół były wiejskie obyczaje związane z Wielkanocą. Palmy na Niedzielę Palmową nie były wielkie i malownicze jak w innych regionach – ot, kilka baź – „kotków” z kawałkiem zielonej gałązki.
Za to po Niedzieli Palmowej uwagę wszystkich przyciągały „przywoływki”. W wielkanocną niedzielę, na środku wsi, na specjalnie wybudowanym podwyższeniu stawał jeden z kawalerów i odczytywał głośno wierszyki, zwykle złośliwe i wytykające wady, na temat wszystkich panien we wsi. Każdy wierszyk kończył się wyrokiem – ile wiader wody otrzyma następnego ranna każda panna. Uniknąć „kary” żadna panna nie mogła – było to zresztą ryzykowne, bo próba ucieczki kończyła się podwojeniem wyroku. Jedyne, co pozostawało, to psychiczne przygotowanie do publicznego prysznica.
Od zlania wiadrami wody dziewczynę uwolnić mógł tylko jej kawaler. Jeśli udało mu się ją „wykupić” i dogadał się w tej sprawie z gronem innych kawalerów, mógł sam ułożyć wierszyk o swojej dziewczynie, mógł ją wychwalić, zamiast wytykać słabości, a potem sam zlać ją wodą w takiej ilości, jaką uznał za stosowne.
Wielkanoc na Pałukach – podobnie jak Boże Narodzenie – wiązała się z pochodami przebierańców. Pochodom wielkanocnym przewodził opleciony słomianymi sznurami niedźwiedź, za którym jechali dziad i baba na siwym koniu, dziad z koszykiem, a czasem też kominiarz.
Domy
Świętowanie – podobnie jak dzisiaj – znajdowało swoje odbicie w wystroju mieszkań. Pod sufitem wieszano słomkowo-bibułkowe „pająki” lub rzeźbione z jednego kawałka drewna ptaki. Pierwotnie „pająki” tworzono z kłosów zboża, owoców i nasion z ostatniego żniwnego snopa, później, wraz z pojawianiem się nowych materiałów, technika wykonania „pająków” ewaluowała. Symbolika pozostała ta sama – miały one być symbolem dostatku.
Kwiaty z bibuły (róże, astry, georginie, kwiaty jabłoni czy bzu) ustawiano na stołach, komodach i domowych ołtarzykach. Kwiaty przytwierdzano również do patyków w trzech równoległych rzędach, tworząc tzw. rózgi, ustawiane później w wysokich, wąskich wazonach. Kwiatami ozdabiano również domowe obrazy.
Rzeźby ludowe
Po starych, pałuckich tradycjach pozostało już bardzo niewiele. Nasi przodkowie pozostawili po sobie jednak również rzeczy trwalsze. Na przykład ludowe rzeźby.
Rzeźby ludowe, najczęściej rzeźby świątków, wykonywano z drewna i ustawiano w domowych ołtarzykach albo w kapliczkach, znajdujących się przy domach, na polach, przy drogach, mostach, jeziorach, na skrzyżowaniach dróg lub granicach wsi. Rzeźby te wykonywali wiejscy artyści będący samoukami. Spośród nich wymienia się na przykład nieznanego z imienia „pastucha pijaczynę” z Kierzkowa k. Żnina. Ów pastuch specjalizował się w wykonywaniu krucyfiksów, które następnie przynosił w prezencie do tych domów, gdzie akurat świętowano wesele lub chrzciny. Przynosząc dar, wpraszał się przy okazji na suty poczęstunek...
„Pastuch pijaczyna” rzeźbił krucyfiksy, i to właśnie one występują najczęściej pośród ludowych pałuckich rzeźb. Krucyfiksy te umieszczano w domach i w kościołach, w kruchtach, nad misami z wodą święconą, prowadziły one procesje. Nieco rzadziej niż Jezusa Ukrzyżowanego rzeźbiono na Pałukach Jezusa Frasobliwego. Za to wśród świętych bezkonkurencyjny był św. Wawrzyniec, uznawany za patrona chroniącego przed ogniem (na Pałukach św. Florian cieszył się dużo mniejszą popularnością). Często rzeźbiono również postaci chroniącego przed padaczką św. Walentego oraz św. Rocha, patrona w czasach zarazy.