W mediach społecznościowych od początku czerwca krąży mem z wizerunkiem znanego aktora z pewnego popularnego polskiego filmu akcji. Mężczyzna prezentuje na nim charakterystyczny cyniczno-ironiczny wyraz twarzy, a zdjęcie wzbogacone jest podpisem: do schroniska możesz oddać karmę, nie psa, gdy jedziesz na wakacje. Nie bez przyczyny użytkownicy social mediów udostępniają post z memem w okresie rozpoczynającego się lata. Bez wątpienia to czas, w którym wiele psów, jak pokazują statystyki ostatnich lat, zostaje porzuconych przez swoich opiekunów, ze względu na bycie niewygodnym kompanem wakacyjnych podróży.
Słodki obowiązek
Każdy, kto miał lub ma psa, wie, że obok mnóstwa radości i chwil szczęścia, których dostarcza czworonóg, jego obecność w domu to także codzienna i niezmienna porcja niemałych obowiązków. Niezależnie od nastroju, pogody czy okoliczności życiowych pies trzy razy dziennie musi odbyć spacer i zjeść posiłek dostosowany do swojej wagi. Nie możemy zapominać o napełnianiu miski świeżą wodą, a także, dla dobrostanu psychicznego naszego podopiecznego, o porcji zabawy. Tymczasem w schronisku w Obornikach w województwie wielkopolskim wszystkie te obowiązki należy pomnożyć około osiemdziesięciu razy, gdyż tyle psów stacjonarnie ma pod opieką placówka, dysponująca dziewięcioma pracownikami. – Codziennie rano pracownik, który zaczyna dyżur, jedne z pierwszych kroków kieruje do lodówki po wątrobiankę, która stanie się zachętą do przyjęcia leków przez wiele z naszych psów – opowiada Iwona Jindra, kierowniczka Azorka, obornickiego schroniska. – Reszta dnia to ciąg powtarzających się obowiązków: czyszczenie kojców, napełnianie misek karmą, nalewanie czystej wody, spacery. W tym ostatnim nierzadko naszych pracowników wspierają wolontariusze lub chociażby wycieczki szkolne, które lubią do nas zaglądać.
Zwyrodnialcy
Według danych Inspekcji Weterynaryjnej w Polsce funkcjonuje około 230 schronisk dla zwierząt, w tym ponad 100 prowadzonych przez gminy. Psy trafiają do schroniska z różnorodnych powodów. Część z nich to tzw. uciekinierzy, którzy z jakichś powodów oddalili się od swojego właściciela. – Zdarza się, że pies przestraszy się na spacerze, zerwie się ze smyczy albo wybiegnie z posesji przez niedomkniętą furtkę – opowiada Iwona Jindra. – Znaczna część psów trafia jednak do nas z tzw. interwencji. Ich stan jest zazwyczaj zły bądź tragiczny, gdyż do natychmiastowego odebrania psa właścicielowi dochodzi z wielu, często drastycznych, przyczyn. Są właściciele, którzy trzymają swego psa na krótkim łańcuchu przy budzie przez całe dnie, są tacy, którzy zapominają karmić i poić zwierzaka, są tacy, którzy znęcają się fizycznie, ale też tacy, którzy mają olbrzymią liczbę zwierząt i nie radzą sobie z podstawowymi zadaniami – dodaje kierowniczka.
W powszechnej opinii panuje przekonanie, że ludzie nie dbają o zwierzęta głównie na wsiach i tam dochodzi najczęściej do interwencji.
Nic bardziej mylnego – przekonuje Iwona Jindra. – W miastach dochodzi do mnóstwa zaniedbań względem czworonogów. A to ktoś trzyma psa przywiązanego do kaloryfera, a to pies całe dnie spędza bez jedzenia i picia zamknięty w klatce, lub prawie w ogóle nie wychodzi na spacery. Zdarzało się, że trafiały do nas psy, które powinny ważyć 40 kg, a ważyły 13. Słuchając historii niektórych naszych psów, mierzę się z poziomem okrucieństwa, który wydawało mi się, nie może zostać osiągnięty – podsumowuje kierowniczka schroniska.
Interwencja
Mimo że oddanie psa do schroniska nie jest przestępstwem, psa do schroniska w Obornikach oddać nie można, bo według ustawy powinny tam trafiać psy bezpańskie, w stosunku do których nie można ustalić właściciela. Niektóre schroniska, głównie prywatne lub fundacyjne, przyjmują psy właścicielskie za jednorazową opłatą. Za porzucenie psa, zgodnie z Ustawą o ochronie zwierząt z dnia 21 sierpnia 1997 r., grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności. W przypadkach rażącego zaniedbania lub znęcania się nad zwierzęciem sprawca może zostać skazany na surowsze kary, w tym pozbawienie wolności do lat pięciu. – Zdarza się, że ktoś przywiąże psa pod schroniskiem lub w jego okolicy. Pamiętam sytuację, gdy ktoś przerzucił psa przez płot na wybieg, na którym biegały nasze schroniskowe psy. Niestety skończyło się to tragicznie i podrzucony pies został zagryziony przez stado, które obcego nie zaakceptowało – wspomina kierowniczka schroniska.
