Logo Przewdonik Katolicki

Wspierające cztery łapy

Weronika Frąckiewicz
Fot. Archiwum fundacji

Polskie prawo sprzyja obecności psa przewodnika i asystującego w przestrzeni publicznej. To, czy ich liczba zwiększy się na naszych ulicach, w dużej mierze zależy od nas samych.

Cooki, mimo że był szkolony przez Fundację na rzecz Osób Niewidomych Labrador – Pies Przewodnik, nie jest psem przewodnikiem. Jego zadaniem jest asystowanie Ani, która cierpi na PTSD, zespół stresu pourazowego, oraz ma problemy ze sprawnością ruchową.

Uspokaja
Cooki pomaga mi poruszać się w przestrzeni miejskiej, np. podczas wchodzenia po schodach, ale przede wszystkim przez swoją obecność wycisza mnie w trudnych momentach. Tak było na przykład dzisiaj, podczas konsultacji lekarskiej w szpitalu, w którym wizyta jest dla mnie wymagającym psychicznie doświadczeniem – opowiada kobieta. – Cooki jest dla mnie dużym wsparciem także w środkach komunikacji, gdyż podróż nimi jest dla mnie bardzo stresująca. Bardzo często kładzie mi głowę na uda, wpatruje się we mnie, jakby całym sobą chciał mnie uspokoić. W domu natomiast, gdy mam napad złości, on przynosi zabawkę, zlizuje łzy z policzków, kiedy płaczę. Jego funkcje są przeróżne. Cooki nie reaguje tak jak psy sygnalizujące na przykład spadek cukru, które działają na zasadzie bodźca i reakcji. On jest i swoją obecnością wywiera na mnie największy wpływ – dodaje Ania.
Mimo że mieszka na południu Polski, po Cookiego pojechała do Poznania. Wybrała go spośród trzech innych psów, bo z nim od początku poczuła wspólne fale. Mieszkają razem od marca i każdego dnia uczą się, jak odczytywać swoje zachowania. – On patrzy na mnie jak człowiek, jakby chciał odgadnąć, co mam na myśli – twierdzi Ania. – Automatycznie zajmuje miejsce w samochodzie obok mnie, cały czas mam z nim kontakt. Jego obecność naprawdę daje mi poczucie bezpieczeństwa.

Mylące pozory
Najmniej uwagi na Cookiego zwracają w szpitalu, jakby to, że idzie ze swoją właścicielką, było czymś naturalnym, mimo że jest jedynym psem przechadzającym się po korytarzach. – Niedawno lekarz robił sobie zdjęcia z nim – śmieje się kobieta. – Jakiś czas temu wchodząc na badanie rezonansem magnetycznym, zostawiłam go w kabinie do przebierania, bo pielęgniarki trochę kręciły nosami na jego obecność. Gdy po zakończonym badaniu wyszłam, Cooki biegał po całym terenie, a w misce miał nalaną wodę. Okazało się, że pielęgniarki się w nim zakochały i postanowiły umilić mu czas oczekiwania. Gdy kilka tygodni później wróciłam na to samo badanie, żałowały, że nie zabrałam Cookiego, bo miały dla niego przygotowane smaczki – dodaje Ania.
Problemy mają w sklepach spożywczych i odzieżowych. – Najwięcej nieprzyjemnych sytuacji doświadczamy w najbardziej znanej w Polsce sieci dyskontów spożywczych. Czasem mam ochotę założyć przyciemniane okulary, aby sprawiać wrażenie osoby, która potrzebuje psa przewodnika. Przez to, że moja choroba nie jest widoczna na pierwszy rzut oka, ludzie czasem traktują Cookiego nieprzyjemnie. Temat niewidocznej niepełnosprawności jest bardzo obszerny, niestety duża część społeczeństwa po prostu ocenia jakieś zachowanie, nie biorąc pod uwagę, że dana osoba może mieć z czymś problem – opowiada.

