Dzisiaj widziałam nagranie, na którym czarnoskóry chłopak z RPA z płaczem usiłuje uderzyć, a może raczej przegonić, dwóch białych siwowłosych mężczyzn. Rzecz dzieje się na sawannie. Panowie wracali z safari, na pace ich wielkiego jeepa leżą dzikie zwierzęta. Upolowane dla zabawy – czytam pod filmem zamieszczonym w mediach społecznościowych.
Z ciekawości wpisuję w wyszukiwarkę: polowanie w RPA. Okazuje się, że w Polsce działa kilka agencji organizujących takie „rozrywki”. Wystarczy wpłacić zaliczkę 500 euro i kupić bilet lotniczy do Port Elizabeth w cenie od 3 do 6 tys. zł. Nocleg jest zapewniony na szczycie góry z pięknymi widokami, miejscowa kobieta przygotowuje posiłki z „darów buszu”, a więc głównie z dziczyzny. Pić można nieograniczone ilości alkoholu. Do upolowania czekają antylopy, bawolce, gnu, guźce, zebry. Na stronie uśmiechają się ze zdjęć panowie, pozując ze swoimi zdobyczami. Zapłacili 4,5 tys. euro w pakiecie z zebrą, bez zebry i gnu – 2,2 tys. euro. Najwięcej trzeba zapłacić za antylopy, bo aż 13 tys. euro. To prawdziwa zabawa dla bogaczy. Cena zawiera m.in. pranie brudnej odzieży i wstępną preparację trofeów. Trofea wiszą w każdym miejscu noclegowym, ściany zdobią różnego rodzaju poroża (z głowami oczywiście), wypchane zwierzęta różnych gatunków patrzą nieruchomymi oczami i zwiększają ochotę na polowanie. Sztucery są oczywiście w cenie pakietu.
Ofert jest więcej, nie trzeba wcale jechać do Afryki. Na myśliwych czekają czarne niedźwiedzie, łosie i wilki w Kanadzie, piękne jelenie szlachetne w Szkocji (dla grupy 16 jeleni w tydzień), ogromne dziki w Turcji („niezapomniane chwile”), cudowne jelenie jawajskie w nieograniczonej ilości (indyk w bonusie) czekają zaś w Nowej Kaledonii. Dawno nie było mi tak smutno, zwłaszcza kiedy czytam te całkowicie bezduszne oferty i oglądam zadowolone twarze nad ciałami zabitych zwierząt. Dla zabawy, tylko i wyłącznie dla zabawy.
Myśliwi w ogóle nie muszą nigdzie jechać. Nasze lasy i ich mieszkańcy żyją sobie po to, by zadowolić pragnienia osób odczuwających radość z polowania. Parę tygodni temu wiceminister klimatu i środowiska Mikołaj Dorożała podał do publicznej wiadomości statystyki dotyczące upolowanych zwierząt. Jako pierwszy minister użył przy tym słowa: zabitych. Okazało się, że myśliwi zabili w ciągu ostatniego roku ponad 200 tys. dzików, 100 tys. jeleni, 200 tys. saren, 10 tys. danieli i niemal pół tysiąca muflonów. Jatka, masakra, rzeź… Nie mam na to innych słów. To nie jest „regulacja populacji”. Okazuje się, że jest coś takiego jak „plan zabicia”, ale te liczby przekroczyły ów plan prawie o 200 procent! Las spływa krwią – wiem, że to patetyczne, ale tak czuję. Złość i wielki smutek.