Jeśli mimowolnie staniemy się świadkami porzucenia psa przez właściciela, mamy obowiązek zgłosić to na policję, podając jak najwięcej szczegółów zdarzenia w celu identyfikacji sprawcy. Natomiast gdy spotykamy na swojej drodze błąkającego się psa, wezwijmy straż miejską lub policję. Służby, we współpracy ze schroniskiem, zabezpieczą zwierzaka. Straż miejska i policja to także konieczna droga powiadomienia i interwencji w przypadku bycia świadkiem znęcania się nad zwierzętami, czy to bezpośredniego jak bicie, czy tego rozłożonego w czasie, jak trzymanie psa na krótkim łańcuchu na podwórku lub zamykanie psa na balkonie w zimnie lub w upalne dni, bez dostępu do wody. Niewielu z nas zdaje sobie sprawę, że zostawienie psa na smyczy pod sklepem również jest karalne. Sytuacja ta oceniana jest zazwyczaj z art. 77 Kodeksu wykroczeń: „Kto nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1000 złotych albo karze nagany”.
Babcia zostawiła
– Jednym z powodów, dla którego trafiają do nas zwierzęta, jest śmierć właściciela. Często dzwonią do nas ludzie, informując, że umarła babcia lub dziadek i został pies. Zawsze w takich sytuacjach pytam: kto jest spadkobiercą? – opowiada Iwona Jindra. – Nie można tak po prostu oddać psa do schroniska, opiekę nad nim powinna przejąć osoba, która dziedziczy spadek. Dlatego właśnie, gdy o adopcję psa ubiega się senior, zastrzegamy potrzebę przybycia do nas z osobą, która będzie dziedziczyć – dodaje kobieta.
Zwierzęta, które trafiają do schroniska „przez przypadek”, często źle znoszą swój pobyt w tym miejscu. – Psy, które zgubiły się swoim właścicielom, dotychczas zazwyczaj żyły w dobrych warunkach, miały swój kąt i swojego człowieka na wyłączność. U nas spotykają się z hałasem i obecnością innych czworonogów, jednak najtrudniejszym wyzwaniem dla nowych mieszkańców okazuje się piętnastodniowa kwarantanna. Izolujemy na ten okres nowo przybyłego czworonoga od innych, gdyż nie wiemy, z jakimi chorobami do nas przybył ani czym może się zarazić. Pies przebywa wówczas sam w jednym miejscu, jest karmiony przez jednego opiekuna i nie może wychodzić na zewnątrz – opowiada kierowniczka schroniska.
Mimo wielu codziennych wyzwań schronisko w Obornikach cieszy się sporym wsparciem ludzi dobrej woli. – Podstawowy budżet naszej placówki realizowany jest ze środków gminnych. Niestety potrzeby naszych psów wykraczają daleko poza zaplanowane wsparcie finansowe. Większe koszty generują przede wszystkim choroby, z którymi zmagają się przebywające u nas czworonogi. O ile koszty standardowych zabiegów typu kastracja, sterylizacja czy usunięcie listew mlecznych jesteśmy w stanie sami pokryć, o tyle zdarzają się, wcale nierzadko, operacje, których koszt przekracza kwoty kilku tysięcy złotych. W takich przypadkach podejmujemy różne działania, które pozwalają nam pomóc potrzebującym psom. Nie jesteśmy fundacją ani organizacją pożytku publicznego, ale dzięki wsparciu Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami z oddziałem w Obornikach z dużymi sukcesami organizujemy internetowe zbiórki – opowiada Iwona Jindra. – Poza kwestiami finansowymi również możemy liczyć na otwarte serca wielu darczyńców. Mamy umowę z kilkoma sklepami zoologicznymi, które oddają nam karmy, gdy opakowania są uszkodzone. Jedzenie przynoszą nam również indywidualni darczyńcy czy otrzymujemy je ze zbiórek, chociażby szkolnych. Są firmy, które przywożą nam uszyte legowiska – podsumowuje kierowniczka.