Inspiracje
Ania prowadzi na Facebooku i Instagramie (@cookie_service_dog_ptsd) profil, w którym opisuje swoje życie z Cookim. Przygotowywane posty mają poszerzać świadomość społeczeństwa w temacie psa asystującego, ale także osób z niepełnosprawnościami, jak na przykład ten, zwracający uwagę na obecność hulajnóg w przestrzeni publicznej. „Moi kumple z miast mają z tym duży problem… Najczęściej są psami przewodnikami osób niewidomych! Tutaj gorąca prośba do wszystkich użytkowników: Nie zostawiajcie hulajnogi na samym środku przejścia lub w mało oczekiwanych miejscach… nie każdy ma to szczęście, że doskonale porusza się w przestrzeni miejskiej i takie porzucenie tego pojazdu w jakimkolwiek miejscu może skutkować upadkiem osoby niewidomej lub innymi przykrymi doświadczeniami” – pisze.
Fundacja na rzecz Osób Niewidomych Labrador – Pies Przewodnik działa w Poznaniu od osiemnastu lat. Do tej pory z jej inicjatywy wyszkolono siedemdziesiąt psów przewodników dla osób z całej Polski, którym uszkodzenie wzroku utrudnia normalne funkcjonowanie, a także dwa psy sygnalizujące, dla osób zmagających się z PTSD. Inspiracją stały się holenderskie szkoły szkolące psy. – Pierwsza prezeska miała kontakt z holenderskimi szkołami dla psów przewodników. Obserwowała, jak pozytywne efekty przynoszą tego typu szkolenia, podczas gdy w na początku XXI w. w Polsce prawie się o psach przewodnikach nie mówiło. Owszem, gdzieś tam były pojedyncze sztuki, ale sprowadzone z zagranicy lub takie, których poziom wyszkolenia pozostawiał wiele do życzenia – opowiada Irena Semmler, obecna prezeska fundacji, radca prawny, hodowca psów, członkini Polskiego Związku Kynologicznego. – Postanowiliśmy zainicjować nowe działania w naszym kraju. Novum był typ wolontariatu, który zaproponowaliśmy: wolontariat rodzin zastępczych. Polega on na tym, iż szczenięta – przyszłe psy asystujące – przez około 12 miesięcy mieszkają w rodzinach wolontariuszy, gdzie pod okiem instruktorów oraz trenera rodzin zastępczych uczą się życia w wielkim mieście.

Próba
Olga chciała mieć psa od dawna, jednak zawsze wydawało się to zbyt trudne, więc ostateczna decyzja o przygarnięciu czworonoga nie zapadała. Kiedy wyszła za mąż i pojawiły się dzieci, zaczęła patrzeć na posiadanie czworonoga z innej perspektywy. Któregoś dnia wraz z mężem usłyszeli o Fundacji na rzecz Osób Niewidomych Labrador – Pies Przewodnik. – Pomyśleliśmy, że to dla nas idealna opcja. Nie byliśmy pewni, czy poradzimy sobie z psem ,,na całe życie” – opowiada Olga. – Rok, w którym będziemy rodziną zastępczą dla szczeniaka, pozwoli nam zweryfikować, czy nasze wyobrażenia pokrywają się z rzeczywistością. Przekonamy się również, jak nasze dzieci na dłuższą metę reagują na zwierzaka w domu. Dodatkowo fundacja daje nam olbrzymie wsparcie na różnych polach, od troski o zdrowie psa, aż po jego edukację – dodaje. Rolls zamieszkał z nimi cztery miesiące temu i od początku zrewolucjonizował życie rodzinne. Głównym opiekunem został Marcin. – Mąż ma taką pracę, że może psa zabierać ze sobą. Blisko jego biura jest przestrzeń, w której Rolls się może wybiegać i załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Kilka razy w ciągu dnia przez około 20 minut Marcin ćwiczy z nim różne komendy, m.in.: do mnie, siad, zostań. Jest to część wymaganego dla tego typu psów treningu posłuszeństwa. Dodatkowo pracują nad socjalizacją – zabierają do galerii, sklepów, jeżdżą z nim tramwajami.
Rolls jak na szczeniaka jest bardzo posłuszny i szybko się uczy, co nie oznacza, że opieka nad nim nie jest wymagająca. – Najwięcej trudności dostarcza nam to, że Rollsik zachowuje się jak odkurzacz, je wszystko, co napotyka na swojej drodze – opowiada Olga. – Jest to charakterystyczne dla labradorów, dlatego musimy mieć oczy dookoła głowy, żeby nie zjadł czegoś, co mu zaszkodzi.