Pat
Fundacji pomagających psom w ostatnich latach w Polsce przybywa. Znajdują się nie tylko w dużych miastach, ale i w mniejszych ośrodkach. Część z nich pośredniczy wirtualnie w adopcjach, a część przyjmuje psy pod swój dach. Poznańska Fundacja Ochrony Praw Zwierząt Kejtersi zajmuje się na co dzień pomocą psom w potrzebie oraz ich opiekunom, a także szeroko pojętą, „okołopsią” edukacją. Flagowy projekt fundacji to budowanie sieci domów tymczasowych. – Współpracujemy z wieloma podmiotami pomagającymi psom, jak np. schroniska. Ogłaszamy psy mieszkające tam do adopcji lub szukamy dla nich domów tymczasowych. Często kontaktują się z nami także właściciele i proszą o pomoc w znalezieniu nowego domu dla swojego psa, ponieważ sami już nie mogą się nim zajmować, a nie chcą go porzucać – opowiada Ada Flis, wolontariuszka fundacji Kejtersi. – W naszej ocenie takie działanie jest odpowiedzialne i nie powinno być źródłem ostracyzmu społecznego. Mimo naszego zaangażowania w życie psów i ich podmiotowego traktowania doceniamy, że ludzie zgłaszają się do nas i szukają pomocy. Sytuacje, w których decydują się na taki trudny krok, bywają czasem patowe. Czasami są to psy bardzo lękliwe, czasami wykazujące zachowania agresywne, czasami nie odnajdują się w domu z innym zwierzęciem lub dzieckiem – dodaje przedstawicielka fundacji.
– Oczywiście zdarzają się również sytuacje, w których ktoś oddaje psa z bardzo błahych powodów, bo np. kupił sobie innego i chce pozbyć się starszego, gdyż zwierzęta rzekomo się nie dogadują. Dla takich sytuacji nie mamy zrozumienia, co nie znaczy, że odmawiamy pomocy takiemu zwierzęciu – podsumowuje Ada Flis.
Dom na chwilę
Fundacja Kejtersi ma pod swoją opieką około dwudziestu psów w domach tymczasowych lub w odpłatnych hotelach dla zwierząt. W tych ostatnich psy umieszczane są, gdy problemy behawioralne zwierzaka, jak lęk separacyjny czy agresja, uniemożliwiają znalezienie domu tymczasowego. – Przez ponad trzy lata działalności naszej fundacji udało nam się doprowadzić do adopcji dwustu psów. To duże liczby, choć nie ukrywam, że są psy, którym nie udało się znaleźć domu i przebywają pod naszą opieką od dwóch lat – wyznaje Ada Flis. – Szukamy domów tymczasowych nierzadko w trybie awaryjnym i natychmiastowym, jak chociażby w sytuacji, gdy znaleziony pies nie może przebywać w schronisku, ponieważ z różnych powodów źle znosi pobyt tam – kontynuuje. – Aby zostać domem tymczasowym, należy wypełnić ankietę. Kandydaci opisują w niej swoje możliwości i preferencje, w których mogę określić np., że ze względów lokalowych nie mogą przygarnąć dużego psa. Po przekazaniu psa do domu tymczasowego pozostajemy cały czas w kontakcie. Fundacja pokrywa również wszystkie koszty związane z opieką nad psem, dostarcza karmę, akcesoria, pokrywa koszty weterynaryjne, a w razie problemów behawioralnych opłaca konsultację z behawiorystą – wymienia członkini Kejtersów. – Jeśli jednak dom tymczasowy chce partycypować w kosztach, to chętnie taką pomoc przyjmujemy. Głównym warunkiem, który trzeba spełnić, aby zostać domem tymczasowym, jest gotowość na to, że pies nie będzie idealny, oraz gotowość na pracę z nim. Bardzo często są to psy z różnego rodzaju wyzwaniami w zachowaniu, a do domów tymczasowych trafiają, aby nauczyć się życia w społeczeństwie i przygotować się do adopcji. Umowę sporządzamy na czas nieokreślony, czyli znalezienia domu stałego, jednak z doświadczenia wiemy, że trzy miesiące to czas minimalny, aby znaleźć psu dom stały i przygotować go do tej zmiany. Czasem jednak zawieramy umowę na czas określony – podsumowuje Ada Flis.
---
Związek frazeologiczny „pieskie życie” nie niesie w sobie zbyt dużo optymizmu. Przywodzi na myśl życie pełne trudu, cierpienia i upokorzeń. Tymczasem niejeden właściciel czworonoga nie wyobraża sobie życia bez psa, określając go mianem przyjaciela i nie wypowiadając tego z przesadą czy egzaltacją. W stwierdzeniu tym nie chodzi również o uczłowieczenie psa, robienie z niego substytutu nieudanych relacji z innymi ludźmi, ale o właściwie ustawioną relację człowiek – zwierzę. Nie wchodząc w behawioralno- psychologiczne aspekty, wierność i oddanie psa bywa zjawiskiem naprawdę zaskakującym. Tym bardziej przerażające jest to, że sytuacje, kiedy ktoś przywiązał psa do drzewa, wyrzucił z samochodu sto kilometrów od miejsca zamieszkania czy porzucił pod schroniskiem, wciąż się wydarzają.