Przyszłościowo
Bycie tymczasowym właścicielem przysparza również innych trudności. – Dylematy pojawiają się, gdy trzeba psu stawiać granice. Trenerzy w fundacji jasno określili granice, których pies nie może przekraczać, m.in. spanie z nami w łóżku, dostawanie jedzenia przy stole. Gdyby to był nasz pies, pewnie inaczej podeszlibyśmy do tych kwestii, a tak, czy leży to w naszej naturze, czy też nie, prowadzimy go tak, jak się zobowiązaliśmy – wyjaśnia Olga.
Dzieci coraz bardziej przyzwyczajają się do psa. – Początkowo były trochę nieufne wobec nowego współlokatora. Teraz, w miarę upływu czasu, sytuacja się powoli zmienia. Dziś synek wstawia miskę psu do klatki i dopiero, jak powie ,,smacznego”, Rolls zaczyna jeść – śmieje się Marcin.
Olga i Marcin już dziś wiedzą, że będą tęsknić za psem, gdy przyjdzie czas przekazania go dalej. – O niego się nie martwię – mówi Olga. – Labradory to psy, które miłością zalewają wszystkich na swojej drodze, on sobie poradzi. Na pewno rozstanie najtrudniej przeżyje Marcin, choć wszyscy zapewne będziemy tęsknić. Być może zmobilizuje nas to, aby poważnie pomyśleć o swoim psie, takim ,,na całe życie”.
Prawo w Polsce sprzyja osobom posiadającym psa asystującego. – Nasze przepisy dotyczące towarzyszenia psa przewodnika są naprawdę sprzyjające osobom korzystającym. Kilka dni temu na adres mailowy naszej fundacji wpłynął mail ze Szwecji zatytułowany ,,Szwedzcy użytkownicy psów przewodników proszą o pomoc”. Mimo że w poziomie wiedzy kynologicznej Szwecja znacznie nas wyprzedza, w Szwecji wcale nie można być pewnym, że mając psa asystującego, wszędzie się z nim wejdzie. Tymczasem u nas ustawa zapewnia nie tylko wejście do wszystkich miejsc użytku publicznego, ale również zobowiązuje pracodawcę do stworzenia pracownikowi warunków, aby mógł przebywać z psem w trakcie pracy. Również uchwała Konferencji Episkopatu Polski zezwala wiernym na udział w obrzędach wraz z psem przewodnikiem.

Jedyny
Jedynie strefy wzmożonego rygoru sanitarnego, jak np. gabinety zabiegowe, nie są dostępne dla psów. – Teoretycznie pies przewodnik może przebywać ze swoim panem również w szpitalu. W praktyce wygląda to różnie, zwłaszcza pandemia ujawniła słabość tego rozwiązania – przyznaje Irena Semmler. – W sytuacji, gdy zespół oddziałowy pracował w mocno okrojonym składzie, problematyczne było wychodzenie z psem na dwór. Dlatego zachęcaliśmy osoby, aby psy zostawały w domach pod czyjąś opieką.
Pies przewodnik osoby niewidomej czy ten, który sygnalizuje nadejście ataku paniki, w przypadku osób z PTSD to nie tylko wsparcie w trudnych sytuacjach społecznych. – Naukowo udowodniono, że kontakt z psem w znaczący sposób obniża ciśnienie krwi i wpływa pozytywnie na samopoczucie – wylicza Irena Semmler. – W przypadku osób z niepełnosprawnościami kontakt z czworonogiem znacząco wpływa na poczucie wartości tych osób. Spora część naszego społeczeństwa nie radzi sobie ze swoimi zwierzętami, psy nie wykonują najprostszych komend, dlatego człowiek, który ma ładnego, doskonale wyszkolonego psa, zyskuje w oczach innych. Nierzadko wśród naszych beneficjentów są osoby samotne, zmagające się z depresją. Pies często bywa ich jedynym towarzyszem.
Jednym z etapów szkolenia psów jest dobór w pary. Psy przewodniki nie są szkolone dla konkretnych osób. Rolą instruktora szkolącego psy jest tak ocenić człowieka, aby stworzyć dobry duet. Pod uwagę bierze się wiele czynników, m.in. wzrost, temperament, tempo poruszania, posturę, tryb życia. Czasami ktoś czeka na psa nawet dwa lata, zdarza się także, że między psem a człowiekiem zaiskrzy przy pierwszym kontakcie. – Sam moment przekazania psa wygląda bardzo różnie, wszystko zależy od osoby. Zdarzają się sytuacje, które trudno przewidzieć – opowiada prezeska fundacji. – Kiedyś przed samym przekazaniem psa dziewczyna wyznała nam, że to ojciec zmusił ją do wzięcia psa. Nasza instruktorka domyśliła się, że coś jest nie tak, ponieważ dziewczyna po każdym kontakcie z psem myła ręce.

Współpraca
Każda osoba z dysfunkcją wzroku, która porusza się z pomocą białej laski i ma ukończony kurs orientacji przestrzennej, może zgłosić się do fundacji, aby otrzymać psa. – Wiek osoby zgłaszającej się do nas, poza tym, że musi mieć ukończone 16 lat, teoretycznie nie gra roli, jednak mamy duże dylematy w powierzaniu psów osobom powyżej 70. roku życia. Może się okazać, że pies przeżyje właściciela – przyznaje Irena Semmler. – Od kandydatów na właścicieli psów oczekujemy chęci do dalszej pracy z psem i wytrwałości. Sam proces docierania się właściciela z psem zachodzi dopiero w domu. To nierzadko jest ciężka praca, której efektem końcowym ma być właściwa interpretacja zachowań właściciela przez psa, ale i odwrotnie. Osoby z PTSD kwalifikowane są przez psychiatrów i psychoterapeutów. To specjaliści oceniają, czy stan zdrowia danej osoby pozwala na zapewnienie psu wystarczającej, codziennej opieki.
Fundacja jako organizacja pożytku publicznego finansowana jest przez darowizny, wpływy z 1% oraz projekty współfinansowane ze środków PFRON. Aktualnie fundacja wspólnie z PFRON, PZN oraz dwiema szkołami psów przewodników realizuje rozpisany na kilka lat duży projekt unijny, dzięki któremu poza wyszkolonymi psami przewodnikami powstanie sześć standardów regulujących zarówno procedury szkolenia psów, jak i funkcjonowania samych szkół.
Dziedziniec jednej z poznańskich galerii handlowych. W równych odstępach od siebie siedzą szczeniaki rasy labrador. Kilka z nich ma kolor biszkoptowy, a kilka rudy, wszystkie natomiast mają czerwone szelki z napisem ,,pies w treningu”. Każdy z psów przyprowadzony został przez wolontariusza z tzw. rodziny zastępczej. Psy wykonują komendy, które wydaje trenerka Sławomira Sworacka-Kryś, instruktorka szkolenia psów, dyplomowany behawiorysta. – Swoją przygodę z czworonogami rozpoczęłam, pracując z psami patrolowo-tropiącymi w Zakładzie Kynologii Policyjnej w Sułkowicach. W fundacji szkolę rodziny zastępcze, jak mają uczyć psy podstaw posłuszeństwa i socjalizacji. Spotykamy się przez rok kilka razy w miesiącu i oprócz podstawowych komend, jak: ,,siad”, ,,leżeć”, ,,zostań”, uczymy psiaki m.in. jeździć windą, poruszać się po ruchomych schodach, jeździć tramwajem – opowiada trenerka. – Szkolenie psów jest bardzo przyjemne, ponieważ efekty treningów widać u szczeniaków od razu. Najtrudniejsze jest przekazanie ludziom, jak mają szkolić swoje psy, gdyż największą pracę wykonują w swoich domach. Nie każdy jest na tyle konsekwentny, wymagający i cierpliwy, aby odpowiednio pokierować psem – dodaje.
Możemy prześcigać się w dyskusjach, czy zbytnie uczłowieczanie psa jest moralne; czy pies powinien mieszkać w budzie, czy spać z właścicielem w łóżku; czy kary za trzymanie psa na łańcuchu powinny być wysokie, czy zniesione całkowicie. Faktem jest, że są wśród nas osoby, dla których relacja z czworonogiem to nie kaprys czy upodobanie, ale niezbędna część codziennej egzystencji. Nasza przychylność może niekiedy okazać się zbawienna.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki